Gruntowne porządki, zakupy, godziny spędzone w kuchni, by przygotować smaczne potrawy dla najbliższych, przystrajanie choinki, przygotowywanie prezentów - świąteczna gorączka, jak co roku dopadła niemal każdego. Dzisiaj wreszcie nadeszły! - Święta Bożego Narodzenia.
Zasiedliśmy wczoraj z rodziną do wigilijnego stołu: opłatek, życzenia, prezenty, wspólne kolędowanie. Obfity posiłek. Tradycyjne, wigilijne potrawy. Wszyscy są dla siebie mili, jak nigdy. Nikt nie chce zepsuć tego wyjątkowego, świątecznego nastroju.
Niby to takie normalne, niby nie ma w tym nic złego, bo „każdy tak świętuje", ale czy w tej całej świątecznej zawierusze nie umyka nam najistotniejszy element tych Świąt? Zatrzymajmy się na chwilę. Pozwólmy sobie na chwilę refleksji w tym wyjątkowym czasie, warto zadać sobie kilka ważnych pytań: Co właściwie świętujemy? Po co narodził się Jezus? Kim dla mnie jest Jezus? Za kogo go uważamy? Czy jest dla nas ważny? Jak bardzo? Czy na tyle, by powierzyć mu całe życie i żyć na Jego zasadach? Ten świąteczny czas jest dobrym momentem weryfikacji naszej postawy wobec Jezusa? Jeśli nie wierzysz w Jezusa, jeśli nie wierzysz Jezusowi, to co świętujesz? Jeśli wierzysz, kim On jest dla ciebie? Jak go czcisz? O czym myślisz, świętując Boże Narodzenie? Czy na pewno o Jezusie, którego chcąc nie chcąc, symboliczne „urodziny" właśnie obchodzisz?
A w dzisiejszym Słowie Bóg mówi: Na początku było Słowo... Bóg przemówił i wszystkie rzeczy stały się... Słowo ma ogromny wpływ na ludzkie życie i działanie, jest jak ziarno, które rodzi owoc według swego gatunku: stajemy się tym, czego słuchamy. Słowo łączy tego, kto przemawia, z tym, który słucha i przyjmuje nie tylko samą informację, ale i osobę, która za nią stoi. W ten sposób dzięki słowu możliwe jest wzajemne duchowe przenikanie się osób i powstaje relacja, komunia. Jakie jest twoje doświadczenie Słowa w twoim życiu: pozytywne, czy negatywne; daje ono życie, przynosi pokój i radość, czy zabija i sieje śmierć... A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Ciało oznacza tu naturę człowieka z jej słabością i śmiertelnością, podatnością na zranienie i cierpienie. Słowo stało się prawdziwym człowiekiem, całkowicie solidarnym z nami. Nie jest Ono jakąś duchową emanacją „na podobieństwo" człowieka, ale naprawdę stało się człowiekiem realnym i konkretnym, który na imię ma Jezus! Zatem, czy moje słowa, wypowiadane do innych, o innych... przynoszą życie, czy powodują, że Bóg mieszka we mnie i w innych... czy przynoszę moim językiem Boga, On się rodzi w innych, czy Go zabijam...
Zobacz, mamy już Święta, czyli dotarliśmy już do mety naszej adwentowej wędrówki. I dzisiaj Bóg od razu pokazuje nam Józefa z Maryją, którzy idą od domu do domu, pukają do drzwi, po czym wychodzi do nich jakiś kolejny i nieczuły typ, który bez litości odsyła ciężarną kobietę z kwitkiem mówiąc: „Nie ma miejsca"! Jakkolwiek by nie było, wiemy jedno: żaden ciepły kąt w ludzkim domu się nie znalazł. Więcej, to wcale nie było jakieś przypadkowe zrządzenie losu - to typowa postawa naszego świata. Być może wnętrzności się w nas przewracają na widok obojętności mieszkańców Betlejem, bo jak można być tak krótkowzrocznym i niewrażliwym na ludzką biedę? Ale czy myślimy, że betlejemscy gospodarze byli gorsi od nas? Czy dzisiaj Bóg znajduje tak łatwo miejsce w ludzkim życiu i w społeczeństwie? Czy przyjmujemy go ochoczo z drzwiami serca otwartymi na oścież? Czy w chwilach najrozmaitszych wyborów bierzemy pod uwagę, co Bóg ma nam do powiedzenia i po której stronie opowiedziałby się w poszczególnych rozstrzygnięciach? Czy Bóg obecny jest w naszej codziennej świadomości, myśleniu, rozmowach, rozrywce? Czy nie staramy się obejść bez Niego i odsyłamy go gdzieś na obrzeża miast i wsi do dzisiejszych stajni? Tam przynajmniej nam nie wadzi i nie przeszkadza. Jak często On chce przyjść, wejść pod dach naszych serc, sumień, rodzin; chce się rodzić, a my brutalnie mówimy: "nie ma miejsca...idź dalej...". Zobacz, On dziś przychodzi w postaci dziecka, jest dla nas wszystkich dostępny i bliski. Zatem, uciszmy nasze rozhukane serca, przyspieszone umysły, zamilknijmy na moment, by nie zakłócać spoczynku utrudzonym ludziom. Zatrzymajmy się tutaj, w małej, sennej mieścinie, gdzie w nędznym otoczeniu, wśród prostych ludzi przychodzi Bóg z miłości... dla miłości... rodząc miłość.
Rodzi się, aby pustka Twojego i mojego serca przestała już być bezdomną samotnością, abyś przestał czuć się samotny i porzucony... Bo człowiek bez Boga, czyli ja i Ty... jest jak tułacz, który nigdzie nie może znaleźć miejsca, uciekając od siebie, zamykając nieustannie drzwi swoich serca dla innych... Ale Bóg się nie poddaje... Jemu wystarczy "gnój i prostota stajni Twojego życia"... On może się tam narodzić, pod warunkiem, że otworzysz to dla Niego, że Go tam wpuścisz... a wtedy nie tylko święta, ale całe Twoje życie stanie się Błogosławionym czasem rodzenia się Boga... wtedy Boże Narodzenie będzie już zawsze tajemnicą twojego życia i powołania...
O. Dominik Libiszewski OSPPE
http://www.czestochowa.us
KATALOG FIRM W INTERNECIE