Miałem odwagę głosować przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu wtedy, kiedy był premierem i zgłaszał niebezpieczne dla Polski projekty. Donald Tusk tej odwagi nie miał – mówi przewodniczący SLD Elizie Olczyk
Bartosz Arłukowicz uciekł z SLD do PO. Czy to duża strata dla pana partii?
Życzę Bartkowi sukcesów na nowej drodze. Podziękowałem mu także za dotychczasową współpracę w klubie. Jest wolnym człowiekiem i sam kształtuje swoją drogę. Wierzę, że Bartek pomoże przekonać konserwatywną PO do zajęcia się na przykład sprawą in vitro. Do nowoczesnego spojrzenia na otaczający nas świat.
Arłukowicz tłumaczył, że nie może zostać w Klubie SLD, bo nie chce już dłużej głosować razem z PiS.
Dla mnie podstawowym i jedynym kryterium jest merytoryczna ocena danego projektu. Nie kupuję szantażu Tuska i PO, że mam głosować razem z nimi nad marnymi, szkodliwymi projektami tylko dlatego, że PiS także jest przeciw. Ja miałem odwagę głosować przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu wtedy, kiedy był premierem i zgłaszał niebezpieczne dla Polski projekty dotyczące np. lustracji czy CBA, a Donald Tusk tej odwagi nie miał. I to jest różnica pomiędzy nami.
Może czas już, żeby pan jasno zadeklarował, czy po wyborach wejdziecie w koalicję z PiS. Domagał się tego ostatnio np. Marek Borowski z SdPl.
O koalicjach zdecydują wyborcy. Marek Borowski nie ma z kim wchodzić w koalicję. A jeżeli chodzi o SLD, to może my będziemy zapraszać do koalicji, bo wygramy wybory? Wyniki się spłaszczają, dlatego nie ma co mówić o ewentualnych koalicjach. Polacy głosują na konkretną partię, a nie jej ewentualnego koalicjanta.
Polacy głosują na konkretną partię i chcieliby wiedzieć, czy ona później zawiąże koalicję z PiS czy z PO, bo to jest różnica.
Potrafię sobie wyobrazić koalicję z PO, ale nie wiem, czy na czele z premierem, który jest zmęczonym, wypalonym i pozbawionym pomysłów szefem rządu zarażonym tezą: "nic się nie da zrobić". Polacy głosują na konkretną partię, bo wierzą, że rozwiąże ona ich problemy. Potencjalne koalicje bardziej zaprzątają uwagę elit i mediów niż młodych ludzi szukających pracy czy emerytkę liczącą pieniądze w sklepie. Mieliśmy już kiedyś wspaniałą koalicję PO – PiS, która ostatecznie po wyborach nie powstała. Za to PiS wzięło do rządu LPR i Samoobronę, od której wcześniej się odżegnywało. Dlatego my chcemy mówić przede wszystkim, że jesteśmy przygotowani do rządzenia, mamy program, który za chwilę pokażemy, a później przedstawimy naszych ludzi. Jedno jest pewne – pod względem ideowym ciężko nam się porozumieć z PiS, bo mamy całkiem inny stosunek do karty praw podstawowych, Unii Europejskiej, polityki międzynarodowej czy najnowszej historii Polski.
PO też nie przyjęła karty praw podstawowych.
I to mnie martwi.
A czy martwi pana deklaracja Aleksandra Kwaśniewskiego, że nie będzie się angażował w waszą kampanię, tylko najwyżej pomoże swoim przyjaciołom?
To, że prezydent Kwaśniewski chce się spotykać z wyborcami i nie odmówi pomocy swoim kolegom z naszej partii, akurat mnie cieszy. W ostatnim wywiadzie pan prezydent bardzo ciepło się wypowiadał o mnie i o formacji. Wiem, że mogę na niego liczyć, i tak samo pan prezydent może liczyć na mnie.
On też uważa za niemożliwą koalicję PiS – SLD. A premier Donald Tusk powiedział ostatnio, że współpraca tych partii jest zagrożeniem dla Polski.
