- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Świat
Amerykański ambasador skarcony za mieszanie się w sprawy Polski
Jan Lipowski, Warszawa 28 listopada, 2018
Kiedy w Białym Domu zasiadał Jimmy Carter, a jego doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego był Zbigniew Brzeziński w Polsce młody ruch Solidarności przeżywał zagrożenie. Moskwa naciskała na Warszawę, aby go zlikwidować. W takiej sytuacji, za radą Brzezińskiego, na amerykańskiego ambasadora w ZSRR został desygnowany przez prezydenta doświadczony dyplomata Arthur Hartman.
Objął urząd 28 września 1981 roku. Wiadomo, że Hartman będzie twardo reprezentował interesy amerykańskie wobec Kremla, w tym także związane z demokratycznymi przemianami w Polsce. Tak było. Wielokrotnie przestrzegał, podczas spotkań z sowieckim ministrem spraw zgranicznych Andriejem Gromyką, że próby siłowego dławienia demokracji w Polsce napotkają zdecydowany sprzeciw Stanów Zjednoczonych. Był w tym tak konsekwentny, że Kreml zdecydował się na otwartą krytykę.
Ambasador Arthur Hartman i prezydent Jimmy Carter, który wysłał go do Moskwy. Foto: Wikipedia
Agencje prasowe TASS i PAP opubikowały depesze szeroko rozpowszechnione przez inne media sowieckie i polskie o tym, jak to Gromyko oświadczył Hartmanowi, żeby nie mieszał się w sprawy Polski i "zaprzestał ingerencji w sprawy suwerennego państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Ingerencji, która w najróżniejszych formach - jawnych i tajnych -trawa już od dłuższego czasu".
Po prezydenckiej wygranej Ronalda Reagana, Arthur Hartman pozostał ambasadorem w Moskwie. Taką opcję rekomendował Reaganowi jego doradca do spraw Europy Wschodniej profesor Richard Pipes, który bardzo dobrze znał Hartmana z Uniwersytetu Harwardzkiego.
Hartman pozostał na moskiewskim posterunku do 20 lutego 1987 roku stając się najdłużej reprezentującym USA ambasadorem w ZSRR.
Szczególną rolę odegrał w latach stanu wojennego w Polsce wielokrotnie interweniując na rzecz jego zakończenia. Nie da się przecenić jego roli w ocieplaniu relacji amerykańsko-sowieckich po objęciu władzy przez Michaiła Gorbaczowa i organizoweniu jego kolejnych spotkań z Ronaldem Reaganem.
Co znamienne, Hartman doczekał się w czasie swej misji, dymisji Gromyki z szefa dyplomacji po dojściu do władzy Gorbaczowa. Rzec by można - dłużej klasztora niż przeora.
Poczynania Gromyki wobec Hartmana przypomniane zostały w związku z nawoływaniem niektórych polityków, aby władze polskie wezwały na dywanik ambasdor Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher za jej list do premiera Mateusza Morawieckiego.
Nic z tego. Rzeczniczka premiera zakomunikowała właśnie, że rząd nie zamierza odnosić się ani do listu, ani do faktu jego publikacji w mediach. Podążanie gromykowskim tropem byłoby ostatnią rzeczą, jakiej w relacjach polsko-amerykańskich dziś potrzeba.
KATALOG FIRM W INTERNECIE