KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 22 grudnia, 2024   I   04:07:26 AM EST   I   Bożeny, Drogomira, Zenona
Kościół i demokracja
Foto: Tomasz Bidermann / shutterstock.com

W dzisiejszych czasach Kościół w naszym kraju kojarzony jest często z ideami narodowościowymi i zamknięciem się na demokrację. Mówi się nawet, że Kościół w Polsce ma problem z demokracją, a wolności obywatelskiej po prostu się boi. Ale czy na pewno? Czy można się zamykać na coś i bać się czegoś, czego po prostu brak?

Aby jednak nie było wątpliwości, powinniśmy sobie najpierw uświadomić, co kryje się pod pojęciem Kościoła.

Mówiąc o Kościele w sensie Soboru Watykańskiego II, mamy na myśli Lud Boży, a nie hierarchię kościelną. Słowo "Kościół" (ekklesia, z greckiego ek-kalein) oznacza "zwołanie", a więc zgromadzenie ludu, na ogół o charakterze religijnym. W tym sensie Kościół składa się z konkretnych ludzi.

Historia Polski i Europy jest substancjalnie i nierozerwalnie związana z chrześcijaństwem, zarówno gdy chodzi o wymiar wewnętrzny, jak i o całą wspólnotę Ludu Bożego, Dlatego też zawsze najważniejsza powinna być rola człowieka w naszym kręgu kulturowym, z jego wszystkimi prawami, które zapisane są w Ewangelii.

A to właśnie Ewangelia odwołuje się do wolnej decyzji, do wolności człowieka i do samostanowienia, a nie do nakazów i siły oraz elitarnego rządzenia państwem i społeczeństwem przez niedemokratycznie wybrane elity. Istota chrześcijaństwa polega na promowaniu ludzkiej osoby i jej prawa do samostanowienia czyli stanowienia/decydowania o własnym losie. A wiec demokracja bezpośrednia w jej najlepszym wydaniu.

Dlatego nieprawdą jest, że istnieje ideowy konflikt między demokracją a chrześcijaństwem. Również nie jest prawdą, że istnieje sprzeczność między Ewangelią a ludzką wolnością. Mamy tu zupełnie odwrotne zjawisko. Kościół przecież, głosząc prawdę Ewangeliczną, szanuje i popiera polityczną wolność i odpowiedzialność obywateli, a więc propaguje niejako rozwój społeczeństwa obywatelskiego.

I tu już jesteśmy przy demokracji, która, w przeciwieństwie do innych systemów politycznych, wymaga aktywnego zaangażowania się obywateli w jej funkcjonowanie, przy jednoczesnym wyraźnym sprecyzowaniu moralnych kryteriów jej działania. Nie da się ukryć, że w polskim kręgu kulturowym te moralne kryteria zdefiniowane są w Ewangelii.

Parlamentarno-elitarny system rządzenia, a więc dominująca forma tego, co powszechnie nazywamy niestety demokracją, opiera się o założenia, której sam nie może albo nie jest w stanie zagwarantować. Tego typu demokracja próbuje definiować się poprzez wartości społeczno-etyczne, których jednak sama nie tworzy, bowiem społeczeństwo, oprócz wyborów, jest pasywnym uczestnikiem procesu decyzyjnego. W tym kontekście współczesne demokracje, za wyjątkiem bezpośredniej, nie są, bo nie mogą być, źródłem prawdy, wolności i godności człowieka. Demokracje parlamentarno-elitarne, zwane też liberalnymi, starają się te wartości, z większym lub mniejszym skutkiem, tolerować, albo pozorować ich przestrzeganie. Niemniej jednak są tak elitarnie skonstruowane, że zarówno ludzka wolność, jak i prawo do niezależnej decyzji w sensie prawa do samostanowienia, nie są w ich ramach respektowane.

Tymczasem to właśnie społeczeństwo jest zawsze źródłem i miernikiem prawdy i wartości etycznych. Obecnie jednak, polscy obywatele nie są w stanie wyartykułować swojej woli (np. w referendum), bowiem nie mają możliwości podejmowania decyzji na bieżąco, nie mówiąc już o mechanizmach kontrolnych wobec tzw. władzy. Ten przywilej przekazują w ramach wyborów parlamentarnych ich przedstawicielom (parlamentarzystom) na długi okres między wyborami. Jeśli jednak sposób wybierania tychże przedstawicieli, a więc ordynacja wyborcza, jest wadliwy i niedemokratyczny, wówczas dochodzi do sytuacji, w której zawsze ktoś (mniej lub bardziej nam znany, ale przecież obcy) podejmuje decyzje w naszym imieniu. To zjawisko kłóci się również z pojęciem godności człowieka, mającej także chrześcijańskie korzenie i wywodzącej się z zasady, że każdy człowiek jest jedynym bytem, którego Bóg pragnie dla niego samego.

Tam, gdzie religia zajmuje w społeczeństwie należne jej miejsce, jak na przykład od stuleci w Polsce, ważne są w systemie politycznym idee z niej zaczerpnięte. Niektóre z nich z biegiem czasu zostały tak dalece przyswojone i zsekularyzowane, że ich religijny rodowód staje się niewidoczny. Sztandarowym przykładem tego procesu jest właśnie pojęcie godności człowieka, które wbrew rozpowszechnionej opinii nie jest zdobyczą ani Oświecenia, ani żadnego systemu politycznego, ale jest ideą na wskroś chrześcijańską.

W naszym kraju odnosimy wrażenie, że od ponad 30 lat Polacy uciekają od wolności, bo wydaje się im zbyt niebezpieczna. Oddają ją politycznemu decydentowi, który ją centralnie definiuje, zarządza nią i mniej lub bardziej umiejętnie reglamentuje.

Rodzą się zatem zasadnicze pytania: jak obronić polską demokrację? Co zrobić, by nasze społeczeństwo było bardziej obywatelskie, zdolne do dialogu, kompromisu i współdecydowania na każdym szczeblu decyzyjnym? Jak przekonać ludzi Kościoła, by nie uciekali od wolności i nie wpadali dobrowolnie w ramiona władzy? Wreszcie, co zrobić, by polska hierarchia kościelna włączyła się aktywnie w obronę i rozwój społeczeństwa obywatelskiego?

Kultura społeczna w Kościele, oparta na Ewangelii, stoi na bardzo wysokim poziomie. Dlaczego więc nie przejąć tej kultury na zestaw wartości, które nazywamy powszechnie kulturą polityczną i które są podstawą dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego? Jedno jest pewne: bez szerokiego poparcia społecznego (Ludu Bożego) prawdziwa demokracja, a więc bezpośrednia, nigdy w Polsce nie zaistnieje.

Warto tu przypomnieć słowa papieża Jana Pawła II wypowiedziane w roku 1999 w polskim parlamencie:

"Kiedy (…) prawa człowieka są lekceważone lub deptane i gdy wbrew zasadom sprawiedliwości interesy partykularne stawia się wyżej niż dobro wspólne, wówczas zasiane zostaje ziarno nieuchronnej destabilizacji, buntu i przemocy".

Demokracja bezpośrednia przeciwstawia się skutecznie partykularnym interesom decydentów, dla których ich własny zysk, obojętne czy wymierny czy niewymierny, jest podstawą tego, co błędnie, ale świadomie, nazywają demokracją.

Warto uwolnić się od starych stereotypów sugerujących, że Kościół i demokracja to pojęcia równoległe i pokazać prawdę, która potwierdza sens bezpośrednio-demokratycznego modelu zarządzania państwem, opartego na tradycji i nauce chrześcijańskiej. W tym sensie, system polityczny jest w gruncie rzeczy przede wszystkim troską o wspólne dobro, w którym społeczeństwo/Lud Boży winno współdecydować/samostanowić w sprawach, które go bezpośrednio dotyczą.