Prawie trzy tygodnie trwały protesty na placu Tahrir. Ludzie koczowali tam dzień i noc
Gdy w sąsiedniej Tunezji upadł reżim, przed tunezyjską ambasadą w Kairze zgromadził się tłum. – Ben Ali, powiedz Mubarakowi, że na niego też czeka samolot w Kairze! – skandowali młodzi ludzie. Był 15 stycznia. Nikt z nich pewnie wtedy nie przypuszczał, że za dziesięć dni tysiące Egipcjan też wyjdą na ulice.
We wtorek, 25 stycznia, w Kairze wyszło ich 15 tysięcy. Szli w kierunku parlamentu, nie zważając na kordon uzbrojonej policji. – Niech żyje wolna Tunezja! Precz z Mubarakiem! – skandowali. Na placu Tahrir rozegrała się wtedy pierwsza bitwa.
Opancerzeni policjanci atakowali gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Bili kogo popadnie. Nie zdołali jednak powstrzymać wzburzonego tłumu. Demonstranci odpowiedzieli kamieniami i butelkami, wyrywali płyty chodnikowe. Pod ich naporem policja musiała się wycofać. Podobnie było w Suezie i Aleksandrii.
Był to pierwszy Dzień Gniewu w Egipcie. Przyniósł też pierwsze ofiary śmiertelne – w Suezie zginęły dwie osoby. Świat pierwszy raz obiegła też informacja, że uczestnicy protestów skrzyknęli się na Facebooku i Twitterze. W środę, 26 stycznia, na ulice wyszły kolejne tysiące ludzi. Ale też tysiące policjantów. W ruch znów poszły pałki i gaz łzawiący. Do aresztu trafiło około 500 osób. Egipskie MSW wydało zakaz antyprezydenckich demonstracji, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Na piątek, 28 stycznia, zapowiedziano wielkie, masowe protesty.
Egipskie wojsko przygotowało się na ten dzień . Żołnierze już w nocy pojawili się na placu Tahrir. Władze zablokowały dostęp do Internetu. To jednak nie powstrzymało demonstrantów. Po południowych modlitwach w meczetach na plac Tahrir zaczęła płynąć rzeka ludzi. Tysiące protestowało też w innych miastach Egiptu. Tego dnia Mubarak wprowadził godzinę policyjną – od 18 do 7 rano.
Ale wieczorem walki trwały nadal – w ciągu kilku dni zginęło już 27 osób, a ponad tysiąc zostało rannych. Demonstranci podpalili siedzibę partii Mubaraka. On sam wygłosił wtedy orędzie do narodu i zapowiedział powołanie nowego rządu. Pierwszy raz w czasie swoich rządów powołał też wiceprezydenta.
Tłum nie był jednak zadowolony. Podobnie, gdy we wtorek, 1 lutego, zapowiedział, że nie będzie kandydował we wrześniowych wyborach prezydenckich. I potem, gdy obiecał reformy. Koczujący dzień i noc na placu Tahrir mieli tylko jedno żądanie – by Mubarak ustąpił natychmiast. Zapowiedzieli, że nie odejdą, dopóki tego nie zrobi. Wtedy na placu zgromadziły się nawet 2 miliony ludzi. Na latarniach zawisły kukły Mubaraka. Armia pierwszy raz ogłosiła, że nie będzie strzelać do demonstrantów.
Ale już 2 lutego na placu rozegrała się kolejna bitwa. Na koniach i wielbłądach pojawili się rozwścieczeni zwolennicy Mubaraka. Atakowali ludzi czym popadnie. Również zagranicznych dziennikarzy. Zginęło sześć osób, a ponad 1500 zostało rannych. W Kairze dochodziło do podpaleń i plądrowania. Zagrożone było muzeum egipskie. Wojsko próbowało rozdzielić zwolenników Mubaraka i jego przeciwników.
Już wtedy biura podróży odwołały wycieczki zagraniczne i ewakuowały turystów. Kolejne dni były spokojniejsze. Pojawiały się informacje o możliwych kompromisach z opozycją i ustąpieniu kolejnych osób z otoczenia Mubaraka, m.in. jego syna Gamala. Na placu Tahrir wciąż jednak koczowały tłumy. Spali pod czołgami, by wojsko nie mogło przerwać ich protestu. Gdy podano informację, że Mubarak ustępuje – na placu wybuchła euforia.
KATALOG FIRM W INTERNECIE