A ja uważam, że dalsze trwanie miernego ministra finansów Jacka Rostowskiego, który zawsze przed wyborami wprowadza nas w błąd, jest zagrożeniem dla Polski. Dowiódł już tego dwa razy, używając budżetu jako PR-owskiego narzędzia, i zapewne w tej kampanii dowiedzie po raz trzeci, forsując zły budżet na przyszły rok. Co do premiera – widać, że wypalił się z pomysłów. Nie umie zaproponować niczego nowego. Odtwarza starą płytę, która już nikogo nie ekscytuje.
Założenia budżetowe na przyszły rok nie są szczególnie hurraoptymistyczne.
Ale nierealistyczne i sporządzone pod wybory. Rząd nie przeprowadził żadnych zmian systemowych, które pomogłyby budżetowi. Stąd chęć uchwalenia go w czerwcu, a nie jak zwykle jesienią. Nie chodzi o prezydencję w UE, tylko o obietnice bez pokrycia. Założę się, że gdyby teraz odbyły się wybory i PO by je wygrała, to za miesiąc na stole mielibyśmy zupełnie inny projekt budżetu. Tak samo było w latach 2009 i 2010, ale gdy to mówiliśmy, to Rostowski oskarżał nas, że jesteśmy populistami. Teraz też nie odpowiedział na nasze zarzuty, tylko nas atakował, podając nieprawdziwe dane o gospodarce za czasów rządów SLD i twierdząc, że mieliśmy najgorszych ministrów. Skoro tak, to dlaczego Marek Belka, minister finansów w rządzie Leszka Millera, dostał od PO nominację na prezesa NBP, a Jerzy Hausner, minister gospodarki z tej samej rekomendacji, zasiada w Radzie Polityki Pieniężnej? To pokazuje cały cynizm Platformy.
Platforma jest cyniczna, z PiS nie dogadujecie się pod względem ideowym, to może po wyborach będzie rząd techniczny?
Sam mówiłem, że gdyby po wyborach trudno było złożyć koalicję rządzącą, to można by powołać rząd fachowców. Ale politycy odrzucili ten pomysł. Wszyscy chcą być przy władzy. Poza tym ten pomysł jest mało realny ze względu na ogromne animozje polityczne. Zobaczymy na przykład, czy politycy usiądą do stołu, żeby szybko uchwalić przepisy zapewniające bezpieczeństwo na stadionach. My mamy kilka pomysłów, np. taki, żeby zakaz stadionowy obowiązywał na wszystkie mecze, a nie tylko na konkretne. Jeżeli ktoś wdziera się z pałką na stadion i bije drugiego człowieka, powinien mieć zakaz wstępu na stadiony w całej Polsce, we wszystkich ligach i na wszystkie dyscypliny, i kropka. Usiądźmy i zróbmy "stop chuliganom". To byłby test, czy potrafimy współpracować w ważnych sprawach.
A co z chuliganami związkowymi? Ich też należy bezwzględnie ścigać?
Chuliganów należy ścigać zawsze. Nie można jednak mieszać różnych rzeczy. Co innego chuligan, który idzie na stadion z zamiarem zrobienia zadymy, a co innego związkowiec, który walczy o prawa pracownicze.
Widział pan związkowców z KGHM, którzy kopali ochroniarzy?
Widziałem, ale tych ludzi nikt nie chciał wysłuchać i w rezultacie nie wytrzymali. Rozumiem, że w takiej sytuacji mogą dojść do głosu emocje. Choć oczywiście nie popieram kopania ludzi.
Tak się pan troszczy o los ludzi pracy, a obchody 1 Maja wyszły wam słabo. Działacze SLD są rozczarowani.
Nie zgadzam się. Byliśmy tam, gdzie trzeba bronić ludzi pracy.
Pan był pod Stocznią Szczecińską, w swoim okręgu wyborczym.
Tak, a Leszek Aleksandrzak – pod zakładami Cegielskiego w Poznaniu, które mają ogromne problemy. Ryszard Zbrzyzny był w KGHM, inni nasi działacze – na Śląsku. Za rok najprawdopodobniej będzie tak samo.
A więc nie będzie już pochodów pierwszomajowych?
Nie. Będziemy tam, gdzie ludziom trzeba pomóc.
W jaki sposób chce pan pomóc stoczni?
Teraz, po dwóch latach od upadłości, to jest już bardzo trudno. Ale pracownikom trzeba pomóc znaleźć pracę. Poza tym majątek stoczni miał być sprzedany, a ciągle nie jest. Dlaczego stocznia szczecińska nie może robić tego, co stocznia gdańska, która pozyskuje zlecenia i buduje np. wiatraki czy inne duże konstrukcje?
Może rząd nie ma kupca na stocznię, tak jak SLD nie ma kupca na swoją kamienicę.
My mamy wielu kupców. A rząd po prostu się nie stara.
Czyli SLD, jeżeli będzie rządzić, znajdzie kupca dla stoczni?
Będziemy robić wszystko, co się da, żeby w stoczni tętniło życie i była praca.
Kto będzie szefem waszego sztabu wyborczego? Krążą plotki, że pan Włodzimierz Czarzasty.
Faktycznie, plotki.
Czy pan Czarzasty będzie kandydował do Sejmu?
Nie wiem. Na razie zamykamy sprawy programu wyborczego i podpisujemy porozumienia.
A co będzie z politykami, którzy są popularni, ale nie wiedzą, czy znajdzie się dla nich miejsce na listach wyborczych i gdzie. Mówię o Ryszardzie Kaliszu czy Leszku Millerze.
Gwarantuję, że jeżeli będą chcieli kandydować, to na pewno znajdzie się dla nich miejsce na listach wyborczych. Bo na pewno je wzbogacą i dodadzą nam mandatów.
Czy SLD zaciągnie kredyt na wybory?
Nie. Ta kampania będzie tania, bez billboardów i spotów telewizyjnych. I cieszę się z tego, bo wszyscy wyjdą do ludzi. Również liderzy innych partii będą się musieli ruszyć z Warszawy. My zaprezentujemy nasze zobowiązania na pierwsze 100 dni, na pierwszy rok i na całą kadencję.
Kto ma telewizję, ten będzie pokazywany na tych spotkaniach z ludźmi, a pan ma.
Nie mam. Wszystkie pieniądze ze sprzedaży naszej siedziby nie wystarczą na kupno telewizji.
Ma pan swoich ludzi w telewizji publicznej.
PO i PSL mają na pewno. Przewodniczącym KRRiT jest były członek PO, prezesem TVP jest etatowy, bardzo bliski współpracownik ministra z PO – Bogdana Zdrojewskiego, a wiceprezesem został wiceminister rolnictwa w rządzie PO i PSL. Ja tu widzę głównie obecną koalicję rządzącą. A jeżeli chodzi o SLD, to bym się spierał. Wracając do kampanii, to ona pokaże determinację poszczególnych kandydatów. Zwłaszcza że to nie będzie przyjemna kampania, bo ludzie mają w sobie wiele negatywnych emocji wobec polityków.
Jak to się stało, że zostało odrzucone pana sprawozdanie finansowe z kampanii prezydenckiej?
Wykorzystałem logo SLD na stronie internetowej i nie oznakowałem logo komitetu pieluszek i śpiochów o wartości około tysiąca złotych, które zawiozłem do domu dla maltretowanych kobiet z dziećmi. W pierwszym przypadku okazało się, że logo partii to dobro niematerialne, które należy wycenić i zapłacić za jego użycie, a w drugim – że źle wydano pieniądze komitetu wyborczego. Oba zarzuty uważam za absurdalne. Dlaczego lider kandydujący na prezydenta nie może używać logo swojej partii? Czy Aleksander Kwaśniewski, który mnie wsparł, też jest wartością niematerialną i trzeba wycenić jego zaangażowanie? To samo jest z nieoznaczonymi pieluchami jednorazowymi.
Może politycy powinni powstrzymywać się od prezentów w kampanii wyborczej, bo stąd już tylko krok do częstowania wódką i kiełbasą.
To są dwie różne sprawy. Nie widzi pani różnicy pomiędzy jednorazowymi pieluszkami przy okazji wizyty w domu dla maltretowanych kobiet a wódką i kiełbasą?
Uważa pan, że trzeba zmienić te przepisy?
Zracjonalizować, bo są kuriozalne.
Eliza Olczyk
Rzeczpospolita, rp.pl
KATALOG FIRM W INTERNECIE