KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 3 grudnia, 2024   I   02:12:50 PM EST   I   Hilarego, Franciszki, Ksawery
  1. Home
  2. >
  3. STYL ŻYCIA
  4. >
  5. Trochę historii

Juliusz Słowacki

04 lutego, 2009

Juliusz Słowacki herbu Leliwa, urodził się w dniu 4 września 1809 roku w Krzemieńcu. Zmarł zaś, w dniu 3 kwietnia 1849 roku w Paryżu, zasłynąwszy jako jeden z najwybitniejszych poetów polskich doby romantyzmu. Obok Mickiewicza, Krasińskiego i Norwida nazywany był on wieszczem narodowym.

Stworzył wiele znakomitych liryków, poematów i dramatów o trwałych wartościach artystycznych. Jego utwory, zgodnie z duchem epoki i ówczesną sytuacją narodu polskiego, podejmowały istotne zagadnienia związane z walką narodowowyzwoleńczą, z przeszłością narodu i przyczynami naszej niewoli. Jego twórczość wyróżniała się wspaniałym bogactwem wyobraźni i poetyckich przenośni.

HYMN

Smutno mi, Boże! - Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowéj wodzie
Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże!
Jak puste kłosy, z podniesioną głową
Stoję rozkoszy próżen i dosytu...
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże!
Jako na matki odejście się żali
Mała dziecina, tak ja płaczu bliski,
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali
Ostatnie błyski...
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,
Smutno mi, Boże!

 

Dzisiaj, na wielkim morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!
Żem często dumał nad mogiłą ludzi,
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!
Ty będziesz widział moje białe kości
W straż nie oddane kolumnowym czołom;
Alem jest jako człowiek, co zazdrości
Mogił popiołom...
Więc że mieć będę niespokojne łoże,
Smutno mi, Boże!
Kazano w kraju niewinnej dziecinie
Modlić się za mnie co dzień... a ja przecie
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie,
Płynąc po świecie...
Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,
Smutno mi, Boże!
Na tęczę blasków, którą tak ogromnie
Anieli twoi w siebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie
Patrzący - marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi, Boże!

Jego ojciec Euzebiusz, był profesorem literatury w Liceum Krzemienieckim i Uniwersytecie Wileńskim. Matka Słowackiego, Salomea z Januszewskich, polska Ormianka, osoba o dużej kulturze literackiej i osobistej, po śmierci męża sama zajmowała się wychowywaniem syna. Dzięki niej, w dzieciństwie i wczesnej młodości Słowacki miał szeroki kontakt z ówczesną elitą intelektualną. Pani Salomea wyszła ponownie za mąż, za lekarza Augusta Bécu i nawet wtedy miała ogromny wpływ na patriotyczne uduchowienie swojego syna. Juliusz Słowacki, po studiach w Wilnie przybył w dniu 1 lutego 1829 roku, do Warszawy, gdzie 30 marca objął posadę aplikanta w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Po wybuchu powstania listopadowego, w dniu 9 stycznia 1831 roku podjął on pracę w powstańczym Biurze Dyplomatycznym księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Tego samego roku, 8 marca udał się Słowacki z misją dyplomatyczną Rządu Narodowego do Londynu. ODA

DO WOLNOŚCI

Witaj, wolności aniele,
Nad martwym wzniesiony światem!
Oto w Ojczyzny kościele
Ołtarze wieńczone kwiatem
I wonne płoną kadzidła!
Patrz! tu świat nowy - nowe w ludziach życie.
Spojrzał - i w niebios błękicie
Malowne pióry złotemi
Roztacza nad Polską skrzydła

Sytuacja polityczna w Polsce nie pozwoliła Słowackiemu wrócić do kraju. Pozostał on na emigracji we Francji, gdzie zadebiutował w 1832 roku powieścią poetycką „Hugo". W latach 1833-1835 przebywał on w Szwajcarii, skąd podróżował do Włoch, Grecji, Egiptu, Palestyny i Syrii. W końcu osiadł na stałe w Paryżu. Mimo że był poważnie chory, wyruszył w 1848 roku do Wielkopolski, by wziąć tam udział w powstaniu, jednak zamierzeń swych nie zrealizował nigdy. Wtedy też ostatni raz spotkał się z matką, we Wrocławiu.

SUMNIENIE

Przekląłem - i na wieki rzuciłem ją samą,
I wzburzony, nim księżyc zabłysnął wieczorem,
Jużem się od niéj długim rozdzielił jeziorem.
A gdy się toń jeziora księżycową plamą
Osrebrzała, gdy wichry zawiewały chłodniéj,
Jam jeszcze leciał - jeszcze uciekałem od niéj.

 

I może bym zapomniał - bo koń leciał skoro,
Bo mi targały myśli tętniące kopyta.
Gdzie ona? - oszukana - przeklęta - zabita..

Nigdy się nie ożenił. Był typowym rentierem. Przysyłane przez matkę pieniądze umiejętnie pomnażał, inwestując je na paryskiej giełdzie. Pozwoliło mu to zyskać pewną niezależność finansową, a wszystkie swoje dzieła wydawał własnym sumptem. Gruźlica, z którą walczył polski poeta, w końcu zabrała swoje żniwo z jego młodego życia.
Słowacki został pochowany na paryskim Cmentarzu Montmartre, gdzie spoczywał do dnia 14 czerwca 1927 roku. Odnowiony, pierwotny grób Juliusza Słowackiego, zaprojektowany przez francuskiego artystę Charles\'a Pétiniaud-Dubos, można nadal oglądać na tym cmentarzu. W 1927 roku, prochy Słowackiego zostały na polecenie marszałka Józefa Piłsudskiego przewiezione do Polski. Jego trumna płynęła w górę Wisły z Gdańska do Krakowa na pokładzie statku, który zatrzymywał się w licznych portach rzecznych, gdzie miejscowa ludność składała hołd prochom polskiego wieszcza. 28 czerwca tego roku, na dziedzińcu zamku na Wawelu odbyła się uroczysta ceremonia pogrzebowa Juliusza Słowackiego. Na jej zakończenie marszałek Józef Piłsudski, wypowiedział wielokrotnie cytowane słowa: W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy. Jego prochy zostały złożone obok Adama Mickiewicza w Krypcie Wieszczów Narodowych w Katedrze na Wawelu. Niedoceniany i zwalczany przez Adama Mickiewicza, doczekał się uznania w okresie polskiego modernizmu. Jako liryk, zasłynął on pieśniami odwołującymi się do źródeł ludowych i patriotycznych.

NA SPROWADZENIE PROCHÓW
NAPOLEONA

I wydarto go z ziemi - popiołem,
I wydarto go wierzbie płaczącéj,

Gdzie sam leżał ze sławy aniołem,
Gdzie był sam, nie w purpurze błyszczącéj,
Ale płaszczem żołnierskim spowity,
A na mieczu jak na krzyżu rozbity.
Powiedz, jakim znalazłeś go w grobie,
Królewicu, dowódzco korabli? -
Czy rąk dwoje miał krzyżem na sobie?
Czy z rąk jedną miał przez sen na szabli?
A gdyś kamień z mogiły podźwignął,
Powiedz, czy trup zadrżał, czy się wzdrygnął?
On przeczuwał, że przyjdzie godzina,
Co mu kamień grobowy rozkruszy;
Ale myślał, że ręka go syna
W tym grobowcu podźwignie i ruszy,
I łańcuchy zeń zdejmie zabojcze,
I na ojca proch zawoła: - Ojcze!
Ale przyszli go z grobu wyciągać,
Obce twarze zajrzały do lochu;
I zaczęli prochowi urągać,
I zaczęli nań wołać: - Wstań, prochu!
Potem wzięli tę trochę zgnilizny
I spytali - czy chce do ojczyzny? -
Szumcie! szumcie więc, morza lazury,
Gdy wam dadzą nieść trumnę olbrzyma!
Piramidy! wstępujcie na góry
I patrzajcie nań wieków oczyma!
Tam! - na morzach! - mew gromadka szara
To jest flota z popiołami Cezara.
Z tronów patrzą szatany przestępne,
Car wygląda blady spoza lodów -
Orły siedzą na trumnie posępne
I ze skrzydeł krew trzęsą narodów.
Orły, niegdyś zdobywcze i dumne,
Już nie patrzą na słońce - lecz w trumnę.
Prochu! prochu! o leż ty spokojny,
Gdy usłyszysz trąby śród odmętu,
Bo nie będzie to hasło do wojny,

Ale hasło pacierzy - lamentu...
Raz ostatni hetmanisz ty roty
I zwyciężysz - lecz zwycięstwem Golgoty.
Ale nigdy, o nigdy! choć w ręku
Miałeś berło, świat i szablę nagą,
Nigdy, nigdy nie szedłeś śród jęku
Z tak ogromną bezśmiertnych powagą,
Z taką mocą... i z tak dumnym obliczem,
Jak dziś, wielki! gdy powracasz tu niczem.

Był poetą nastrojów, mistrzem błyskotliwego operowania słowem. Obok Cypriana Kamila Norwida jest największym z mistyków polskiej poezji.

BALLADA *

Szło dwóch w nocy z wielką trwogą,
Aż pies czarny bieży drogą.
Czy to pies,
Czy to bies?
Rzecze jeden do drugiego:
Czy ty widzisz psa czarnego?
Czy to pies,
Czy to bies?
Żaden nic nie odpowiedział,
Żaden bowiem nic nie wiedział.
Czy to pies,
Czy to bies?
Lecz obadwaj tak się zlękli,
Że zeszli w rów i przyklękli:
Czy to pies,
Czy to bies?
Drżą, potnieją, włos się jeży,
A pies bieży, a pies bieży.
Czy to pies,
Czy to bies?

 

Bieży, bieży, już ich mija,
Podniósł ogon i wywija,
Czy to pies,
Czy to bies?
Już ich minął, pobiegł daléj,
Oni wstali i patrzali.
Czy to pies,
Czy to bies?
Wtém, o dziwo! w oka mgnieniu,
Biegnąc daléj, zniknął w cieniu.
Czy to pies,
Czy to bies?
Długo stali i myśleli,
Lecz się nic nie dowiedzieli,
Czy to pies,
Czy to bies?

\"\"

EWA MICHAŁOWSKA WALKIEWICZ