- Home >
- STYL ŻYCIA >
- Trochę historii
Odszedł Jerzy Główczewski ostatni pilot Dywizjonu 308
Andrzej Daniel Sołtysik 22 kwietnia, 2020
Odszedł Jerzy Główczewski ostatni pilot Dywizjonu 308, uczestnik powojennej odbudowy Warszawy. Złota odznaka Godła Kościuszkowskiego była odznaczeniem najbliższym jego sercu. Jerzy Główczewski był wielkim bohaterem, którego życiorys nadaje się na film. Wykonał dokładnie 100 lotów bojowych. 1 stycznia 1945 r. wziął udział w słynnej bitwie nad Gandawą i w rejonie lotniska Sint-Denijs-Westrem. Za wybitne zasługi był wielokrotnie odznaczany, w tym trzykrotnie Krzyżem Walecznych.
Służąc w Dywizjonie 308 odbył 100 lotów bojowych. Po wojnie wrócił do Polski i jako architekt uczestniczył w odbudowie najważniejszych historycznych budynków Warszawy. Po wielu podróżach zawodowych, osiadł w USA, gdzie podjął pracę jako wykładowca na Uniwersytecie Stanowym w Północnej Karolinie. Był człowiekiem, który pomimo wielu lat życia poza Polską, nigdy nie przestał o niej myśleć.
Jesień swego życia spędził w Nowym Jorku, gdzie otrzymał odznaczenie, które jak podkreślał, było najbliższe jego sercu. Była to złota Odznaka Kościuszkowska, którą wręczyła mu księżna Angelika Jarosławska-Sapieha, odwiedzając go w jego apartamencie niedaleko Central Parku. Przez wiele godzin rozmawiali o niezwykłych kartach jego życia.
The 308 pilots posing by piece of one of the 13 FW190 they shot down over Ghent on January 1st, 1945. From left: F/O Szlenkier, Sgt Breyner, Sgt Główczewski, Sgt Kaniok, F/Sgt Stanowski and F/Sgt Soszyński. Picture courtesy of Wojciech Zmyslony.Przez wiele miesięcy, Angelika Jarosławska Sapieha w częstych rozmowach z Jerzym Główczewskim dowiadywała się o szczegółach Bitwy o Anglię z perspektywy jej bohatera, o życiu legendarnych asów przestworzy II wojny światowej oraz o losach po drugiej wojnie światowej.
„Droga Angeliko, Twój list zrobił mi wielką radość. Sierpień wygląda o wiele lepiej niż obecna zima... Jeśli mogę dodać mój komentarz to będzie to uwaga o konieczności wspomnienia o naszej drugiej złotej karcie w czasach od D-Day do końca wojny. To był czas, kiedy ja dołączyłem do polskich skrzydeł we Francji, kontynuując moją służbę na terenie czterech frontów aż do samych Niemiec. Zwycięstwa naszych pilotów szybko powiększały się - w tym czasie dowiedzieliśmy się, że polski pilot zestrzelił tysięczny samolot niemiecki, od czasu jak Polacy zaczęli loty w Anglii. ("Wojak z przypadku" str. 205). Ważnym wspomnieniem historycznym jest wiadomość, że od inwazji D-Day, zmieniła się taktyka walk powietrznych. Nastąpiła wojna "niebo - ziemia" czyli niszczenie pozycji wroga, często trzy razy dziennie. Ale gdy w Nowy Rok 1945, Luftwaffe zmobilizowało około ostatnich 800 myśliwców i zaatakowało o świcie alianckie bazy w Europie, nasze dwa dywizjony były jedynymi w powietrzu, odnosząc wielkie zwycięstwo.”
Rysunek specjalnie dla tego artykułu zrobił Krzysztof KałuckiAngelika Jarosławska Sapieha była Ambasadorem produkcji filmowej „Dywizjon 303 Historia Prawdziwa”. Jest także Ambasadorem MUZEUM 303 im. ppłk pil. Jana Zumbacha w Napoleonie. Koordynowała także wiele działań związanych ze 100-leciem polskiego lotnictwa, a także 100-leciem odzyskania Niepodległości. Muzeum 303, stworzone z pasji Tomasza Kajkowskiego, pilota i miłośnika historii lotnictwa, to miejsce obowiązkowe do odwiedzenia na mapie Polski. W Muzeum zgromadzono największą kolekcję pamiątek po legendarnym Dywizjonie 303, ale nie tylko.
Jarosławska-Sapieha przyjaźni się z rodziną Arkadego Fiedlera, która podpisała z producentem filmu Jackiem Samojłowiczem umowę na realizację filmu, na podstawie książki „Dywizjon 303”. Wiele cennych wskazówek dotyczących filmu udzielił Jerzy Główczewski. Angelika wraz z Muzeum 303 im. Ppłk pil. Jana Zumbacha uczestniczyła w wielu wydarzeniach promujących nie tylko film Dywizjon 303, ale przede wszystkim historię Polaków, o których w wyjątkowy sposób mówił Król Jerzy VI, ojciec Królowej Elżbiety II. Król osobiście pogratulował naszym bohaterom, który wywodzili się ze Szkoły Orląt z Dęblina. Ponad dwa lata Angelika Jarosławska Sapieha dbała o sprawne działania promocyjne filmu. Często rozmawiała z rodzinami pilotów walczących w legendarnym Dywizjonie.
W 2017 roku Jerzy Główczewski po raz ostatni odwiedził Polskę. Chciał być na premierze filmu „Dywizjon 303 Historia Prawdziwa”, ale niestety pogarszający się stan zdrowia pokrzyżował jego plany. Był szczęśliwy, że po ponad 77 latach o bohaterskich wyczynach polskich lotników powstaje film i że młodsze pokolenia poznają tę historię w świeżej formie. Spotkał się z realizatorami produkcji filmowej, był również na przygotowaniach do Wielkiego Spektaklu w Teatrze ROMA „Piloci”. Opowiadał Angelice o swoim zaangażowaniu w odbudowę powojennej Warszawy. Zawsze marzył o tym, by zostać architektem. Swoje pasje, marzenia i historię opisywał w książkach, w których widać tęsknotę za Polską i utraconym miejscem dzieciństwa, ale także wiarę w przyszłość kraju i optymizm.
Angelikę Jarosławską Sapiehę z mjr Jerzym Główczewskim zapoznał znany nowojorski fotograf i fotoreportażysta Czesław Czapliński. Człowiek, który od wielu lat fotografował najbardziej znane osoby świata, z którymi również przeprowadzał wywiady. Tak było też z Witoldem Urbanowiczem, legendarnym dowódcą Dywizjonu 303 oraz Jerzym Główczewskim. Gdy Czesław Czapliński gościł w Polsce, Angelika Jarosławska Sapieha zaprosiła go na plan filmowy. Czesław Czapliński wykonał flagową fotografię wcielającego się w rolę Witolda Urbanowicza polskiego aktora Piotra Adamczyka. Należy nadmienić, iż na premierowym torcie składający się z trzech potężnych bloków pojawiły się właśnie fotografie Czesława Czaplińskiego.
Trudno pogodzić się z tym, że odchodzą ostatni świadkowie tej niezwykłej historii. Ciężko uwierzyć, że nie usłyszymy ich wspomnień nigdy więcej, a jedyne co nam zostaje to pamięć i środki przekazu, które utrwaliły ich cenne doświadczenia.
Mjr. Jerzy Główczewski zapisał się zaraz po powrocie do Polski w 1947 roku do Areoklubu Warszawskiego na Gocławiu. Kochał architekturę. To właśnie on zrobił słynne zdjęcia zniszczonego Gdańska. Pragnął studiować architekturę i odbudowywać zdewastowaną stolicę-Warszawę. Udało się. Wspominał jak w skrajnie biednych dla kraju warunkach, w nędzy i już wtedy okupowanej przez „sowietów” Polsce często schorowani ludzie garnęli się, by odbudować potwornie zniszczoną Warszawę. To był gigantyczny wyczyn.
– Miałem to szczęście, że trafiłem do wybitnego profesora, a w zasadzie do profesorów, którzy w tych trudnych czasach potrafili rozmawiać z władzą komunistyczną i uparcie dążyli do odbudowy historycznej Warszawy. Jak Politechnikę Warszawską, Plac Bankowy wzdłuż tej alei kamienice. Potem Senatorską i szliśmy do odbudowy Starego Miasta. Formalnie należeliśmy do „Miasta-Projektu” – wspominał Jerzy Główczewski.
W całej Polsce Jerzy Główczewski projektował magazyny przemysłowe.
Wiosną 1947 r. powrócił do Polski i zamieszkał w rodzinnym domu w zrujnowanej Warszawie. Wstąpił do Aeroklubu Warszawskiego, jednak już w czerwcu 1949 r. na skutek represji ze strony władz stracił licencję pilota. W październiku tego samego roku, gdy powrócił do Polski, rozpoczął studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Ukończył je w 1952 r. i trafił do zespołu zajmującego się odbudową Warszawy. Jak to się stało, że młody dobrze wyglądający Jerzy Główczewski, który dźwigał bagaż ogromnego doświadczenia jako bohater Bitwy o Anglię, dostał się do tak renomowanej pracowni architektonicznej? Miał wielki talent rysowniczy.
W czasie Bitwy o Anglię szkicował podniebne bitwy legendarnych dywizjonów. To on kreślił w jaki sposób wypoczywają piloci RAFu, jak spędzają wolny czas. Szkicował bary, knajpki, potańcówki, apele, lotniska, mundury, ale też wiernie odbijał na papier pomieszczenia i budynki.
Trzeba tutaj wspomnieć, że Jerzy Główczewski był osobą bardzo towarzyską i przyjazną. Jest autorem książek: "Wojak z przypadku". "Optymista mimo wszystko" i "Moja Ameryka". Wykładał na Stanowym Uniwersytecie w Karolinie Północnej, ale też warto tutaj dodać iż był autorem projektu przebudowy i modernizacji starożytnego miasta Asuanu – Starożytnego miasta w Egipcie.
Jerzy Główczewski wiele lat pracował w Organizacji Narodów Zjednoczonych i dla Fundacji Forda. Wykładał też architekturę, rysunek w Instytucie Pratta, prywatnej nowojorskiej uczelni, w której wykładał architekturę, sztukę, rysunek i projektowanie wnętrz. Na jego wykładach zawsze pojawiało się dużo młodzieży. Zawsze skromny, często był zapraszany do projektów związanych z BOBPoles czy Dywizjonami Kościuszkowskimi. Był fanem amerykańskiego pilota, który zakochał się w Polsce - Meriana C. Coopera.
Złotą Odznaką Kościuszkowską, którą Jerzy Główczewski dostał od Angeliki Jarosławskiej Sapiehy traktował jak amulet, który podsumowywał jego dorobek. Dla niego Godło Kościuszkowskie było symbolem Polaków walczących na wszystkich frontach świata, zwłaszcza Polaków mieszkających w USA, gdzie Tadeusz Kościuszko odegrał wielką rolę w odzyskanie przez Stany Zjednoczone niepodległości.
Przypominał, iż Kościuszko był inżynierem i fortyfikował nie tylko obozy wojskowe, ale także amerykańskie miasta. Kiedy 13 października 1783 roku Kongres Stanów Zjednoczonych podjął uchwałę, która awansowała go na stopień generalski, dostał również 250 ha i sowity majątek, który od razu przekazał na wykupienie i edukację Niewolników - Czarnoskórych. To na każdym kroku podkreślał Jerzy Główczewski.
I choć Jerzy Główczewski otrzymał Krzyże Walecznych, to ta odznaka była dla niego największym wyróżnieniem.
Mjr. Jerzy Główczewski zmarł 13 kwietnia 2020 roku, w listopadzie skończyłby 98 lat.
Cześć Jego Pamięci.
Chwała Bohaterom
Andrzej Daniel Sołtysik
KATALOG FIRM W INTERNECIE