Na krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym rozpoczęła się przedwyborcza akcja jego pracowników, studentów i doktorantów pod hasłem: \"Stop jedynkom\" - poinformowała \"Rzeczpospolita\"
Jej organizatorzy i coraz liczniejsi uczestnicy nawołują na portalach społecznościowych, by nie głosować na liderów ułożonych przez kierownictwa poszczególnych komitetów list kandydatów do Sejmu RP, którzy "pozycję zawdzięczają wpływom w partii, a nie wyborcom".
Akcja odbywa się głównie w internecie i nie ma charakteru agitacji za którymkolwiek ugrupowaniem.
"Głosuj, na którą partię chcesz, ale nie pozwól sobą manipulować! Nie popieraj jedynek! Możemy zrobić im STOP!!!" - nawołują organizatorzy, przygotowujący także ulotki i esemesy. Kulminacja akcji ma nastąpić krótko przed wyborami.
"- Chodzi nam przede wszystkim o promocję nowych ludzi w polityce" - wytłumaczył jej sens profesor Andrzej Piasecki z UP w Krakowie, który tego samego dnia na łamach "Dziennika Polskiego" bardzo ostro wypowiedział się przeciwko kandydowaniu do Sejmu i Senatu prezydentów miast, wójtów, burmistrzów oraz radnych wszystkich szczebli samorządów.
Twierdzi on, że wiele osób popiera daną partię, nie zastanawiając się nad tym, kogo promują jej liderzy; ufając im, głosuje więc na pierwszego kandydata na liście, który zostaje nim często nie na podstawie osobistych zalet i umiejętności, ale dyspozycyjności wobec kierownictwa.
"- Polacy, którzy pójdą na wybory, nie powinni zgodzić się na to, że większość Sejmu została już wybrana przez struktury partyjne układające listy" - powiedział prof. Piasecki dziennikarzowi "Rz".
Organizatorzy akcji "Stop jedynkom" apelują też, by nie oddawać głosów na kandydatów, którzy już kiedyś mieli mandat parlamentarny.
"Wciąż przybywa posłów, senatorów, radnych i wójtów, którzy nie potrafią rozstać się z władzą. Powinni zrobić miejsce innym" - argumentują na stronie internetowej. Radzą też skreślać kandydatów w wieku emerytalnym.
Jak łatwo się domyślić, ta inicjatywa nie przypadła do gustu politykom, zwłaszcza otwierającym listy wyborcze swoich partii.
"- To nie ma sensu. Na jedynkach są politycy rozpoznawalni, z doświadczeniem i kapitałem politycznym. Takie są mechanizmy i już" - oceniła na łamach "Rz" akcję "Stop jedynkom" posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska, pierwsza na liście Platformy Obywatelskiej w Gliwicach.
A zajmujący takie samo miejsce na liście Prawa i Sprawiedliwości w okręgu podwarszawskim Mariusz Błaszczak dodał:
"- W wyborach powinno kierować się oceną kandydata, jego kompetencji, a nie wprowadzać tak niesprawiedliwe kryteria."
Mnie ta akcja podoba się o tyle, o ile skłania ona wyborców do zapoznania się z nazwiskami i dorobkiem kandydatów na liście preferowanego przez nich komitetu wyborczego. Nie zawsze sympatia elektoratu musi się przecież pokrywać ze ściśle politycznymi kryteriami stosowanymi przez kierownictwa poszczególnych partii.
Jak sięgam pamięcią wstecz, rzadko oddawałem swój głos w wyborach do Sejmu na osoby uznane przez ugrupowania, którym ufałem, za liderów list, a na kartce z kandydatami do Senatu nieodmiennie zwracam uwagę wyłącznie na nazwiska, a nie na partyjne barwy.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE