Grzegorz Schetyna próbuje złapać oddech. Deklaruje chęć pojednania z Donaldem Tuskiem i grozi odwetem frakcji Cezarego Grabarczyka
Słowa, że Grzegorz Schetyna "zamorduje psy, które gryzły krwawiącego niedźwiedzia", zaczynają krążyć w Platformie. Niektórzy przypisują je marszałkowi Sejmu, który w ten sposób miał nawiązać do spotkania zarządu partii 2 lutego, kiedy był ostro atakowany przez rywali.
W rzeczywistości wypowiedział je jeden z sojuszników Schetyny jako zapowiedź odwetu na tych, którzy krytykowali marszałka za jego słowa o spóźnionej reakcji premiera na raport MAK.
Dziś frakcja marszałka próbuje przejść do kontrofensywy.
Po tym jak media donosiły – opierając się na przeciekach z najwyższych kręgów Platformy – że frakcja Schetyny zostanie wycięta z list wyborczych, jego stronnicy przekonują, że zbyt wcześnie ogłoszono ich pogrzeb.
Obie strony przedstawiają dziennikarzom zupełnie różne interpretacje spotkania premiera z marszałkiem Sejmu w ostatni poniedziałek. Politycy z frakcji Grabarczyka (tzw. spółdzielni) i z Kancelarii Premiera przedstawiali je jako wyjątkowo niemiłą dla Schetyny rozmowę ostrzegawczą. Podobne były przecieki z wtorkowego spotkania premiera z dziennikarzami, skąd – wbrew dotychczasowym regułom o rozmowie "off the record" – wyszło, że premier uważa Schetynę za swój główny problem.
Według frakcji marszałka było inaczej: spotkanie, choć trudne, przyniosło pozytywne rezultaty. Donald Tusk i Schetyna wylali nie tylko wzajemne żale, ale też przedstawili swoje oczekiwania. Modus vivendi według informatorów "Rz" ma polegać na tym, że przed wyborami i po nich Schetyna nie będzie podważał pozycji Tuska jako szefa rządu i partii, a ten nie będzie usiłował zabrać mu stanowiska marszałka Sejmu, co ostatnio sugerowali zwolennicy Tuska. Druga część kompromisu ma dotyczyć układania list wyborczych. O ich kształcie zdecyduje Tusk, a Schetyna chce, aby nie wycięto z nich jego współpracowników i sojuszników.
Rozmowa między Tuskiem a Schetyną będzie miała dalszy ciąg. Panowie umówili się na przyszły tydzień. Świadczy to o tym, że spotkanie poniedziałkowe – niezależnie od jego ostrości – nie oznaczało definitywnego zerwania więzi między dawnymi przyjaciółmi.
To miało zaniepokoić frakcję Cezarego Grabarczyka.
– Spółdzielnia boi się, że Tusk pogodzi się ze Schetyną, bo wtedy ich grupa straci rację bytu – twierdzą z wyraźną satysfakcją ludzie Schetyny. Druga strona oczywiście temu zaprzecza. I co charakterystyczne, sama twierdzi, że wewnątrzpartyjny spór jest potrzebny grupie Schetyny, a nie jej.
Kolejnym argumentem świadczącym o odzyskiwaniu sił przez marszałka ma być spotkanie Schetyny z prezydentem, które się odbyło w ostatnią środę. Bronisław Komorowski miał obiecać marszałkowi, że nie pozwoli na "zabicie" go przez premiera. I na zniszczenie środowiska Schetyny. – Relacje Schetyny z prezydentem są więcej niż niezłe. Skoro tak często się komunikują, to coś to znaczy – mówi kolejny współpracownik marszałka.
Prezydent spotykał się też z posłami Platformy. Do tej pory przyjął u siebie parlamentarzystów z trzech regionów: małopolskiego, mazowieckiego i łódzkiego. Mówił im o potrzebie reformowania państwa. Używał więc retoryki bliższej Schetynie niż Tuskowi – co politycy związani z marszałkiem zaczęli interpretować jako korzystny dla siebie przekaz.
Osoby z otoczenia głowy państwa tonują ich optymizm.
– Prezydent chce złagodzenia konfliktu wewnątrz ugrupowania, z którego się wywodzi. Może służyć mediacją, ale nie będzie stroną sporu. Tym bardziej że ma osobistych przyjaciół w obu środowiskach – twierdzi polityk bliski Komorowskiemu.
Komunikat zatem jest jasny: pomoc prezydenta będzie miała swoje wyraźne ograniczenia. Wiadomo jednak, że Komorowski przekonywał już premiera – choć bez skutku – do zgody ze Schetyną. I wiadomo też, że od lat ma z nim dobre i bliskie kontakty. A np. nigdy tak blisko nie współpracował z Grabarczykiem.
W PO, obok słów o groźnym niedźwiedziu, zaczęła też krążyć opowieść o tym, że Schetyna notował słowa atakujących go członków zarządu. Ma to być kolejna zapowiedź odwetu. Te opowieści – są elementem gry nerwów w Platformie. Służą przeciąganiu lub zatrzymywaniu po swojej stronie bardziej niezdecydowanych polityków.
Sugestie, że premier, układając listy wyborcze, skreśli z nich stronników Schetyny, przetrzebiły armię marszałka. Jednocześnie respekt przed nim spowodował, że osoby wcześniej go atakujące lub neutralne zaczęły w ostatnich dniach wysyłać do niego pojednawcze sygnały. Szefowa lubuskiej PO Bożenna Bukiewicz, która 2 lutego napadła na Schetynę, miała ostatnio go za to przepraszać. Podobnie Marzena Okła-Drewnowicz, która milczała na feralnym zarządzie, zadeklarowała swoją lojalność wobec Schetyny.
– Mamy z PO problem. Żeby coś załatwić, trzeba rozmawiać i z jednymi, i drugimi – mówi ważny polityk koalicyjnego PSL. Nasz rozmówca dodaje, że nie wierzy, by Platforma była w stanie przetrwać w dobrym stanie wyrzucenie Schetyny. – Widzę, że i Tusk, i Schetyna mają za sobą wielkie armie działaczy. Ale nikt nie wie dokładnie ilu – mówi.
Próba policzenia się przy okazji ostatecznego konfliktu może być zbyt silnym wstrząsem dla partii. Zwłaszcza tuż przed wyborami. I to może być polisa dla Grzegorza Schetyny.
Michał Szułdrzyński
Rzeczpospolita, rp.pl
KATALOG FIRM W INTERNECIE