- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Sport
Niespodziewana śmierć Jerzego Kuleja - odeszła legenda sportu...
23 lipca, 2012
Niespodziewana śmierć Jerzego Kuleja zakończyła najlepszą epokę polskiego pięściarstwa. \"Nie doczekamy się długo takiego zawodnika\". \"Jerzy Kulej był człowiekiem z pasją, erudytą, gawędziarzem, nie znam drugiej osoby, która miałaby do tego stopnia sztywny kręgosłup moralny\". \"Imponował każdemu chłopakowi\". \"Zawsze dotrzymywał słowa, nigdy nikogo nie oszukał i nie skrzywdził\" - tak nieżyjącego przyjaciela, nauczyciela i trenera wspominali ludzie mu najbliżsi.
Nagła śmierć przerwała życie niezwykłego człowieka. 13 lipca, w wieku 71 lat, kilka miesięcy po przejściu rozległego zawału, odszedł Jerzy Kulej – najwybitniejszy bokser w historii polskiego sportu. Dwukrotny mistrz olimpijski, ośmiokrotny mistrz polski, komentator sportowy, poseł na sejm, aktor – amator, autor autobiografii po tytułem „Dwie strony medalu”, wyjątkowy nauczyciel, wychowawca, trener.
Jerzy Kulej urodził się 19 października 1940 roku w Częstochowie. Bokserską karierę rozpoczął w wieku 16 lat, a już dwa lata później debiutował w reprezentacji Polski. W 1963 roku na Mistrzostwach Europy w Moskwie pokonał obrońcę tytułu, reprezentanta Związku Radzieckiego. Rok 1964 przyniósł mu złoty medal olimpijski, a osiągnięty tam sukces został powtórzony cztery lata później, na olimpiadzie w Meksyku. Najwyższy stopień na podium wywalczył również na Mistrzostwach Europy w Berlinie w 1965 roku, a dwa lata później srebrny medal w Rzymie.
O swoich początkach, pięściarz opowiadał ze śmiechem na ustach. Zaznaczał, że do boksowania – już w czasach podstawówki – skłoniła go chęć dorównania najsilniejszemu z kolegów. Żartobliwie wspominał, że „był w mojej klasie taki Henio, najsilniejszy chłopak, który rządził na każdym kroku. Również chciałem zaistnieć, dlatego kupiłem książkę ABC boksu i nauczyłem się podstaw tej dyscypliny. Na długiej przerwie wywołałem z Heniem sprzeczkę, szybko zrobiono nam miejsce pod tablicą. Rywal mnie złapał, a ja zrobiłem krok w tył i lewym prostym uderzyłem go w nos. Potem jeszcze powtórzyłem akcję parę razy. Następnego dnia jego matka nie chciała uwierzyć, że właśnie ja pobiłem jej syna”.
Pragnienie pomagania młodym ludziom wypełniało całe jego życie. Jerzy Kulej wiedział, jak ważne jest przekazywanie fachowej wiedzy sportowcom, którzy szukają jeszcze swojej drogi, którzy czują się zagubieni i pozostawieni sami sobie.
- “Jerzego poznałem na początku lat 90, jako współwłaściciela wyciągu Nowy Orczyk na Suchej Dolinie. Otaczając się wieloma ludźmi, poprzez sport zachęcał do aktywnego trybu życia. W tym pamiętnym dniu zawołał mnie do siebie, kiedy zbiegałem wzdłuż wyciągu z górskiego szlaku. Myślał, że coś się stało. Podbiegłem do niego i wytłumaczyłem, że często biegam po beskidzkich szlakach, a on powiedział “Aleś mnie bracie wystraszył”.
I tak zaczęła się nasza przyjaźń. Zapraszał mnie do Piwnicznej, gdzie miał zrobioną salkę do ćwiczeń, ring i od czasu do czasu wyciskał ze mnie trochę potu. Wielokrotnie spacerowaliśmy po górach, a ja słuchałem jego opowieści z najlepszych lat amatorskiego boksu. Zawsze pięknie mówił o Papie Stammie i o swoich kolegach, którzy tworzyli bardzo zżytą, „złotą” drużynę. Byli jak muszkieterowie – wzajemnie się bronili, uzupełniali, trenowali i wspierali. Wiele razy jeździliśmy do niego na łódkę na Mazury i podziwialiśmy zachodzące w śpiewie żab słoneczko. Jurek przyjeżdżał z kolei do mnie do Nowego Sącza, gdzie wielokrotnie organizowaliśmy bokserskie gale. Pojechał ze mną do Warszawy, kiedy w Polskim Związku Bokserskim rejestrowałem do pierwszej ligi Superfightera i przyjeżdżał trenować pięściarzy z sądeckiego klubu. Czasem przyglądałem się jak dawał im “tarczę” i korygował błędy.
