Zmiana składu rządu, której dokonał Aleksander Łukaszenko po grudniowych wyborach, jest nielegalna
Andrzej Pisalnik z Grodna
Michaił Miasnikowicz, który na podstawie decyzji prezydenta Łukaszenki zastąpił 28 grudnia na stanowisku premiera poprzedniego szefa rządu Siarhieja Sidorskiego, przyjmuje gratulacje od szefów rządów innych państw. Objęcia stanowiska pogratulował mu w ostatnich dniach zeszłego roku między innymi premier Rosji Władimir Putin. „Być może Putinowi wiadomo coś o tym, że białoruski parlament już uzgodnił kandydaturę nowego premiera, a Łukaszenko został potajemnie zaprzysiężony“ – naśmiewał się z Putina autor komentarza niezależnej białoruskiej agencji informacyjnej AFN.
Czy ironia AFN jest uzasadniona, a nowy szef białoruskiego rządu rzeczywiście nie ma konstytucyjnej legitymacji do rządzenia? Były sędzia Sądu Konstytucyjnego Białorusi Michaił Pastuchow w rozmowie z „Rz“ potwierdza, że doszło do złamania prawa. – Na mocy konstytucji rząd składa dymisję przed nowo wybranym prezydentem – tłumaczy nam Pastuchow. Tak też się stało 27 grudnia, gdy swoją dymisję ogłosił rząd Siarhieja Sidorskiego. – Zrobił to jednak zdecydowanie przed czasem – zauważa konstytucjonalista, tłumacząc, że do momentu zaprzysiężenia Łukaszenko sprawuje kadencję poprzednią. – Rząd Sidorskiego nie miał zatem podstaw, by uzasadniać swoją dymisję wyborami prezydenta – dodaje ekspert.
Łukaszenko natychmiast przyjął dymisję Sidorskiego i mianował na stanowisko Miasnikowicza. – Takie zachowanie nie ma uzasadnienia prawnego – podkreśla Pastuchow, twierdząc, że złamanie procedury konstytucyjnej można wytłumaczyć tylko osobistym interesem Łukaszenki.
– Oznacza to, że Łukaszenko czuje się bardzo niepewnie po tych wyborach – mówi „Rz“ politolog Walery Karbalewicz. Na tę niepewność – jego zdaniem – składa się izolacja ze strony Zachodu oraz nierozwiązany do końca konflikt z Rosją.
– Nie wykluczałbym także tego, iż klasa urzędnicza, która ma bezpośredni udział w fałszowaniu wyników wyborów, wie, że prezydent nie zdobył poparcia połowy wyborców – mówi Karbalewicz. – Łukaszenko spieszy się więc ze spełnieniem procedur potwierdzających w świadomości rządzącej nomenklatury legalność jego prezydentury – dodaje ekspert.
Próbę zjednania sobie sympatii nastawionej do niego krytycznie części białoruskiego społeczeństwa Łukaszenko podjął w orędziu noworocznym. Zapewnił, że będzie szukał możliwości porozumienia się z tymi, którzy na niego nie głosowali, aby wspólnie „przełamać kompleks małej narodowości, uświadomić sobie, iż jesteśmy narodem, który decyduje nie tylko o sprawach wewnętrznych, ale też kształtuje obraz Europy“.
Słowa Łukaszenki o pojednaniu brzmiały dziwnie w momencie, gdy ponad 20 działaczom opozycji, w tym jego rywalom w wyborach, grozi do 15 lat więzienia za organizację powyborczej manifestacji w Mińsku. Nawet w okresie świątecznym (katolickie Boże Narodzenie – Nowy Rok – prawosławne Boże Narodzenie) na Białorusi nie ustają rewizje w domach działaczy opozycji i niezależnych dziennikarzy. W niedzielę został wezwany na przesłuchanie do KGB Aleksander Milinkiewicz, jeden z niewielu liderów opozycji deklarujących gotowość do konstruktywnego dialogu z władzą. Nie ujawnił jednak, o co go pytano.
O tym, że Łukaszenko nie ma złudzeń co do poprawnych stosunków z Zachodem, świadczy podjęta w ostatnim dniu zeszłego roku decyzja o likwidacji w Mińsku przedstawicielstwa OBWE.
Ta organizacja negatywnie oceniła przebieg grudniowych wyborów prezydenckich na Białorusi, podkreślając, że nie odpowiadały standardom demokracji. Decyzję Mińska potępiła już obejmująca przywództwo w OBWE Litwa.
KATALOG FIRM W INTERNECIE