KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   05:39:15 AM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. STYL ŻYCIA
  4. >
  5. Trochę historii

Piłkarska krzywda narodowa

14 czerwca, 2008

Większość pasjonujących się sportem Polaków zieje od kilku dni nie skrywaną nienawiścią do angielskiego sędziego Howarda Webba, który podyktował mocno kontrowersyjny rzut karny przeciw naszej drużynie w ostatnich sekundach meczu z Austrią, przez co zamiast wygranej odnotowaliśmy remis, będący porażką w perspektywie szans na wyjście z grupy.

W internecie pojawiły się natychmiast niewybredne komentarze na jego temat, często przybierające formę ordynarnych gróźb. Czego wymagać jednak od rozwścieczonych kibiców, skoro sam premier Donald Tusk nieopatrznie powiedział, że chętnie zabiłby arbitra, co wywołało nader niepochlebne uwagi światowej prasy, zdumionej słowami, jakie nigdy nie powinny paść z ust poważnego polityka, nawet znanego jako fanatyk futbolu.

Patrząc na histerię, wywołaną przez brytyjskiego arbitra, obwinianego o odebranie nam pewnego zwycięstwa (a w domyśle: szans na odegranie jeszcze jakiejś roli w mistrzostwach Europy), nie mogę oprzeć się przekornej refleksji. Uważam bowiem, że sędzia Webb znakomicie poprawił samopoczucie Polaków, którzy mogą obarczyć go całą winą za niepowodzenie narodowej reprezentacji.   

Uzasadnione pretensje, jakie kierowaliśmy do naszych niezbyt dobrze radzących sobie na boisku zawodników odeszły teraz na dalszy plan, ustępując nienawiści do arbitra. Przestała mieć znaczenie fatalna gra Polaków, zwłaszcza w pierwszych minutach meczu z Austrią, kiedy tylko szczęśliwym zbiegom okoliczności, słabej dyspozycji strzeleckiej naszych rywali i fenomenalnej postawie Artura Boruca zawdzięczaliśmy zachowanie bezbramkowego wyniku, zapomniano o tym, że gol dla biało-czerwonych został - zdaniem ekspertów - zdobyty ze spalonego, wybaczono podopiecznym Leo Beenhakkera zmarnowanie wielu dogodnych okazji do podwyższenia rezultatu (wtedy trafienie z karnego przestałoby mieć jakiekolwiek znaczenie) - liczy się tylko błąd sędziego w końcówce spotkania.

Gdyby Austriacy wcześniej strzelili nam bramkę (albo dwie) bez pomocy sędziego, cała złość kibiców wylałaby się na naszych piłkarzy i ich trenera. Nie pozostawiono by na nich suchej nitki, bo przecież porażka lub choćby remis z jedną z najsłabszych drużyn europejskich (nawet wziąwszy pod uwagę poprawkę na to, że gospodarze wielkich imprez sportowych zazwyczaj wypadają powyżej wiązanych z nimi oczekiwań) zasługiwałaby na taką właśnie reakcję.

Wystarczył jednak kontrowersyjny rzut karny, aby polscy piłkarze w jednej chwili zmienili się z nieudaczników w męczenników. A w naszej - uwarunkowanej martyrologiczną historią - narodowej mentalności ważnym elementem jest rozczulanie się nad wyrządzonymi nam przez innych krzywdami. Mamy w sobie masochistyczne skłonności: lubimy widzieć się w roli ofiar, bo pozwala to na zdejmowanie odpowiedzialności z własnych sumień i obarczanie nią otaczających nas zewsząd wrogów. Chętnie usprawiedliwiamy w ten sposób swoje niedociągnięcia, braki w umiejętnościach, niedostatek ambicji, niechęć do wysiłku, słabość woli, słomiany zapał.

Sędzia Webb znakomicie wpisał się w ten scenariusz. Jesteśmy wprawdzie nadal rozczarowani, ale już nie grą polskiej reprezentacji, tylko jego decyzją, w której od razu  zaczęliśmy dopatrywać się niecnych zamiarów, chęci skrzywdzenia nas, niejasnej motywacji. Pomimo że mylił się on wcześniej - jak każdy arbiter sportowy - na niekorzyść obu drużyn (w przypadku zdobycia bramki przez Polaków ogromne pretense mogli mieć do niego Austriacy), w naszej pamięci zbiorowej pozostał wyłącznie popełniony przezeń - w naszej ocenie - błąd z 93. minuty.

Wystarczyła jedna decyzja Howarda Webba, abyśmy zjednoczyli się w poczuciu wielkiej niesprawiedliwości, jaka spotkała nas na Euro 2008, odzyskując zarazem dobre mniemaniei  o naszych piłkarzach, i o sobie samych.

Jerzy Bukowski