- Home >
- STYL ŻYCIA >
- Trochę historii
NOWA ZELANDIA - tam zaczyna się dzień - pierwsza wyprawa wokoło ziemskiego globu
06 kwietnia, 2008
Ten niewielki kraj jako pierwszy wita każdy nowy dzień. Jest niewiele mniejszy od Polski a jest w nim cała Europa, no może w dużym pomniejszeniu. Sa tutaj góry typu alpejskiego, lodowce i wulkany, przepiekne doliny, są nizinne i górskie jeziora, są też górskie i nizinne rzeki, kaniony i rozlewiska oraz sosnowe i tropikalne lasy. Dlatego Nowa Zelandia przyciąga jak magnes coraz to większe rzesze turystów i emigrantów. My jednak opóściliśmy ją już po 5 dniach.
Czyli – Witajcie - takimi słowami powitala nas na lotnisku w Auckland w niedziele wieczorem 9 marca, Maria Nowak. Maria razem z mężem Bogdanem są właścicielami polonijnej Agencji Green Lite Travel. Okazało się że z Marią to znamy się jeszcze z czasów działalności w Akademckim Klubie Turystyki Kajakowej „Bystrze” z Krakowa. Na wspomnienia nie było jednak dużo czasu, gdyż przed nami było wiele do zobadczenia a mało czasu.
Nowa Zelandia jest niewiele mniejsza od Polski a ma tylko niewiele ponad 4 miliony mieszkańców, żyjących głównie w kilku wielkich miastach. Ale ma za to ponad 40 milionów owiec w 16 gatunkach, czyli we wszystkich jakie zostały na świecie wychodowane. Ma też ogromne możliwości przyjęcia przynajmniej dwukrotnie więcej ludności niż sama obecnie posiada. Wcale się jednak do tego nie spieszy.
Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od zwiedzenia największego miasta tego kraju - Auckland. Aby zobaczyć panoramę całego miasta, wspięliśmy się na szczyt powulkanicznego wzgórza Mt. Eden. I tam dopiero Bogdan, który pełnił dla nas rolę przewodnika, rozwiną skrzydła swojej wiedzy o tym mieście. Posypały się opowiesci o nim przeplatane faktami i danymi statystycznymi. Pozostawimy je jednak do odszykania w przewodnikach turystycznych czy na stronach internetowych.
Z wyspy na wyspę
Następnego dnia rano w dwie godziny przelecieliśmy z Auckland do małego miasteczka Queenstown leżącego na południu Wyspy Południowej w Alpach nowozelandzkich. Powitała nas mgła i deszcz, co sprawiło, że lądowanie nie było najłatwiejsze. Po wyjściu z samolotu poczułem się jak byśmy wylądowali gdzieś w północnej Anglii, a raczej Szkocji lub Irlandii. Później zrozumiałem, dlaczego Nowa Zelandia, a szczególnie wyspa południowa jest w wiekszości zamieszkała przez Szkotów i Irlandczyków, po prostu jest to prawie, że stu procentowe odzwierciedlenie ich ojczyzny.
Podobnie jak na lotnisku w Auckland i tutaj zauważyłem w kilku miejscach ogromne stoiska wypełnione po brzegi kolorowymi broszurami reklamującymi atrakcje turystyczne rejonu i całej Nowej Zelandii. To była dla nowość, tego nie było na Tahitii czy wyspie Wielkanocnej.
Queenstown - stolica turystyki sportowej
Mieliśmy szczęście, gdyż w kilka godzin po naszym przylocie zupełnie sie wypogodziło i mogliśmy w pełnym słońcu wjechać kolejką linową na zobcze góry, z której roztaczał się wspaniały widok na całe miasteczko rozciągnięte na brzegu Lake Wakatipu. Bez wątpienia, Queenstown to najpiękniejsze miasto Nowej Zelandii. Mnie przypomina bardzo Bariloche w Aregntynie. W dali widać było jak na dłoni lekko ośnieżone szczyty Alp, które zapewne były by bardzo szybko rozpoznane przez naszą młodzież, gdyż zostały uwiecznione na filmach „Ring of the Lord”.
Queenstown fascynuje, nie tylko swoim położeniem, ale ogromną ilością wszelkich atrakcji sportowo-rekracyjno-turystycznych, które oferuje każdemu turyście. Myślę, że jest to jedyne takie miejsce na świecie. To tutaj na moście nad rzeka Kawarau z wysokości 43 metrów rozpoczął światową karierę „bungy jumping”. Tutaj też narodziło się „jet boating” i „canyoning”. Poza tym można pojechać na jeden z wielu oferowanych spływów pontonowych czyli na „rafting”, wybrać się na kilku godzinny lub na kilkudniowy „trekking”, czy też „mountain biking”, skoczyć z samolotu, etc. Lista jest ogromnie długa i aby z nich wszystkich skorzystać być może i dwa tygodnie pobytu bynie wystarczyło.
Dziedzictwo Sir E. Hillare’go
Następnego dnia pojechaliśmy na północ wzdłuż podnóża Alp mijając po drodze malutkie przytulne miasteczka leżące, czy to na brzegach jezior, czy też na zboczach gór. W jednym z nich zobaczylismy pomnik psa(!) a w innym złodzieja(!). Naszym celem było dotarcie do najwyższej góry w Nowej Zelandi o nazwie Mt. Cook. Ma ona zaledwie 3,745 metrów, ale za to jest dość trudnym szczytem do wchodzenia. I to własnie na tej górze swoje alpinistyczne ostrogi zdobywał w latach czterdziestych Sir Edmund Hillary późniejszy zdobywca Mt. Everestu.
U podnóża góry znajduje się duży i drogi hotel oraz centrum informacyjne, przed którym stoi pomnik Sir E. Hillarego, przedstawiający jego sylwetkę z lat okresu wejścia na Mt. Everest. Przez wiele lat Hillary był również Honorowym Prezesem prestiżowego The Expolorers Club, do którego i ja mam zaszczyt należeć od 1992 roku. Tam właśnie miałem okazję kilka razy spotkać Hillare’go i po raz pierwszy zaprosić go do odwiedzenia Polski. Moje zaproszenie ziściło się w 2005 roku. Teraz stałem nie tylko przed jego pomnikiem, ale i w miejscu gdzie stawiał swoje pierwsze alpinistyczne kroki. Patrzyłem na strome ośnieżone zbocza Mt. Cook i przez chwilę wydawało mi się, że widzę go wspinającego się w skalnej turni. Jeszcze wspólne z „nim” zdjęcie, zwiedzenie mini muzeum o tym rejonie i o Hillarym i jedziemy dalej do największego miasta wyspy południowej - Christchurch.
Christchurch - czy miasto idealne?
To najbardziej angielskie miasto w całej Nowej Zelandii założone w 1849 - miało być miastem idealnym i mogli mieszkać tylko ludzie z rekomendacji biskupa z Anglii. Niestety szybko okazało się, że ludzki charakter jest zmienny i już po kilku latach musiano zbudować więzienie. W mieście można znaleźć fragmenty Londynu, a także ładną anglikańską katedrę. Już poza centrum znajduje się niemniej duża katedra katolicka, w której odnaleźliśmy ślad pobytu Jana Pawła II. Jest to duży portret papieża z tablica przypominająca, iż wizyta miała miejsce 24 listopada 1986 roku.
Ślady Polaków
W całej Nowej Zelandii wg. Bogdana Nowaka mieszka około cztery tysiące Polaków. Nam udało się poznać tylko jedną rodzinę Jacka Pawłowskiego z żoną Iloną i córką Magdą mieszkających w Christchurch. Jacek jest wziętym jubilerem, a raczej „oprawcą” uniklanych niebieskich pereł (występują tylko u wybrzeży Nowej Zelandii) i jest w tym mistrzem. Można przekonać się o tym odwiedzając jego sklep-pracownię o nazwie „Blue Pearl Gallery” (www.nzbluepearls.co.nz ) mieszczącej się na placu głównym miasta, naprzeciw katedry. O klasie Jacka niech świadczy fakt, iż Miss World 2003 upiekszała swoje ciało jego niebieskimi perłami, a wspomniany już Edmund Hillary zamówił u Jacka ozdobną kopię czekanu, jaki użył przy zdobyciu Mt. Everestu w 1953 roku.
Informacje praktyczne
Najważniejsze o czym trzeba pamiętać przed wynajęciem samochodu w Nowej Zelandii to fakt, iż obowiązuje tam ruch lewostronny. Warto się więc dobrze zastanowić, tym bardziej że w kraju tym jest bardzo dobrze rozwinięty system transportu lotniczego, morskiego (promy), kolejowego i autobusowego. W większości hoteli i moteli znajdują w pokojach żelazka i deski do prasowania a na każdym prawie piętrze są pralnie, z których można skorzystać za niewielką opłatą.
W Nowej Zelandii napięcie prądu wynosi 220 Volt, ale nie jest to problem przy nowoczesnych ładowarkach do laptopów czy baterii do kamer video, natomiast problem jest wtyczka, która ma skośne ułożenie bolców. Czasami trudno znaleźć odpowiedni adapter, więc warto o tym pomyśleć wcześniej. Natomiast dość drogie jest używanie internetu, które kosztuje od 10 do 20 dolarów za godzinę. Znacznie tańszy jest dostęp na lotniskach i kawiarenkach internetowych, których niestety nie jest wiele.
Jerzy Majcherczyk
SPONSORZY WYPRAWY DOOKOŁA ŚWIATA POLONIJNEGO KLUBU PODRÓŻNIKA
KATALOG FIRM W INTERNECIE