Stare i często wyśmiewane hasło „klient nasz pan” znajduje w dzisiejszych czasach bardzo nowatorskie zastosowanie. Chcąc się wykazać troską o tych, dzięki którym można prowadzić interesy i zwiększać zyski, trzeba niekiedy podejmować ryzykowne decyzje i nawet trochę finansowo stracić, aby uratować dobry wizerunek firmy, a nawet poprawić go.
Taką sytuację przeżyli niedawno załoga i pasażerowie samolotu Lufthansy, odbywającego kurs z Bangkoku do Frankfurtu nad Menem. Podczas długiego lotu awarii uległo sześć z dziewięciu toalet na pokładzie maszyny. Jak się później okazało, przyczyną kłopotów była dziecięca zabawka, która zablokowała centralną rurę pokładowej kanalizacji.
I co postanowił kapitan? Wylądował w Ankarze, gdzie na tamtejszym lotnisku około 300 pasażerów mogło skorzystać z WC.
Takie przerwanie lotu wiąże się ze sporymi kosztami, bo przecież linia lotnicza musi zapłacić za nadprogramowe lądowanie i start oraz dodatkowe zużycie paliwa Powoduje ono również niemałe zamieszanie w ruchu powietrznym, bo przy dzisiejszej częstotliwości lotów nad Azją i Europą trudno jest znaleźć wolny korytarz, kiedy wypada się z rozkładu lotów. Trzeba też wziąć pod uwagę opóźnienie w dotarciu do portu docelowego, które - przy takiej liczbie pasażerów - musi skutkować perturbacjami sporej ich liczby w dalszej podróży, bo przecież nie wszyscy kończyli ją we Frankfurcie.
Kapitan lotu z Bangkoku miał więc nie lada problem i z pewnością skonsultował się ze swoimi przełożonymi. Obojętne, co mu doradzili, ostateczną decyzję musiał jednak podjąć sam. I zdecydował się na nieplanowane międzylądowanie, aby zapewnić pasażerom dostęp do toalet, chociaż jedna trzecia z nich była sprawna i mógł starać się przekonać klientów Lufthansy, że lepiej trochę poczekać w kolejce do nich, niż zrobić postój w stolicy Turcji, czyli na zaledwie około 2,5 godziny przed dotarciem do Frankfurtu.
Przypuszczam, że wielu jego kolegów po fachu przedłożyłoby punktualne (może nawet trochę przyśpieszone z uwagi na niecodzienną okoliczność) przybycie do celu nad komfort podróżnych, którym można byłoby podać jakiekolwiek powody niemożności międzylądowania. Niejeden kapitan uznałby bowiem, że lepiej narazić pasażerów na drobną w sumie niedogodność, aniżeli swoją linię na dodatkowe koszta, a siebie na ewentualną reprymendę ze strony kierownictwa.
Pilot tego lotu udowodnił, że przytoczone na wstępie hasło reklamowe nie jest w przypadku tej linii nic nie znaczącym sloganem. W ostatecznym rozrachunku koszta poniesione z powodu chwilowego przerwania długodystansowego rejsu zostaną z pewnością zrekompensowane wzrostem popularności Lufthansy, która udowodniła, że znakomicie i nie licząc się z finansami potrafi zadbać o dobre samopoczucie swoich pasażerów, co musi budzić respekt i zaufanie.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE