Nie pomagają ostrzeżenia i apele: kiedy tylko nastanie sezon na zbieranie grzybów, można być pewnym, że media poinformują o kolejnych przypadkach zatrucia. Ruszający późnym latem i wczesną jesienią w polskie lasy (a ostatnio także w słowackie, chociaż są stamtąd przeganiani, o czym pisałem wczoraj) grzybiarze-amatorzy wkładają bowiem do koszyków nie tylko jadalne okazy, o czym przekonują się niekiedy dopiero po wystąpieniu pierwszych objawów chorobowych.
W ubiegły weekend na oddział toksykologii w jednym z krakowskich szpitali trafiły aż 4 osoby z podejrzeniem zatrucia muchomorem sromotnikowym. Chcąc zminimalizować skutki tragicznych pomyłek, Małopolska Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna nie tylko zaapelowała do zbierających grzyby o szczególną ostrożność, ale zatrudniła także grzyboznawcę. Udziela on bezpłatnych konsultacji w jej siedzibie przy ulicy Prądnickiej 76 w godzinach od 8.00 do 15.00.
- Grzyby są ważnym elementem kultury gastronomicznej Polaków, jednak nie można dla nich tracić głowy - powiedziała na falach Radia Kraków-Małopolska Anna Armatys, rzeczniczka prasowa krakowskiego Sanepidu.
Przestrzegła, aby dla własnego bezpieczeństwa w ogóle nie zbierać grzybów blaszkowych oraz nie karmić żadnymi grzybami dzieci przed ukończeniem 7 roku życia. Przypomniała też starą zasadę, że jeżeli grzyb wydaje się podejrzany, absolutnie nie należy go wkładać do koszyka.
Warto dodać, że grzyboznawcy dyżurują też na krakowskim Starym Kleparzu. Mogą się do nich zgłaszać po porady nie tylko kupujący na tym największym placu targowym w centrum miasta, ale także osoby, które same zebrały grzyby, ale wolą upewnić się, czy są one na pewno jadalne.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE