Nie chodzi tu o smoka wawelskiego, ale smoka chińskiego, który przez ludzi Zachodu odbierany jest, jako symbol państwa środka, czyli Chin. Smok był symbolem chińskiego cesarza. Pod koniec panowania dynastii Qing znalazł się na chińskiej fladze. Komunistyczne władze usnęły z flagi smoka, ale pozostał on w sztuce i świadomości ludu. Jest symbolem mocy przynoszącej szczęście.
Bardzo często Chińczycy na określenie swej tożsamości etnicznej używają terminu „Potomkowie smoka”. Smok jest agresywny i budzi wojenne skojarzenia. W dzisiejszych czasach wojny prowadzone są bardziej na polu ekonomicznym niż militarnym. I tu widzimy pochód smoka w glorii coraz to nowych zwycięstw.
W Ameryce trudno coś kupić bez metki „made in China”. A jak wiemy społeczeństwo bogaci się nie tyle konsumowaniem, co produkcją dóbr konsumpcyjnych. Chiński smok kroczy bardzo szybko. W roku 2000 USA zużywały do produkcji dwa razy więcej energii niż Chiny. Dzisiaj, Chiny daleko zdystansowały Stany Zjednoczone w tym względzie. Do niedawna najszybszy komputer świata był w USA. Dzisiaj chiński superkomputer Tianhe-1A ma o 43 % wyższą moc obliczeniową niż amerykański. Podobnych zestawień można przytoczyć wiele.
W październiku 2010 roku postanowiłem z grupą znajomych zobaczyć smoka z bliska. Wybraliśmy się do Chin. Wyjazd dla całej grupy załatwiałem w chińskiej agencji w Nowym Jorku. Wszyscy otrzymali wizy chińskie, z wyjątkiem mnie. A to dlatego, że musiałem dokonać dwóch poprawek w moim wniosku wizowym. W rubryce zawód napisałem „ksiądz”. Agencja poleciła mi zmienić zawód na „nauczyciel”. Obawiano się, że ambasada chińska może nie wpuścić księdza do Chin. Musiałem także wymieć fotografię, na które byłem w stroju kapłańskim. Po wprowadzeniu tych zmian otrzymałem wizę.
Po ponad czternastu godzinach lotu wylądowaliśmy w Pekinie. Port lotniczy w Pekinie (podobnie jak w innych miastach) swoim ogromem, czystością, rozwiązaniami technicznymi, artyzmem robi niesamowite wrażenie. Podobne wrażenie robią autostrady. W USA pod skrzyżowaniami autostrad widzimy najczęściej śmiecie, a tam pięknie wystrzyżone trawniki z kwiatami. Tak jest i w miastach. Chodząc ulicami miast (bez przewodnika) podziwialiśmy pięknie oświetlone wieżowce, ulice. Na chodnikach były nieraz podwójne rzędy kwiatów. Miasta ciągle się rozbudowują. Wszędzie widać w ich panoramie niezliczoną ilość dźwigów budowlanych.
Mimo niszczycielskiej działalności Mao i jego bandy możemy podziwiać niesamowite zabytki chińskiej cywilizacji. Ich ogrom i artystyczne wyrafinowanie nie mają chyba równych sobie na świecie.
Pełni wrażeń wracaliśmy do domu. Przejeżdżałem przez Manhattan, który w światłach pulsującego kolorami Szanghaju wydał się mi niewielką prowincjonalną mieściną.
Ks. Ryszard Koper
Więcej fotografii oraz informacje o kolejnym wyjeździe do Chin i Tybetu: www.ryszardkoper.pl
KATALOG FIRM W INTERNECIE