- Home >
- BIZNES USA >
- Biznes USA
Restrukturyzacja floty LOT Polish Airline po pandemii?
Mateusz Klimek 14 kwietnia, 2020
Koronawirus przyniósł nagłe zatrzymanie ruchu lotniczego. Linie na całym świecie rewidują więc swoje plany na sezon letni i kolejne lata. Czy to dobry moment, by, korzystając z zapewne koniecznych cięć w siatce, uporządkować flotę? Co mógłby w tej sytuacji zrobić LOT?
Wiele wskazuje na to, że PLL LOT czeka restrukturyzacja. I wcale nie musi mieć to wydźwięku negatywnego. W ciągu ostatnich 3 lat polski przewoźnik rósł o 20% rocznie (!), mierząc całkowitą liczbę miejsc pasażerskich w sprzedaży. Przy tak gwałtownym wzroście problemem stała się flota.
LOT-owi nie udało się utrzymać spójności swojej floty krótkiego zasięgu i tak dzisiaj liczy ona 60-70 maszyn i składa się z 6 typów: turbośmigłowych Bombardierów DH4 (78 miejsc), Bombardierów CRJ 700/900 (70-90 miejsc) obsługiwanych przez RegionalJet (dawniej Nordica), Embraerów E170/E175 (76-82), Embraerów E190/1E95 (pojemność 112-118 miejsc), Boeingów B737NG (186 miejsc) i obecnie uziemionych B737MAX (186 miejsc). Przy tej liczbie samolotów, typów nie powinno być więcej niż 3.
Szansa na uporządkowanie floty
O ile LOT nie ma wpływu na uziemienie MAX-ów, z całą pewnością może uporządkować kwestię samolotów regionalnych. Dość dyskusyjny wydaje się być sens utrzymywania 3 flot o pojemności ok. 80 miejsc. LOT co prawda oczekuje na dostawę kolejnych 30 egzemplarzy Embraerów 195, natomiast zgodnie ze strategią uruchamiania hubu w Budapeszczie, można oczekiwać, że spora ich część ma zostać zbazowana na Węgrzech.
I tu pojawia się pierwsza szansa. Nie jest tajemnicą, że wyniki przewozowe połączeń tak krótko-, jak i długo- dystansowych, z węgierskiej stolicy są dalekie od akceptowalnych. Wyniki finansowe nie są jawne, ale wnioskując po wypełnieniu samolotów, nie może być dobrze, abstrahując od domniemanej pomocy marketingowej ze strony portu lotniczego. W sytuacji epidemii i oczekiwanej recesji, popyt na podróże gwałtownie osłabnie, a wraz z nim rentowność wszystkich połączeń LOT-u. Logicznie rzecz biorąc, naturalnym ruchem wydaje się być wycofanie się z pomysłu budowy hubu w Budapeszcie i skoncentrowanie się na maksymalizacji rentowności operacji w Warszawie.
Przy podwojeniu skali działalności w ciągu 3 lat, wiele z otwartych połączeń nadal jest w fazie stabilizacji finansowej. Likwidacja części z tych połączeń, a także zamknięcie międzynarodowych tras z Węgier i polskich lotnisk regionalnych, powinno pozwolić LOT-owi wycofać z użytkowania Bombardiery DH4 i Embraery E170/1E75, opierając swoją flotę w zasadzie na 2 typach: Embraerach E190/1E95 i Boeingach B737, posiłkując się mniejszymi maszynami RegionalJet w razie potrzeby. Cały zabieg powinien pozwolić ma zmaksymalizowanie utylizacji floty i likwidacji załóg, a także obniżenie kosztów działalności operacyjnej. De facto, LOT powinien zrobić to, co robi obecnie wielu przewoźników na świecie – zredukować moce przewozowe, zrestrukturyzować je i zacząć znowu rosnąć dopiero wraz z odbiorem nowych maszyn (czyli dokładnie to, co robi Air Baltic, American Airlines, Iberia, itd.).
Ustabilizowanie operacji dalekiego zasięgu
Drugą szansą jest ustabilizowanie operacji dalekiego zasięgu. Problemy z silnikami lotowskich Dreamlinerów powodują niemałe zakłócenia ciągłości operacji, o notorycznych opóźnieniach w szczycie sezonu nie wspominając. Skutkuje to koniecznością wynajmowania samolotów w formule ACMI, co jest z kolei kosztowne. Zmniejszenie popytu, wraz z zakończeniem operacji z Budapesztu pozwoliłoby na obsługiwanie wszystkich rejsów dalekiego zasięgu z Warszawy własną flotą, co przekłada się na satysfakcję pasażera, a także dałoby LOT-owi czas na doprowadzenie sytuacji z silnikami do porządku.
Jest jeszcze jedna szansa. Potencjalne bankructwa linii lotniczych z krajów ościennych dają możliwość przejęcia części rynku i przekierowania go przez Warszawę. LOT, jako jedyny w regionie, ma znaczącą siatkę połączeń dalekiego zasięgu. Zniknięcie połączeń konkurencyjnych może pozwolić LOT-owi utrzymać obecną siatkę z Warszawy bez konieczności drastycznych cięć w oferowaniu. Dodatkowo, linie z Ameryki Północnej tradycyjnie wykorzystują kryzysy do przeprowadzenia restrukturyzacji. American Airlines ogłosiło, że w obecnym sezonie letnim zmniejszy liczbę miejsc do Europy o 65%, porównując z rokiem 2019 i nie uruchomi, ani nie wznowi, w tym roku żadnych połączeń do Europy Wschodniej. Podobnych ruchów można oczekiwać po pozostałych liniach lotniczych, a w szczególności od Air Canada, która lata do Warszawy, Pragi, Budapesztu, Bukaresztu i Zagrzebia samolotami marki Rouge.
Zmniejszenie liczby lotów oferowanych przez konkurencyjnych przewoźników do Warszawy będzie też okazją dla LOT-u na pozyskanie dodatkowych slotów w swoim macierzystym porcie, co z kolei da dodatkowe możliwości optymalizacji siatki połączeń w przyszłości. Swoista pauza rynkowa może być też wykorzystana przez przewoźnika na przebudowę struktury przesiadkowej w warszawskim hubie. Obecna, wprowadzona w życie latem 2014 roku, opiera się na 6 falach przylotowo-wylotowych i pozwoliła LOT-owi na szybki wzrost. Jednocześnie, z uwagi na istotne ograniczenia przepustowości Lotniska Chopina, powoli staje się coraz mniej wydajna i generuje wąskie gardła. Być może przyszedł czas na to, by ją zmodyfikować i dostosować do operacji większymi samolotami i strategii bycia wiodącym przewoźnikiem Europy Wschodniej, dając sobie możliwości rozwoju nawet na Okęciu.
Co z przejęciem Condora przez PGL i planami budowy CPK?
Plan przejęcia Condora przez PGL od początku budził wiele kontrowersji, głównie dlatego, że nie zostało zupełnie określone, jaka miała być strategia biznesowa tej linii w ramach grupy. Można się tylko domyślać, że Condor uruchomiłby krajowe połączenia dowozowe do Frankfurtu celem konkurencji z Lufthansą, a LOT uruchomiłby kilka połączeń, które zapewniałyby przesiadki z kilku polskich portów regionalnych. Wszystko wskazuje jednak na to, że te plany można schować do szuflady.
Bankructwo Thomas Cook było pierwszą oznaką zmian rynkowych i zmniejszonego zapotrzebowania na organizowane wyjazdy grupowe. Condorowi jednak udało się początkowo przetrwać, korzystając z pożyczki (380 mln euro) udzielonej przez niemiecki rząd. W sytuacji postępującej epidemii i potencjalnej recesji, branża turystyczna, a w tym wyjazdy zorganizowane, niewątpliwie ucierpią, a więc i cały model biznesowy Condora stanie pod dużym znakiem zapytania. Można oczekiwać, że PGL zdaje sobie z tego sprawę i wydaje się szukać wyjścia z transakcji, uzależniając przejęcie Condora od anulowania spłaty pożyczki przez niemiecki rząd. Dość logicznym jest, że z punktu widzenia niemieckiego budżetu, taka propozycja nie ma większego sensu i bardziej prawdopodobna jest nacjonalizacja przewoźnika i późniejsze sprzedanie go Grupie Lufthansy (szczególnie że ta planowała do tej pory uruchomienie nowej marki dalekodystansowej w modelu niskokosztowym).
Zostaje jeszcze kwestia budowy CPK... Każdy kryzys ma to do siebie, że ma swój początek, ale ma też swój koniec. Budowa nowego lotniska jest planem długookresowym i tak też powinna być rozpatrywana. W długim okresie należy się spodziewać dalszego wzrostu popytu na podróże lotnicze. Pozostaje natomiast pytanie o przyszłość LOT-u. Ta, w dzisiejszej sytuacji nie jest pewna i będzie zależeć od decyzji podejmowanych w najbliższych tygodniach i miesiącach. Budowa CPK ma sens wyłącznie w scenariuszu, w którym LOT nie tylko przetrwa, ale co najmniej zachowa swój udział rynkowy. Obecny kryzys i pilne potrzeby z nim związane, zmniejszają priorytet prac nad projektem i dają decydentom dodatkowy czas na ocenę tego, w którym scenariuszu polskie lotnictwo znajdzie się za 2-3 lata. Miejmy nadzieję, że dla kondycji polskiego rynku lotniczego kryzys okaże się łaskawy.
Mateusz Klimek: pasjonat lotnictwa i podróży. Zawodowo Business Planning Manager w Atlantic Joint Business (American Airlines, British Airways, Iberia i Finnair), a wcześniej ekspert ds. planowania siatki połączeń w PLL LOTrynek-lotniczy.pl
KATALOG FIRM W INTERNECIE