Kiedy pierwszym swoim autem, a był to wschodnioniemiecki trabant, wybrałem się w późnych latach sześćdziesiątych w Polskę, ujrzałem kraj siermiężny i smutny. Polska, jako socjalistyczna jednorazówka. Urodzić się, szybko przeżyć i zejść. Ale przecież przypominam sobie piękne spływy kajakowe Krutynią i Czarną Hańczą i tamtejszy krajobraz, którego komuna jeszcze do końca zniszczyć nie zdołała. Niemniej pobudowała nad rzekami i jeziorami mazurskimi, i w całej Polsce zresztą, koszmarne domki campingowe, w których spało się noc, dwie, ale już żyć się nie dało. Podobnie działo się na Pojezierzu Wieżyckim i w setkach miejsc w kraju, gdzie także było prymitywnie, ale przyrodniczo i krajobrazowo cudownie.
Otóż jestem dziś raz i drugi w bliższej i dalszej Polsce. Tej znanej mi na co dzień i tej od święta. To już inny kraj, choć raptem kilkanaście lat minęło od roku 1989. To jest Polska najczęściej schludna (mimo, że wieś nadal wyrzuca stare lodówki i wiadra, opony i telewizory do przydrożnych rowów lub na pobrzeża lasu), Polska ładnie zabudowana, z ukwieconymi domami, zajazdami stylowymi. Innymi architektonicznie na Mazurach i innymi na Podhalu. Drogi, choć to największe inwestycyjne dziś zmartwienie Polski, to jednak zatłoczone nowoczesnymi samochodami. Bywają często najlepsze światowe marki, wiele zachodnich terenówek, jeżeli jedzie holenderski turysta, to nieodmiennie ciągnie za sobą wielki dom campingowy. Nowoczesne campingi, co krok pensjonaty, a w nich czyste pokoje, dobra kuchnia, a jak gospodarz z pomyślunkiem, to jeszcze na dodatek zaproponuje swojemu gościowi zwiedzanie okolicy, jazdę konną, przewodnika górskiego, kajak albo łódź, skoro rzecz ma się nad wodą. Prawda, że szosy zapchane i z najgorszą w Europie opinią. Gdzie tiry, czyli rozpędzona do stu kilometrów masa żelastwa gna na złamanie karku, byle szybciej do granicy, wyprzedzając na trzeciego, a gdyby mogła to i na czwartego. Człowiek w osobowym jest tu bez szans...
Co krok stacja benzynowa, zawsze zadbana, jedynie benzyna w niej coraz droższa. Wiem, że Amerykanie narzekają, bo tam galon wywindowany do granic, ale powiem, że w Polsce w tej chwili litr 95 bezołowiowej kosztuje półtora dolara, a latem w Zakopanem, Międzyzdrojach czy w innym Giżycku właściciel stacji zażąda nawet więcej. Tu nie ma najmniejszego znaczenia, czy szejkowie od ropy mają dobry humor i obniżą ceny za baryłkę, lub są źli, bo hurysy w ich haremie są coraz brzydsze i oni ze złości zażądają coraz więcej dolarów - w Polsce benzyna zawsze jednakowo droga. Trudno więc wyczuć, na jakiej zasadzie Polska jeździ coraz więcej. I coraz więcej pijanych kierowców, gdzie Polska bije światowe rekordy. Kilka tysięcy w czasie jednego weekendu - jaki kraj sobie na coś takiego pozwoli. Nie skutkują policyjne represje, odbieranie praw jazdy i sądowe kary. Pijany szwoleżer szusuje na wąskiej szosie 160 na godzinę i co mu tam przepisy czy dziecko idące poboczem. Ale prawo Ziobry, ministra sprawiedliwości dobiera się i do tych samurajów.
Panienki w sklepach sa na ogół grzeczne, półki uginają się od towarów, proponuje się tzw. produkt regionalny. Na Podhalu wiadomo, będzie to oscypek, dziś już zatwierdzony przez Brukselę; na Sądecczyźnie na pewno śliwowica, wciąż co prawda bez atestu, ale zawsze jednakowo dobra. Gdzieś tam są kulebiaki, domowy chleb, wino z własnej winnicy (to m.in. Podkarpacie i Lubelszczyzna), domowy smalec ze skwarkami, kiszka czyli kaszanka domowa i tak by można wymieniać.
Trafią się jeszcze pijaczki przed sklepem, czasem kogoś poproszą, żeby im kupił kolejny owoc w płynie (w sklepie groźny napis, że osobom nietrzeźwym alkoholu się nie sprzedaje). Kawę „po turecku” czyli tzw. zalewajkę, wypije się jedynie w wiejskiej kawiarence czy gospodzie, choć i tam już wszędzie ekspresy, zdarzy się natomiast tu i ówdzie prawdziwy samowar i kelnerka zaproponuje herbatę po rosyjsku.
Polacy są dobrze ubrani, są w miastach i także na tak zwanej prowincji modni i nowocześni, a urlopowy luz pozwoli panom ubrać się w sprane, ale czyste dżinsy, paniom zaś w modne krótkie spódniczki i lekkie sandałki. Czas sprawił, że pod tym względem wieś wcale nie ustępuje dziś miastu. Mój Boże, jakże my, męskie plemię, tak bardzo in minus odbiegamy od tych ślicznych dziewczyn, zgrabnych panienek roznegliżowanych na plażach Sopotu, Ustki, Pobierowa.
Jedyne, co nie wiele w Polakach się zmieniło, to smutek na twarzach. Sądzę, że Polak nie przejmuje się kiepskim zbiorem kawy w Kolumbii czy herbaty na Cejlonie, już prędzej zatroska się, że jego zdaniem nie najładniejsza akurat Polka zdobyła tytuł miss. Tu mam akurat podobne zdanie, ale nie rujnuję sobie z tego powodu życia. Polak jest chyba od urodzenia smutasem. Ale przypatrzmy się królewskiemu trefnisiowi na obrazie Matejki - on, który miał rozweselać swojego pana, jakże smutny... Miał powody....
Zbigniew Ringer (Kraków)
KATALOG FIRM W INTERNECIE