Ilekroć przechodzę lub przejeżdżam (a zdarza się to kilka razy dziennie) obok placu Jana Matejki i spoglądam na otoczony łańcuchami Grób Nieznanego Żołnierza, tylekroć ogarniają mnie ambiwalentne uczucia: satysfakcji i smutku.
Pierwsze związane jest z sukcesem wieloletniej akcji Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, konsekwentnie domagającego się od władz miasta ogrodzenia tego symbolicznego miejsca, na którym bez skrupułów siadali, kładli się, spożywali posiłki, jeździli na rowerach, rolkach i deskach młodzi krakowianie oraz uczestnicy rozpoczynających bądź kończących tam zwiedzanie podwawelskiego grodu wycieczek. W tej kampanii dzielnie wspierali mnie przewodnicy miejscy, mieszkańcy okolicznych kamienic, a także wielu zacnych obywateli Krakowa; wszyscy oni byli oburzeni takim zachowaniem osób, nie mających żadnego szacunku dla narodowych imponderabiliów, których materialnym przejawem jest w każdym mieście Grób Nieznanego Żołnierza.
Drugie ma swe źródło w żalu, że w oczywistej, zdawałoby się, kwestii, jaką jest potrzeba okazania należnej czci temu miejscu trzeba było sięgnąć po tak drastyczne środki, jak ogrodzenie go. Czy taka sytuacja byłaby do pomyślenia w międzywojennym Dwudziestoleciu? Co stało się z nami, że niewiele ponad 20 lat po odzyskaniu niepodległości bardzo wielu (wzdragam się przed napisaniem: większość) Polaków młodego i średniego pokolenia nie widzi potrzeby demonstrowania najmniejszego szacunku dla ideałów, za które ryzykowali życiem ich dziadowie, a karierą ojcowie?
dr Jerzy Bukowski hm
rzecznik POKiN
KATALOG FIRM W INTERNECIE