Zabrałem się do pisania, gdyż wypadki ostatnich dni wykazały, że politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych na chłopski rozum, bez „wódki nie rezbieriosz” i dlatego chcąc, czy nie chcąc, muszę ją wziąć w swoje spracowane ręce, powątpiewającego ignoranta.
Teraz, po 10 latach wojny w Iraku wywołanej pod kłamliwym pretekstem broni masowej zagłady, w czasie której zginęło 4,5 tysiąca amerykańskich żołnierzy, a kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych, przyznajemy, że była to drobna pomyłka. O zabitych i rannych lokalnych „tuziemcach” nie wspominamy, bo ich śmierć wynosi „zaledwie” kilkaset tysięcy, a może i milion, kto ich tam wie? Nawet Hilary Clinton, którą widziałem 10 lat temu, entuzjastycznie popierającą agresywną decyzję G. W. Busha, dzisiaj przyznaje, że żałuje swej ówczesnej decyzji licząc, że przed następnymi wyborami prezydenckimi, społeczeństwo jej tego nie będzie wytykać.
Przypominam sobie tysiące żółtych naklejek na zderzakach samochodów opiewających, że „My popieramy naszych żołnierzy”. Ci natomiast, którzy mieli odwagę zapytać, dlaczego mamy zabijać i umierać w Iraku, kraju którego 90% Amerykanów nie mogło pokazać palcem na mapie, uważani byli za anty-patriotów.
Na Florydzie, właściciel francuskiej restauracji zamknął biznes i wyniósł się do Francji, gdyż Francuzi stali się naszymi wrogami z powodu braku poparcia dla wojny. Nawet w restauracjach w Kongresie Amerykańskim przestano używać określenia „Frytki Francuskie” i zmieniono ich nazwę na „Frytki Wolnościowe” (Freedom Fries).
Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy
Ogłupienie nie ograniczyło się do społeczeństwa amerykańskiego. Także rząd Polski omamiony perspektywami podziału łupów w postaci kontraktów olejowych i zamówień na sprzęt wojskowy wysłał do Iraku polskich żołnierzy. Polakom w Polsce wytłumaczono, że Polska akcja się finansowo niezmiernie opłaca. Innym, którzy wątpili w intratne kontrakty, wytłumaczono, że umieranie za cudzą sprawę jest konieczne dla utrzymania naszych wojaków w dobrej do walczenia (i umierania) kondycji.
Kolega emigrant wątpiący w Polską sprawę w Iraku i Afganistanie, zwrócił mi uwagę, że nie od dzisiaj Polacy mają tego rodzaju pomysły. Już za czasów napoleońskich było podobnie. Nawet w polskim hymnie w drugiej zwrotce, śpiewamy: "Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy". Ciekaw jestem czy teraz w Polsce uczą dzieci w szkołach, że Polacy zawsze walczyli za „naszą i waszą wolność”, szarżując broniących się Hiszpanów pod Somosierrą i tłumiąc zryw antykolonialny powstańców na Santo Domingo? Polakom w Kraju warto przypomnieć, że Bonapartego zwycięstwa miały swe granice i skończyły się po katastrofalnej wyprawie na Moskwę, dokąd maszerował i skąd zwiewał w towarzystwie 90 tysięcy Polaków. Niewielu z nich przeżyło tą „zwycięską” eskapadę.
O ile wiadomo nadzieje Polaków na kontrakty olejowe albo zbrojeniowe z Iraku skończyły się fiaskiem. Sytuacja w Iraku, jak w kalejdoskopie, zmienia się z godziny na godzinę. Iran, który był do wczoraj naszym (i Izraela) największym wrogiem, dzisiaj oferuje Stanom Zjednoczonym pomoc w rozgromieniu terrorystów ISIS (Mahometańskie Państwo Iraku i Syrii). Ciekaw jestem co o tym myśli premier Izraela, który niedawno nalegał na Prezydenta Obamę, aby zbombardował Iran? Wtedy to Benjamin Netanyahu odgrażał się, że jeśli Amerykanie tego nie zrobią, to on gotów zrobić to sam, na własną rękę. Jakoś dzisiaj „Bibi” Iranu nie bombarduje. Ciekaw jestem dlaczego?
Rady Gubernatora Jesse Ventura
Ze wstydem muszę się przyznać, że spędzając wakacje w Kanadzie oglądam tutaj rosyjską telewizję, która wydaje się bardziej interesująca niż amerykańskie CNN czy Fox News. Otóż dzisiaj w programie tej telewizji, występował były gubernator stanu Minnesota, Jesse Ventura. Na pytanie, czy US winny się angażować w wojny i politykę krajów Bliskiego Wschodu, odpowiedział: ”Stanowczo nie!”. Jako przykład podał Krzysztofa Kolumba, który wybrał się w ryzykowną wyprawę, której zadaniem było odkrycie nowej drogi do Indii z pominięciem Bliskiego Wschodu. W czasie tej wyprawy ryzykował, że jego statek spadnie z płaskiej ziemi w przestrzeń kosmiczną. W owym czasie ludzie wierzyli, że ziemia jest płaska, jak naleśnik, stąd jego obawy. Czyli już wtedy, 500 lat temu, ludzie zdawali sobie sprawę, że Bliski Wschód jest niezgłębionym źródłem morderczych konfliktów, na tle religijnym i etnicznym i trzeba się od nich trzymać z daleka. Niestety od czasu Wypraw Krzyżowych, poprzez czasy Imperium Otomańskiego, Francuskiego i Angielskiego, które teraz przejęli na własność Amerykanie, wszyscy popełniają te same błędy.
Z drugiej strony, porażki, jakich doświadczyła uzbrojona po zęby Ameryka z rąk ubranych w łachmany rebeliantów, dają nam ostatnią szansę, aby zostawić ich własnemu losowi. Może oni sami podzielą Bliski Wschód na kraje, które odpowiadają bardziej podziałowi etnicznemu i religijnemu. Jak dotychczas, te kraje są krajami o sztucznych granicach, stworzonymi przez imperialistów angielskich i francuskich na gruzach Imperium Otomańskiego (Tureckiego). Zaangażowanie Ameryki w ich tysiącletnie konflikty, prowadzi do wzrostu anty amerykanizmu i terroryzmu, jakim był atak na wieżowce w Nowym Jorku, zwanym jako 9/11. Jeszcze wcześniej, Amerykanie nie wyciągnęli poprawnego wniosku z przegranej wojny w Wietnamie, wysyłając tam żołnierzy różniących się etnicznie i rasowo od Wietnamczyków, którzy uznali ich za nowych imperialistów, starających się ponowne ujarzmić ich kraj, po zrzuceniu jarzma francuskiego. Dla przypomnienia, Wietnamczycy stracili w tej wojnie ponad milion ludzi, a straty amerykańskie wynosiły 58 tysięcy ofiar. Tak się jednak składa, że Wietnamczycy tę wojnę wygrali.
Jak dla ironii, dzisiaj Wietnam, szuka poparcia amerykańskiego, obawiając się agresji Chin Ludowych, mających pretensje do zasobów mineralnych Morza Południowo Chińskiego.
Do pewnego stopnia konflikty na Ukrainie i w Iraku mają swe źródło w krajach stworzonych przez imperialistów bez względu na podziały etniczne i religijne. W wypadku Ukrainy, takim imperialistą był ówczesny Związek Radziecki, którego przywódcy, Lenin, Stalin i Chruszczow zakreślili granice Ukraińskiej Republiki w ramach ZSSR. Konflikt między rządem w Kijowie i separatystami we Wschodniej Ukrainie, którzy grawitują ku Rosji stanowi dodatkowy problem dla Ameryki, NATO i Rosji. Kraje Bilskiego Wschodu, jak i Ukraina muszą rozwiązać problem granic we własnym zakresie. Obca interwencja nic tu nie wskóra i tylko powiększy pulę ofiar. Upieranie się, że granice wytyczone na mapie mają jakieś nadrzędne znaczenie nie ma sensu. Przyjrzyjmy się mapie i zobaczymy jak zmieniły się granice różnych krajów, włączając w to Polskę, w ciągu ostatnich 100 lat. Jako przykład może służyć Jugosławia, która z dużą pomocą Ameryki, rozpadła się niedawno na szereg małoznaczących państewek.
Rozpadający się Irak
Dzisiaj się dowiaduję, że dwa największe miasta w Iraku, Mosul i Fellujah wpadły w ręce Mahometańskich Terrorystów walczących pod nazwa ISIS. Opanowali też podobno największą rafinerię ropy naftowej. Ich przednie oddziały są o 40 km od stolicy Bagdadu. Co ciekawsze, zwycięstwo rebeliantów obyło się bez walki. Żołnierze rządu w Bagdadzie, na którego czele stoi Maliki, oddali rebeliantom bez walki zaawansowany sprzęt bojowy, warty setek milionów dolarów. Dzisiaj terroryści są już armią dobrze uzbrojoną i nie zdziwiłbym się, że stolica kraju, Bagdad, zostanie przez nich zdobyta w ciągu najbliższych kilku dni. Po opanowaniu Iraku przez Mahometańskich Fundamentalistów, być może padnie i Syria, gdzie desperacko jeszcze się broni prezydent Assad, który prawie że cudem uchronił się od masowego bombardowania przez US. Wygląda na to, że Putin pomógł Obamie w decyzji, w zamian za rezygnację przez Assada z gazów bojowych. Co ciekawsze, że nasi i Izraela najwięksi wrogowie, czyli tak zwana Gwardia Rewolucyjna w Iranie, ofiarują pomoc osaczonemu przez terrorystów ISIS rządowi z Bagdadzie, a finanse dla terrorystów pochodzą jakoby z nami zaprzyjaźnionej Arabii Saudyjskiej i zasobnemu w ropę Kataru.
Polski mocarstwowe mrzonki
NATO po wycofaniu się z Iraku i Afganistanu straciło do pewnego stopnia rację bytu. Prawdę powiedziawszy zaangażowanie polskich żołnierzy u boku Amerykanów w Afganistanie i Iraku nie miało sensu, gdyż NATO, jak sama nazwa wskazuje, ma za zadanie bronić Europy przed Związkiem Radzieckim. Gdzie więc do tego zadania pasują Afganistan i Polska, czyli gdzie Rzym, a gdzie Krym? Generałowie w NATO bardzo się ucieszyli z nowej definicji Rosji, jako naszego nowego wroga, a Polacy temu gremialnie przyklasnęli. Nie mogę się nadziwić, jak łatwo Polacy zaprzyjaźnili się Niemcami, mimo że sprawa Ziem Zachodnich nie jest definitywnie uregulowana. Nie moim celem jest ganić Polaków za współpracę z Niemcami, aczkolwiek utrzymanie dobrych stosunków z Rosją, chociażby ze względów gospodarczych, jest jak najbardziej w polskim interesie.
Krytykując Polskę za zaangażowanie w Iraku i Afganistanie, być może naiwnie uważam Polskę za niepodległy kraj. Być może, że Polska dzisiejsza usilnie się stara być wasalem Ameryki, spodziewając się, że Stany Zjednoczone będą jej bronić przed zakusami Putina. Dwadzieścia lat temu rozmawiając z przedstawicielem polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wspomniałem o konieczności dobrych stosunków z Rosją. Już wtedy uważałem, że Rosja nie zamierza włączyć Polski do swoich planów podbicia i okupacji. Polska ma tą specyficzną cechę, że jest za słaba, aby się agresji rosyjskiej oprzeć, ale za duża, aby agresor ją strawił, czyli zrusyfikował. Rosjanie to chyba rozumieją. Pamiętają na pewno polskie antyrosyjskie powstania w 18-tym i 19-tym wieku, wojnę antybolszewicką z roku 1920 i ostatni zryw Solidarności, który zapoczątkował rozpad ZSSR.
Co innego jest z Ukrainą. Wygląda na to, że Rosja Ukrainie nie popuści, a NATO i Ameryka pozostanie przy obietnicach, gdyż zagrożenie dla amerykańskich interesów jest gdzie indziej, przede wszystkim na Bliskim Wschodzie, gdzie kluczowym elementem jest kontrola nad ropą naftową i na Pacyfiku i Morzu Chńskim, gdzie Chiny starają wyprzeć Amerykę i przejąć wiodąca rolę hegemona.
Dwa rożne punkty widzenia na konflikty na Bliskim Wschodzie
Opinie jak poniżej, są raczej kontrowersyjne i nie znajdują miejsca w głównym nurcie amerykańskiej prasy i TV, które to media trzymają społeczeństwo amerykańskie w błogiej ignorancji. Tu i ówdzie można jednak przeczytać tego rodzaju teorie na Internecie.
- A. Wedle jednej teorii, na Bliskim Wschodzie Ameryce chodzi o ropę naftową i jej cenę, którą kontrolują Amerykanie. Ma to też związek z rolą dolara, jako waluty rezerwowej, jako, że ropa naftowa jest wyceniania w dolarach. Waluta rezerwowa ma tą olbrzymią zaletę, że można ją „drukować” bez wywołania inflacji. Wydrukowane nadwyżki w formie obligacji pożyczkowych kupują kraje zamorskie i obywatele Sanów Zjednoczonych, jako namiastkę złota. Jeśli Ameryka odda Bliski Wschód mahometańskim rebeliantom, to znaczy, że straci kontrolę nad ceną ropy naftowej z tych krajów. Niemniej ropa naftowa sama w sobie nie ma uniwersalnej wartości. Aby jej właściciel mógł kupić jedzenie musi ją sprzedać za dolary albo inną walutę wymienną, np. Euro. Może bardziej się opłaca kupować tę ropę niż walczyć o kontrolę nad jej wydobyciem? Wojna w Iraku kosztowała USA ponad trylion dolarów. Czy były to pieniądze dobrze wydane? Obawiam się, że nie.
- B. Wedle innej teorii, zasadniczym powodem, dlaczego Ameryka, angażuje sie w konflikty na Bliskim Wschodzie, jest wywołanie tam ciągłego konfliktu między rywalizującymi między sobą grupami religijnymi i etnicznymi. Założeniem jest, że osłabione wzajemnymi konfliktami arabskie społeczeństwa będą łatwiej kontrolowane przez Stany Zjednoczone, które upieką przy okazji swoje „mocarstwowe” interesy, główne olejowe. Jeśli taka polityka rzeczywiście ma miejsce, to jednak dla USA może mieć swe ujemne strony, jako że niestabilna sytuacja prowadzi do niestabilnych rezultatów i Stany Zjednoczone mogą się spotkać z nowym wrogiem, którego istnienia nie przewidzieli.
W historii 20-go wieku było podobnie, kiedy to Niemcy Kajzera w roku 1917 sfinansowały bolszewicką rewolucję wysyłając pieniądze i Lenina do Petersburga. Ta sama rewolucyjna władza, w postaci ZSSR, 28 lat później, rozgromiła doszczętnie hitlerowską Rzeszę Niemiecką. W sumie wywołanie rewolucji w Rosji w roku 1917 wzmocniło Rosję, a nie osłabiło, jak spodziewali się tego Niemcy. Wygląda na to, że tak zwana „Wiosna Arabska” zainicjowana przez USA już się obraca przeciwko żywotnym amerykańskim interesom i USA traci nad „wiosennymi” krajami kontrolę. Sytuacje w dzisiejszym Iraku, Libii i Egipcie są tego przykładem.
Jan Czekajewski
KATALOG FIRM W INTERNECIE