KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 1 listopada, 2024   I   12:45:04 AM EST   I   Konrada, Seweryny, Wiktoryny
  1. Home
  2. >
  3. POLONIA USA
  4. >
  5. Poradnik Imigranta w USA

\"Nie chcem, ale muszem\"

11 kwietnia, 2009

Wydaje się, iż prezydent Obama będzie jednak musiał podjąć jakieś konkretne kroki w kierunku obiecanej Latynosom reformy prawa imigracyjnego.

Jestem przekonany, że jako praktyczny i wyrachowany polityk, prezydent Obama nie ma najmniejszej ochoty dotykać tematu nielegalnych imigrantów w tym roku, a tym bardziej w roku 2010, w przeddzień wyborów do Kongresu. Naciski na niego, ze strony środowisk pro-imigracyjnych, oraz obawa przed zrozumiałym gniewem coraz to bardziej zdegustowanych latynoskich wyborców, zmuszają go jednak do zainwestowania swego drogocennego kapitału popularności i zaryzykowania otwarcia tej puszki Pandory.

Dzisiejszy artykuł w "New York Times", który zasygnalizował taką chęć, już odbił się szerokim echem od jednego brzegu kraju do drugiego. Rozpoczęta debata w kablowych programach telewizyjnych, jest mile widziana, chociażby ze względu na kontrast z dotychczasową ciszą obojętności na ten temat. Zapowiedziane wystąpienie Obamy, z okazji meksykańskiego święta "Cinco de Mayo", będzie kolejnym bodźcem do dyskusji. Drobnymi kroczkami też można dojść do celu. Nie da się też nie zauważyć, że decyzja Obamy o podniesieniu wyzwania reformy imigracyjnej koincyduje z poprawiającą się sytuacją ekonomiczną w Stanach.

Rekordowy wzrost na giełdzie akcyjnej, pewna stabilizacja na rynku nieruchomościami, hamujące się bezrobocie, to tylko niektóre pozytywne oznaki poprawy, którym przygląda się uważnie prezydent Obama. W kręgach Białego Domu wiedzie rej, od pewnego czasu, niezachwiana wiara, że obecna recesja jest w gruncie rzeczy zjawiskiem psychologicznym, i że w okolicach sierpnia czy września tego roku, będzie już całkiem nieźle. To może dać Obamie wystarczający puklerz, aby pokusić się o emancypację nielegalnych imigrantów. I to też nie jest bez swego znaczenia.

Prezydent Obama, a wiem to od osób które znają go dobrze, ma swoistą manię, czy też kompleks, utożsamiania się z Abrahamem Lincolnem, tzw. "Wielkim Emancypatorem". Nic nie schlebiało by Obamie bardziej niż osiągnięcie tego co udało się Lincolnowi: wyzwolenie milionów niewolników, jęczących w opresji. Ironią losu jest tylko, że podobnie jak Obama dzisiaj, Lincoln nie miał najmniejszej ochoty wyzwalać uciskanych Murzynów. Zmusiła go do tego praktyczna konieczność i natrętny nacisk abolicjonistów.

Przejmijmy zatem rolę abolicjonistów. Hajże na Obamę! Niech żyje Fryderyk Douglas! Przywrócić paragraf 245(i)! Viva Cinco de Mayo!

\"\"

Przemysław Jan Bloch
zapraszam do dyskusji na mój
BLOGH Internetowy:
www.adwokatbloch.com