Jedna z najbardziej znanych krakowskich legend głosi, że podczas oblężenia podwawelskiego grodu w XIII wieku przez Tatarów jeden z biegłych w sztuce strzelania z łuku napastników trafił znajdującego się na wieży kościoła pw. Najświętszej Marii Panny strażnika, który chciał ostrzec mieszkańców przed zbliżającymi się barbarzyńcami. Dlatego właśnie grany od wieków co godzinę na cztery strony świata hejnał Mariacki urywa się tak nagle i niespodziewanie.
Nie wiem, czy właśnie ta legenda, czy też jakieś inne przyczyny skłoniły kogoś do skutecznego ostrzelania balonu turystycznego, wznoszącego się z bulwarów wiślanych niedaleko ronda Grunwaldzkiego w Krakowie. W jego stronę wystrzelono co najmniej sześć strzał z łuku lub kuszy, które trafiły w czaszę na wysokości 5 i 30 metrów.
Jak poinformowała dziennikarzy Katarzyna Cisło z zespołu prasowego małopolskiej policji, w linach podtrzymujących balon tkwiły dwie strzały domowej roboty, wykonane z drutu długości około 40 centymetrów zakończonego plastikiem. Na szczęście żadnej z obecnych na podwieszonej pod czaszą platformie widokowej osób nic się nie stało, chociaż powłoka balonu została uszkodzona w trzech miejscach. Pracownicy, którzy go obsługują, dopompowują uchodzący tymi przestrzelinami hel.
Krakowscy policjanci zastanawiają się, komu aż tak bardzo przeszkadzał turystyczny balon, że postanowił go zestrzelić. W tym roku przeniesiono go na drugą stronę Wisły, ponieważ mieszkańcy z jej lewego brzegu skarżyli się, że zasłania im widok z okien. Obecna lokalizacja nikomu już nie przeszkadza, więc tym bardziej dziwne są motywy, którymi kierował się tajemniczy łucznik.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE