- Home >
- STYL ŻYCIA >
- Trochę historii
Historia targów rybnych - ryby, ryby ja sprzedaję…
26 czerwca, 2023
Ewa Michałowska-Walkiewicz
Szanujące się miasto portowe, w XIX stuleciu posiadało specjalny targ, gdzie sprzedawano ryby oraz znane w ówczesnym świecie owoce morza. Gdańsk i Elbląg miały także swoje targi rybne, na których sprzedawane były ryby, ale też gościło na nich wszechpotężne oszustwo.
Targi chętnie odwiedzane
Mimo wszystko, targi rybne były zawsze chętnie odwiedzane, a chyba działo się to dlatego, iż panował tutaj powszechnie lubiany klimat folkloru. W roku 1342, kiedy to w Gdańsku mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, Ludolf König von Wattzau, udzielił gdańszczanom „wieczystej swobody” odnośnie handlu świeżą rybą ( z zastrzeżeniem sobie pierwokupu najlepszej sztuki, dla rycerzy zakonu krzyżackiego ), zaczęto wręcz masowo odwiedzać targi rybne.
Na Forum Piscium
Gdański plac Targu Rybnego (Forum Piscium, zwany też Fischmarkt) został znacznie powiększony w 1448 roku, kiedy to ustanowiono specjalny podatek na rzecz budowy muru, który otaczał pobliski zamek krzyżacki. Po rozbiórce zamku na miejscu dawnego muru, zaczęto budować domy mieszkalne dla gdańszczan, które były świadkami dawnego targu rybnego.
Najlepszy zawsze śledź
Na ówczesnym targu rybnym, bardzo ceniono sobie pospolitego śledzia, dorsza, szprota oraz stynkę, która posiada zapach świeżego ogórka. Gdański publicysta Johannes Trojan, żyjący w latach 1837-1915 napisał nawet ‘Pieśń o wędzonym węgorzu’ („Das Lied vom Spickaal”), w której podkreślał walory tej wędzonej ryby. Do najdroższych ryb zaliczano łososie i węgorze. Za nie to płacono nawet do 3 guldenów za kilogram.
Przełom wieków
W XVIII i XIX co najmniej dwa razy w tygodniu, nad brzegiem Motławy stały handlując świeżą rybą kaszubskie łodzie rybackie. Ryby kupowano bezpośrednio z łodzi. Wtedy to handlowano jednocześnie owocami morza, które jak zwykle cieszyły się dużym zainteresowaniem. Rybami handlowały też żony rybaków lub po prostu handlarki, zwane zwyczajowo Fischfrauen. Te wykwalifikowane w tej niecodziennej profesji panie, ubrane były w ciemny strój, koniecznie w słomkowy kapelusz zwany ‘Flunderkiepe’. Aby zachęcić do siebie klientelę, wołały one w sposób następujący reklamując swój towar... ryby... ryby ja sprzedaję... za kilogram dodam jaje...
Zawsze miały cięty język
Sprzedawczynie ryb w ówczesnym czasie, słynęły z ciętego języka. A gdy ktoś im zarzucił sprzedaż nieświeżego towaru, panie handlujące mogły nawet pobić takowego klienta. W praktyce, nie obowiązywała tutaj żadna klauzula dobrego wychowania. Gdy pewna klientka mieszkanka Gdańska narzekając na to, że na targu rybnym ryby są „za chude” usłyszała ona od handlarki, iż… nie mogą być ryby grube tak jak ona… Gdy zaś pewnego razu handlarce sprzedaż nieświeżego towaru zarzucił pan Hipolit radca prawny z Gdańska, ta zadarła swą szeroką kiecę do góry i rzekła… tu cię mam…
Handel zakrapiany wódką
Po udanym handlowaniu rybami, kobiety urządzały sobie wieczorem bal, gdzie oprócz wesołej zabawy, raczono się wódką gdańską. Zabawa taka trwała do samego rana, a panie handlarki nie koniecznie świeżą rybą uchodziły za najlepsze „tanecznice” miasta.
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
W sprawie najbardziej aktualnych informacji prosimy kontaktować się bezpośrednio z firmą.Zdjęcia zawarte w artykule służą jedynie jako ilustracja artykułu.
KATALOG FIRM W INTERNECIE