Zainteresowanie słynną kolacją z udziałem Moniki Olejnik przybiera takie rozmiary, że można się wkrótce spodziewać powstania komisji śledczej – uważa publicystka „Rzeczpospolitej”
Przyznaję się, byłam uczestniczką kolacji, na której w dzień po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego zebrali się jego znajomi. Barwnie sfabularyzowali ją dziennikarze „Wprost". Jak napisał Piotr Semka, zszokowała ona i zbulwersowała internautów oraz opinię publiczną. „Czy następny dzień po tragedii smoleńskiej to rzeczywiście odpowiedni moment dla związanych z prezydentem polityków, aby spędzać wieczór w ekskluzywnej restauracji z dziennikarką znaną z konfliktów ze zmarłą głową państwa?" – pyta Semka, opisując nastroje panujące w Internecie („Rz", 21 marca 2011).
Zainteresowanie tą sprawą przybiera takie rozmiary, że wkrótce należy się spodziewać wniosku o powołanie komisji śledczej. „Adam Bielan potwierdził udział", „Paweł Kowal zaświadcza, że opisywane spotkanie miało miejsce", „Monika Olejnik zaprzecza więc, że organizowała spotkanie, ale nie odpowiada na pytanie, czy w nim uczestniczyła". Zaiste, klasyczne spotkanie spiskowców. Piotr Semka nie precyzuje tylko, czy ich celem było pochowanie prezydenta na Wawelu.
Bez zaproszenia
W rzeczywistości przebieg zdarzeń wyglądał tak, że w niedzielę wieczorem grupa współpracowników Lecha Kaczyńskiego z czasów, gdy był on prezydentem Warszawy, otrzymała z Kancelarii Prezydenta esemesową wiadomość, że o godzinie 21 będzie się mogła pomodlić w kaplicy przy jego trumnie. Wszystko odbywało się szybko i spontanicznie – ja w Pałacu Prezydenckim znalazłam się przypadkowo, wchodząc z jedną z zaproszonych osób.
Po wyjściu z pałacu część obecnych – przygnębionych i wciąż nie do końca będących w stanie uwierzyć w to, co się zdarzyło poprzedniego dnia – udała się do Tradycji Polskiej, nieistniejącego już lokalu przy ulicy Gagarina w Warszawie. Restauracja rzeczywiście uchodziła za ekskluzywną, jednak powodem, dla którego ludzie znający Lecha Kaczyńskiego wybrali w tę noc właśnie to miejsce, nie była wykwintna kuchnia, lecz fakt, że właśnie tam cztery lata wcześniej Lech Kaczyński świętował swoje zwycięstwo w noc po drugiej turze wyborów prezydenckich. Spotkanie w Tradycji było więc czymś oczywistym.
Nie wiem, czy ktokolwiek kogokolwiek do restauracji zapraszał. Wiem natomiast, że niektórzy – w tym ja – dołączali bez specjalnego zaproszenia. Pojawienie się Piotra Semki też nikogo by nie zdziwiło. Zapewne, gdyby ktoś ten wieczór starannie zaplanował, lista uczestników – z których wielu się nawet nie znało – nie byłaby tak przypadkowa. Ale przed drzwiami lokalu nie dokonywano selekcji. Przy dużym stole zebrało się około 20 osób, wśród nich także Paweł Kowal, Adam Bielan i Monika Olejnik.
Smutny wieczór
To nie była biesiada, tylko smutny wieczór. Czekaliśmy na wieści w sprawie identyfikacji ofiar. Pojawiła się informacja, że część rodzin leci do Moskwy. Jednak przede wszystkim było wiele opowieści o Prezydencie, Marii Kaczyńskiej i urzędnikach jego kancelarii.
Z zainteresowaniem obserwowałam, jak otwierają się ludzie, od których przez cały dzień bezskutecznie próbowałam wydobyć wspomnienia do przygotowywanego artykułu o Lechu Kaczyńskim. Odniosłam wrażenie, że mieli po prostu silną potrzebę bycia razem i odreagowania szoku. Kombatanckie wspomnienia zaczynali od słów: „a pamiętasz...", a kończyli ze świadomością nieodwracalnego. Od czasu do czasu docierały niepokojące informacje o stanie zdrowia pani Jadwigi Kaczyńskiej, co jeszcze pogarszało nastrój.
Nie wiem, kiedy zrodził się pomysł pochowania pary prezydenckiej na Wawelu. Nie wiem, kto o tym rozmawiał, kiedy i z kim. Uważam jednak, że wytykanie Monice Olejnik, Adamowi Bielanowi i Pawłowi Kowalowi niestosowności czasu i miejsca spotkania jest głęboko niestosowne.
Powyższym tekstem kończymy dyskusję na temat spotkania.
Agnieszka Rybak
Rzeczpospolita, rp.pl
KATALOG FIRM W INTERNECIE