KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Poniedziałek, 25 listopada, 2024   I   02:58:37 AM EST   I   Elżbiety, Katarzyny, Klemensa
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Tusk musi strzelić gola. Do własnej bramki

06 maja, 2011

To miał być znak firmowy Tuska. Zdyszany, ale szczęśliwy premier po strzeleniu bramki w cotygodniowym meczu z partyjnymi kolegami. Uśmiechnięty premier przecinający wstęgi na Orlikach, otwierający stadiony, dworce i autostrady zbudowane przez Euro 2012. Rozradowany premier wśród kibiców gdańskiej Lechii

Partyjni działacze PO na trybunach ich ukochanej Legii, dla której stadion (formalnie: miejski) udało się wybudować dzięki setkom milionów złotych wsparcia od platformerskiej prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz.

Rzeczywistość jednak zaskrzeczała. Najpierw partyjni koledzy pokłócili się z Tuskiem i zaczęli narzekać, że mają dość puszczania bramek jedynie po to, aby zaspokoić ego premiera. Budowa stadionów wprawdzie się opóźnia tylko trochę, ale o nowych dworcach i autostradach już nikt poważny nie wspomina. Zaś „Orliki" powstają, ale dziwnym trafem jedynie tam, gdzie PO ma w swoich rękach samorządy - a to nie robi najlepszego wrażenia.

A koniec końców kibice (także Lechii i Legii), zamiast ściskać się z Donaldem, zaczęli wywieszać na stadionach ostre antyrządowe transparenty. Zawiedziony premier nie wytrzymał. Nazwał ich „przestępcami" i wypowiedział im wojnę. Szkoda, że dopiero teraz – gdy setki kibiców Legii na oczach całej Polski oraz delegatów UEFA wzięło się za demolowanie stadionu w Bydgoszczy.

Tusk chciał  — tak jak w niemal wszystkich innych dziedzinach — zamknąć oczy na problem. Może jakoś się uda przetrwać do Mistrzostw Europy. Choć od dawna było wiadomo, że polski futbol to ośmiornica. Interesy władców PZPN, właścicieli najbogatszych klubów i agresywnych grup kibicowskich przeplatają się. Tu ręka rękę myje i niektóre z nich rzeczywiście wymagają mocnego szorowania.

Ta ośmiornica ma też swoje macki w policji (funkcjonariusze wstawili się za przywódcą kibiców Legii), we władzach największych polskich miast oraz wśród sejmowych polityków, chętnie grzejących się w cieple stadionowych emocji. Zresztą chodzi o polityków wszystkich partii: kiedyś Tusk grał brata-łatę futbolowych fanów, dziś rząd kibicowskich dusz chcą przejąć posłowie opozycji, gotowi na złość rządowi bronić nawet najbardziej nieprzyjemnych stadionowych subkultur.

Jeśli premier Donald Tusk będzie chciał naprawdę rozpędzić to towarzystwo, będzie musiał podciąć parę gałęzi, na których siedzi – czy używając bardziej odpowiedniej w tym kontekście metafory: strzelić parę razy do własnej bramki.

Będzie musiał uderzyć nie tylko w stadionowych bandytów, ale też ich patronów w swojej własnej partii. Jak również w niewielką, ale niesłychanie wpływową grupę wielkich biznesmenów, którzy jako właściciele klubów rozłożyli ochronny parasol nad swoimi kibicami. Już teraz widać, że żadna z tych grup nie zamierza poddać się bez walki.

Czy Tusk będzie miał wystarczająco wiele determinacji i odwagi? Wątpię. Dotąd zawsze mu tych cech brakowało. A teraz w dodatku wybory są zbyt blisko.

Dominik Zdort
Rzeczpospolita, rp.pl