Po Rosjanach można się wszystkiego spodziewać. Dziś i kiedyś. To był akurat rok 1940 kiedy Stalin wydał rozkaz zamordowania tysięcy Polaków w obozach jenieckich na Ukrainie. Sowieci za zbrodnie obciążyli Niemców i musiały upłynąć dziesiątki lat, aby wzięli winę na siebie. Do końca jednak nie przyznają się do ludobójstwa i do dziś nie chcą dopuścić polskich badaczy do wszystkich archiwów. Czas był więc najwyższy, aby o Katyniu powiedzieć poprzez najbardziej przemawiający do ludzkiej wyobraźni przekaz - film. Późno bo późno, ale wziął się za to Andrzej Wajda. Rozpoczął niedawno zdjęcia do filmu, w pierwszych ujęciach pokazano eksodus polskiej ludności i wywózki na wschód, kolejne sceny kręcono w śródmieściu starego Krakowa, które zamieniono dla potrzeb filmu na miasto z okresu okupacji hitlerowskiej.
Rosja sowiecka, to był jeden wielki gułag i jedna wielka zbrodnia. Dzisiejsza Rosja Putina, to jedno wielkie kłamstwo, zacietrzewienie i chęć odbudowania imperialnej Rosji. Zresztą także kosztem własnej ludności i grą na rzekomo demokratycznych dążeniach obecnych władz w Moskwie. Można się jedynie obawiać, że podobnie jak kiedyś Zachód i jego rzekomi intelektualiści ulegali Stalinowi i wierzyli w idee komunizmu, tak i dziś możni tego świata dadzą się wciągnąć w przebiegłe gry polityczne Kremla.
"Post mortem - Opowieść katyńska", taki tytuł nosi film Wajdy i jeżeli obejrzą go zachodni widzowie (a jest na to szansa, bo nazwisko twórcy i reżysera ma światową markę), być może przywróci światu jedną z największych tragedii drugiej wojny. Do dziś nierozliczonej. (zr)
KATALOG FIRM W INTERNECIE