Wiele osób dziwi się, skąd portal informacyjny Sądeczanin (a za nim \"Fakt\") miał szczegółowe informacje - wraz ze zdjęciami - o alkoholowych wybrykach pewnej działaczki Platformy Obywatelskiej (nazwiska z litości nie będę powtarzał), której zachowanie w \"wesołym pociągu\" odwożącym uczestników konwencji tej partii w Gdańsku w domowe pielesze zmusiło ją do rezygnacji z kandydowania do Sejmu z wysokiego trzecie miejsca na nowosądeckiej liście PO, skoro podróżowali z nią wyłącznie członkowie tego ugrupowania, a więc \"sami swoi\".
Odpowiedź jest banalnie prosta: od kogoś z jadących z nią „platformersów”, który postanowił skorzystać ze znakomitej okazji, aby publicznie skompromitować koleżankę i zmusić ją do zwolnienia dobrego miejsca na liście wyborczej.
Kto jest bowiem największym wrogiem każdego polityka w rywalizacji o miejsce w Sejmie? Wcale nie przeciwnik z innej partii, bo on liczy na zupełnie inny elektorat, ale ten, kto zajmuje sąsiednie miejsce na liście macierzystego ugrupowania.
Głośno nikt tego oczywiście nie powie, ale jest tajemnicą poliszynela, że najbardziej brutalne walki toczone są wewnątrz własnej partii. Skoro komuś powinie się więc noga tak, jak pożałowania godnej działaczce PO z Biecza, będzie to bezwzględnie i bez najmniejszych skrupułów wykorzystane przez koleżanki i kolegów.
Jedyne, co może dziwić, to brak zrozumienia podstawowych reguł politycznej gry przez panią Halinkę, która zamiast na wszelki wypadek powstrzymać się od przyjmowania nadmiernej ilości napojów alkoholowych, popłynęła na ich fali i w efekcie straciła intratne miejsce na liście wyborczej.
Kto nadmiernie ufa w lojalność partyjnych towarzyszy, ten łatwo może obudzić się w tak niekomfortowej sytuacji jak ona. Polityka jest bowiem cyniczną grą, w której nie ma co liczyć na czyjeś zmiłowanie. Litość prędzej okaże rywal z innej partii, niż „swojak”.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE