KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 24 listopada, 2024   I   11:46:46 PM EST   I   Emmy, Flory, Romana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Mistrzyni wszelkich odcieni humoru

03 marca, 2011

W wieku 98 lat zmarła Irena Kwiatkowska, aktorka, której wystarczało kilka minut, by stworzyć kreację - pisze Jacek Marczyński.

Większość artystów buduje rolę na scenie przez trzy akty lub na ekranie – przez 120 minut, by granej postaci nadać głębię. Irena Kwiatkowska dostawała jedną piosenkę lub monolog i to, co potrafiła w nich przekazać, zapadało w pamięć widzów na lata.

Co więcej, jej sztuka się nie zestarzała. Dawne role teatralne czy filmowe nadal zachwycają.

Zadebiutowała w jasełkach wystawionych w dziecinnej ochronce; zagrała diabła, ale do sukcesów dochodziła powoli. Kształciła się w rodzinnej Warszawie w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. – Na egzamin wstępny, ubrana w paltocik po starszej siostrze, szłam trochę jak na stracenie – wspominała po latach. – Kiedy Aleksander Zelwerowicz zobaczył mój występ, powiedział bez entuzjazmu: – No, warunki słabe.

Potem zmienił zdanie. – Powoli będziesz pięła się w górę, a w drugiej połowie życia nie będziesz schodzić ze sceny – przepowiedział. I miał rację.
 





Czekanie na szansę
Po ukończeniu studiów w 1935 r. grała w teatrach Warszawy, Poznania i Katowic. Okupację spędziła w stolicy, imała się różnych zajęć, po wojnie wróciła na scenę, ale wciąż czekała na wielką szansę. Ta zjawiła się, gdy przedstawiono ją Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu i w 1946 r. zaczęła występować w krakowskim kabarecie Siedem Kotów. Na tej scence narodziła się jako mistrzyni kabaretu.

Gałczyński był pierwszym autorem, który pisał specjalnie dla niej. Dzięki niemu stała się Hermenegildą Kociubińską, Sierotką czy Żoną Wacia. Potem teksty dostarczali Jerzy Jurandot, Stefania Grodzieńska, Zdzisław Gozdawa i Wacław Stępień, autorzy związani z warszawskimi kabaretami Szpak i Dudek, oraz Jeremi Przybora – w radiowym Teatrzyku Eterek i Kabarecie Starszych Panów.

Można powiedzieć, że miała szczęście, pracując z takimi tuzami. Ale przecież ona była ich muzą, inspiracją i wymagającą partnerką. "Sierotkę" kazała Gałczyńskiemu "przeprawić", bo uznała, że nie ma w niej akcji i napięcia. Do kolejnych propozycji też wielokrotnie nanosił poprawki. Wyjątkiem był Jeremi Przybora.

–  Do jego tekstów podchodziłam z ogromnym pietyzmem, szanowałam "od kropki do kropki" – opowiadała "Rz".

Im bardziej pochłaniał ją kabaret, gdzie zachwycała kolejnymi perełkami wokalno-aktorskimi ("Blady Niko", "Shimmy szuja", "Ballada jarzynowa", "Tango kat", "Prysły zmysły"), tym bardziej w cieniu pozostawały jej role teatralne. A przecież w latach 70. w warszawskim Teatrze Nowym była m.in. Szambelanową w "Panu Jowialskim" Fredry czy Aurelią w "Wariatce z Chaillot" Giraudoux.

Nie rozpieszczał jej natomiast film. W 1953 r. pojawiła się w "Sprawie do załatwienia" jako kobieta zachwycająca się amerykańskimi ciuchami i dzięki niej ta socrealistyczna agitka nabrała na moment życia. Zagrała w średnio udanych komediach: "Żołnierz królowej Madaga-skaru" (1958), "Tysiąc talarów" (1959), "Klub kawalerów" ( 1962). Wreszcie jej talent zabłysł w "Hallo Szpicbródka" (1978), ale bufetowa Makowska to było kolejne kabaretowe wcielenie spointowane rewelacyjną piosenką "Roztańczone nogi". Wystąpiła też w "Rozmowach kontrolowanych" Chęcińskiego (1991).

Gwiazda radia i telewizji
Umiała natomiast wykorzystać nowe media. Stała się gwiazdą radia, a w programach dla dzieci wychowywała sobie przyszłych fanów. Pamiętam, że biegłem szybko ze szkoły do domu, by posłuchać, jak czyta kolejny rozdział "Przygód Mikołajka" René Goscinnego.

W latach 60. zawładnęła telewizją, nie tylko za sprawą Kabaretu Starszych Panów. Zagrała w jednym z pierwszych seriali – "Wojna domowa" (1965). Jej Zofia Jankowska (matka Pawła) pokazuje, na czym polega tajemnica aktorstwa Kwiatkowskiej. Postaci mocno osadzonej w realiach współczesności potrafiła nadać rys lekko groteskowy, drobnym gestem czy spojrzeniem podkreślając absurd peerelowskiej codzienności.

W latach 70. była kobietą pracującą w serialu "Czterdziestolatek", dekadę później w "Zmiennikach" – matką głównej bohaterki, a właściwie "kobietą kolejkową" ze schyłkowego PRL. Jej talent docenił Teatr Telewizji, na tej największej scenie zagrała w wielu komediach ("Arszenik i stare koronki", "Alicja prowadzi śledztwo", "Upiór w kuchni", "Dwie blizny"), była hrabiną Respektową w "Fantazym" Słowackiego w reż. Gustawa Holoubka (1971). A "Ożenek" Gogola z jej kreacją swatki Fiokły z 1976 r. emitowany był wielokrotnie, zawsze gromadząc rekordową widownię.

Była artystką spełnioną. Jeszcze kilka lat temu w Teatrze Polskim w Warszawie znów wcieliła się w Sierotkę i Hermenegildą Kociubińską w spektaklu złożonym z tekstów Gałczyńskiego. Potem jednak schroniła się w Domu Aktora w Skolimowie, choć w 2008 r. pojawiła się w filmie Bławuta "Jeszcze nie wieczór". Do końca też – jak przez całe życie – chroniła swą prywatność. Mawiała bowiem: – Od zwierzeń mam konfesjonał.

Jacek Marczyński
Rzeczpospolita, rp.pl