KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Sobota, 23 listopada, 2024   I   06:29:24 PM EST   I   Adeli, Felicyty, Klemensa

Idzie na lepsze... czyżby?

07 lutego, 2013

Od jakiegoś czasu zauważam, że moje artykuły wyraźnie się poprawiają, jak jestem podenerwowany, czyli literacko się wyrażając, wkurzony. Dzisiaj powodów do zdenerwowania mam dwa. Jednym z nich, bliższy memu sercu, a właściwie memu systemowi trawiennemu, jest zapchana toaleta, a właściwie, po staropolsku, wychodek w mojej kabinie na statku Seabourn Legend. Statkiem tym podróżuję, za drogie pieniądze, po Wyspach Karaibskich. Natomiast drugi powód i to wiadomość ze słynnego zjazdu „wielkich myślicieli” świata finansowego, mającego miejsce w Davos, w Szwajcarii.

Tak się składa, że moja małżonka zakupiła dla nas podróż, czyli „cruze” w jakoby luksusowej kabinie (Kabinie Właściciela Statku)  na statku Seabourn Legend, abyśmy obejrzeli sobie Wyspy Dziewicze płynąc z Fort Lauderdale na Florydzie poprzez Puerto Rico a kończąc na wyspie St. Thomas. Po zaokrętowaniu okazało się, że na statku tym już żeśmy płynęli, lat temu piętnaście, od Brazylii do Argentyny, ale od tego czasu statek, tak jak my sami, odpowiednio się zestarzał, czyli przerdzewiał. Pogodziliśmy się więc ze rdzą na pokładzie i widokiem łodzi ratunkowej, która wisi nad moim leżakiem, jak miecz Damoklesa, ale pod koniec podróży, od kilku godzin nasza toaleta, przestała działać. Okazuje się, że nie jesteśmy przedmiotem szczególnej dyskryminacji z uwagi na kolor skóry czy preferencji seksualnej, ponieważ nie tylko nasza, ale wszystkie toalety na statku odmówiły posłuszeństwa, czyli się zapchały. Na początku rozważałem możliwość wysiusiania się z balkonu kabiny do Morza Karaibskiego, ale nie jestem pewny jak się zachować, kiedy mój system trawienny będzie wymagał  poważniejszych decyzji, nazwijmy je „ewakuacyjnymi”.  Wykorzystując ten moment twórczego zdenerwowania, zdecydowałem się napisać coś o Dawos i ogólniej o światowej ekonomii.

Otóż na zjeździe w Dawos głos zabrał Mr. Jaime Dimon, Prezes (CEO) JP Morgan, największego banku amerykańskiego, który w przemówieniu skierowanym do 45 przywódców narodowych i 2,500 lobbystów, żurnalistów i kapitanów przemysłu zadeklarował, że „najgorsze mamy za sobą, bo banki zaczynają znowu pożyczać pieniądze”.

Po przeczytaniu jego wypowiedzi dostałem rozwolnienia, ale z uwagi na zepsutą toaletę musiałem na razie wziąć na wstrzymanie. „Idzie na lepsze”, przekonywał mnie poprzez Internet prezes największego banku amerykańskiego, bo banki znowu zaczęły pożyczać pieniądze? Od dłuższego czasu słyszę, aż do znudzenia, że „lepsze” wymaga pożyczek. Że pożyczki to droga do globalnego sukcesu. Dlaczego nikt nie mówi o oszczędnościach i dochodach? Omamienie ludzi pożyczkami doprowadziło do istniejącego kryzysu. Czy nikt tego nie widzi? Dlaczego prezes największego banku, JP Morgan, który stracił miliardy dolarów w czasie ostatniego kryzysu, jest uważany za wyrocznię systemu finansowego świata?

Od dłuższego czasu zastanawiam się czy jest jakaś analogia między załamaniem się sowieckiego modelu ekonomicznego i ostatnim kryzysem, który zapoczątkował się w Ameryce. Dochodzę do wniosku, że obydwa systemy mają wspólny mianownik polegający na braku nowych idei, pomysłów, co robić dalej. Obydwa systemy cechuje rozrost władz centralnych, które nie są w stanie w stanie określić kierunku ekonomicznych inwestycji w coraz bardziej złożonym systemie. Obydwa systemy cechuje wzrost „Nomenklatury”. W tak zwanym Wolnym Świecie, nomenklatura ma inną nazwę. Są nią „ludzie, których nie da się zastąpić”. To takiej właśnie do takiej nomenklatury należy Mr. Jamie Dimond, który przed Komisją Kongresu Amerykańskiego, badającą przyczyny kryzysu, nie potrafił wytłumaczyć, skąd się wzięły straty w jego banku, sięgające wielu miliardów dolarów. W USA system centralnego zarządzania został przejęty przez banki, a Mr. Jamie Dimond sam przyznaje, że inwestycje jego banku były źle ukierunkowane, a poprawnie mówiąc, bezwartościowe, bo skierowane głównie w rozdmuchany rynek nieruchomości. Można by powiedzieć, że istnieje analogia między inwestycjami w amerykański rynek nieruchomości, a PRL-owski przemysł stalowy w postaci Nowej Huty i Huty Katowice.

Kiedyś system kapitalistyczny miał to do siebie, że nieudolne, źle funkcjonujące przedsiębiorstwa, kierowane przez ignorantów, upadały i na ich miejsce powstawały nowe, lepiej prowadzone. Niestety okazuje się, że w nowoczesnym systemie kapitalistycznym powstały twory, głównie banki, które są, jakoby „za wielkie aby upaść”, kierowane prze „geniuszy”, których „nie da się zastąpić”.

Czy nie jest to podobne do sowieckiego systemu ekonomicznego, w którym członkowie nomenklatury, jak długo byli posłuszni linii partyjnej, zawsze mieli zapewnione dyrektorskie stanowiska, niezależnie od lepszego lub gorszego funkcjonowania kierowanych przez nich przedsiębiorstw?

Przed laty, jeszcze, kiedy system sowiecki miał się dobrze, istniała teoria o scaleniu się obu systemów, kapitalistycznego i socjalistycznego. Może dzisiaj jesteśmy świadkami takiego scalenia, w którym system sowiecki, jak kameleon, przeobraził się w kapitalizm, sterowany przez banki „za duże, aby upaść”, na których czele stoją ludzie, „których nie da się zastąpić”.

No, a co z toaletą? Ano, po czterech godzinach wymieniono starą, przerdzewiałą pompę odpowiedzialną ze toaletowe fiasko, na nową, błyszczącą i pasażerowie mogli się wypróżnić, a co ważniejsze, po wypróżnieniu uczestniczyć w bankiecie, na plaży jednej z wysp, Prickly Pear Island, który to bankiet, wedle uczestników był wyśmienity, bo obfitował w lejący się strugami szampan, kawior i dowolną ilość homarów. Myśmy w tym bankiecie nie uczestniczyli, gdyż dla nas luksus to grochówka i kotlet schabowy, którego tam nie podawano.

Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
www.czekajewski.com