Kiedy wyjechałem do Stanów Zjednoczonych ciągle mieliśmy ze sobą kontakt. Odwiedzaliśmy się kiedy przylatywał z Andrzejem Kostyrą komentować walki dla TV Polsat. Pamiętam również jak w listopadzie 1999 roku obaj przylecieli na walkę Andrzeja Gołoty z Michaelem Grantem i odbierałem ich z JFK w Nowym Jorku. Pojechaliśmy autobusem do Atlantic City do Trump Taj Mahal. W kasynie, gdzie miała odbyć się walka, był obecny George Foreman w otoczeniu fanów - Jurek poprosił, abyśmy do niego podeszli i zapytali o Lucjana Trelę... Przedstawiliśmy Jurka i zapytaliśmy o Trelę. Foreman uścisnął rękę Kuleja, objął go bardzo mocno i poklepał po plecach, mówiąc: -”Tak pamiętam go doskonale – to ten mały bokser, który mi tyle strachu napędził na olimpiadzie w Meksyk 68 roku. - Co u niego słychać? Tak zaczęła się prawdziwie przyjacielska rozmowa. Jurek opowiadał o pięknej walce Zbigniewa Pietrzykowskiego z Cassius’em Clay na Olimpiadzie w 1960 roku w Rzymie, a Foreman o tym, co robił po zakończeniu kariery. To było prawdziwe spotkanie mistrzów...
Kiedy 2006 roku przyleciał do Chicago na Bal Sportu, aby osobiście odebrać wyróżnienie, znów jak za dawnych lat spędziliśmy dużo czasu na wspomnieniach. Po moim powrocie z USA spotykaliśmy się częściej. Bardzo przeżyliśmy ze znajomymi to, co stało się na benefisie Daniela Olbrychskiego. Kiedy odwiedziłem Jurka w szpitalu był słaby, zmęczony i mówił bardzo powoli: “Uciekłem jej spod kosy…”.
Kariera najważniejszego polskiego pięściarza nie skończyła się na sporcie. Jerzy Kulej zajmował się również polityką. Wystartował w wyborach do Sejmu z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej i został posłem kadencji 2001-2005. Pracował również jako komentator sportowy, był konsultantem przy produkcji filmu i serialu „Ogniem i mieczem”, gościnnie wystąpił w komedii kryminalnej reżyserowanej przez Marka Piwowarskiego, „Przepraszam czy tu biją” i w „Papa Stamm” Krzysztofa Rogulskiego.
10 grudnia 2011 roku, podczas benefisu Daniela Olbrychskiego w Teatrze Siódme Pietro Jerzy Kulej zasłabł, po czym na kilka dni zapadł w śpiączkę. Po wybudzeniu życie Mistrza wypełniała żmudna, ciążka rehabilitacja związana z walką o odzyskanie sprawności. Ograniczenia fizyczne nie spowodowały jednak, że bokser zaprzestał jakiejkolwiek działalności. Przeciwnie, nadal trenował młodych pięściarzy.
Jerzy Kulej w swojej karierze stoczył 348 walk, ponad trzysta z nich wygrał, nigdy nie leżał na deskach ringu. Przegrał walkę z nowotworem, który stał się bezpośrednią przyczyną jego śmierci. Choroba zaatakowała boksera natychmiast po przebytym zawale. Nikt nie spodziewał się, że odejście najlepszego polskiego pięściarza nastąpi tak nagle i tak niespodziewanie. Wszyscy wiedzieli jednak, że zakończy ono najlepszą epokę pięściarstwa w historii polskiego sportu.
Tekst Izabela Okarmus, Bogdan Węgrzynek
Zdjęcia arch. Bogdan Węgrzynek
KATALOG FIRM W INTERNECIE