Komorowski i Janukowycz mogą nawiązać dobre stosunki. Ich konta nie są obciążone żadną negatywną hipoteką – pisze europoseł PO
Mija sześć miesięcy, odkąd Bronisław Komorowski został wybrany na prezydenta Polski, oraz niemal rok, od kiedy stery na Ukrainie przejęli Wiktor Janukowycz i jego Partia Regionów. Dzisiejsze warszawskie spotkanie odbędzie się w momencie szczególnym dla obu przywódców i obu naszych krajów. Ukraina pomimo zmiany obozu rządzącego konsekwentnie zgłasza swoje europejskie aspiracje. Tymczasem Polska już za pięć miesięcy przejmie ster Unii Europejskiej.
Ukraińskie priorytety
Jednak, inaczej niż przed rokiem, po obu stronach nikt już nie podnosi faktu, że Ukraina potrzebuje tam Polski jako swojego adwokata. Za parę godzin prezydent Janukowycz spotka się z prezydentem Komorowskim po raz trzeci, jako głowa państwa. Po raz pierwszy będzie jednak jego gościem w Polsce. To ważne, bo wcześniej planowane wizyty nie doszły do skutku. Pomimo dawnych zapowiedzi Janukowycz nie zjawił się ani w Krynicy, ani w późniejszym terminie w Warszawie. Zasadniczo okazji nie brakowało, ale nie ma sensu rozpamiętywać przeszłości, tylko spojrzeć już dziś, co może przynieść ta wizyta.
Niezależnie ile padnie deklaracji o przyszłej kooperacji i zapewnień o stałym niepodważalnym partnerstwie, kluczowe jest, żeby obie strony miały pełną świadomość, co konkretnie oznaczają pragmatyczne stosunki. Dobrze, że nie rozmawiamy już o wzajemnych relacjach w sposób, który poza wyrazami dobrej woli nie prowadził do żadnych rezultatów.
Musimy uznać fakty i przyjąć, że z polskiego punktu widzenia bezwarunkowe wsparcie dla międzynarodowych aspiracji pomarańczowego Kijowa nie doprowadziło do żadnego postępu w relacjach Ukrainy z Unią i z NATO ani nie rozwiązało żadnych istotnych problemów w relacjach polsko-ukraińskich. W zeszłym roku wielokrotnie zabierałem głos w tej sprawie. Postulowałem, abyśmy patrzyli na sprawy wzajemnych relacji ciepło, ale trzeźwo. A także byśmy realistycznie formułowali swoje wzajemne oczekiwania i propozycje wspólnych przedsięwzięć.
Warszawska wizyta Janukowycza jest kolejną po Brukseli, Moskwie, Paryżu, Berlinie, Waszyngtonie, Pekinie, Tokio i wielu innych. Widać, że ukraińskimi priorytetami były: zapewnienie kredytów na finansowanie budżetu w sytuacji głębokiego kryzysu, zbudowanie relacji gospodarczych ze światowymi potęgami oraz uporządkowanie relacji z Rosją. Sąsiedzki i unijny kontekst stosunków z Polską znalazł się na marginesie.
Niejednoznaczny bilans
Jednak polityka międzynarodowa i wizja Ukrainy we współczesnej Europie nie zostały jeszcze pod przywództwem Janukowycza ostatecznie zdefiniowane. Wbrew przewidywaniom ekspertów postrzegających go jako absolutnego rusofila Janukowycz zadeklarował, że jego państwo będzie się zbliżać do UE. Do dziś jednak nie jest pewne, czy uda się ten cel wcielić w życie.
Na dotychczasową politykę prezydenta Ukrainy wpłynął kryzys gospodarczy. Rząd Mykoły Azarowa przez ostatnie miesiące wykazał dużo determinacji, by się uwiarygodnić w oczach zachodnich partnerów, realizując wskazania Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ograniczenie dotacji na gaz dla gospodarstw domowych, zapowiedź podwyższenia wieku przejścia na emeryturę dla mężczyzn i kobiet, ograniczenie liczby ministerstw z 26 do 16 – wszystko to z aprobatą przyjęte zostało przez Unię Europejską.
Jednocześnie jednak trudno mówić o prawdziwych reformach liberalizujących gospodarkę czy trwale zmniejszających obciążenia budżetowe. Wiele z nich pozostaje jeszcze w sferze przygotowań, jak kluczowe dla Ukrainy reformy w sektorze rolnym, które mają szansę stworzyć konkurencyjną na światowym poziomie branżę.
Równolegle Janukowycz i kierowana przez niego Partia Regionów umacniali władzę w kraju, łamiąc niejednokrotnie uznawane przez Unię standardy. Wykorzystywanie administracji państwowej, aby wpłynąć na wynik w wyborach samorządowych, bezpardonowe ataki na opozycję w Radzie Najwyższej i ograniczanie swobody mediów uzasadniły pytania o przyszłość demokracji na Ukrainie. Wszystko to czyni roczny bilans Janukowycza niejednoznacznym. Ma on wciąż otwarte drzwi w obu kierunkach: wschodnim i zachodnim.
Podczas gdy duży ukraiński biznes wybiera partnerów na zachodzie, w Unii Europejskiej, wchodząc na giełdy w Londynie, Frankfurcie czy Warszawie, Janukowycz stale jest kuszony członkostwem w zdominowanym przez Moskwę wspólnym obszarze gospodarczym z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. Wątpliwości nie ma natomiast społeczeństwo, które w zbliżeniu z Unią Europejską widzi szansę na poprawę swojej sytuacji.
W tym czasie w Polsce prezydent Komorowski uczynił z polityki międzynarodowej swój priorytet. Może w ten sposób kontynuować stworzone przez siebie jeszcze jako rzecznika polityki zagranicznej PO koncepcje. Ukraina zajmuje w nich istotne miejsce – państwa kluczowego dla rozwoju Europy, okrzepłego po 20 latach niepodległości i samodzielnie określającego swoją przyszłość. Już kilka lat temu, gdy współpracowałem jako szef Komisji Spraw Zagranicznych z ówczesnym wicemarszałkiem Sejmu, zgadzaliśmy się, że polityka wobec Ukrainy musi posiadać samoistne cele niezwiązane z relacjami polsko-rosyjskimi.
Inaczej, niż wciąż myślą o nich politycy, którzy w popieraniu Ukrainy widzieli jedynie osłabienie imperializmu rosyjskiego, naciągając do swoich koncepcji tradycję Mieroszewskiego – Giedroycia. Już wtedy należało traktować Ukrainę jako państwo, które, inaczej niż Białoruś, nie odda łatwo swojej niezależności od Rosji, w relacjach z Polską realizuje zaś skutecznie swoje interesy. I – trzeba to przyznać z pewną goryczą – do dziś nie uwzględnia naszych postulatów.
Polska zaś przez ostatnie lata zrobiła bardzo wiele, aby nad Dnieprem nikt nie miał wątpliwości, że jesteśmy silnym i realnym orędownikiem pełnoprawnej ukraińskiej obecności w Europie – od pomarańczowej rewolucji przez polskie zabiegi u Angeli Merkel i George’a Busha podczas szczytu NATO w Bukareszcie aż do niedawnego postulowania „mapy drogowej” w sprawie liberalizacji reżimu wizowego podczas szczytu UE – Ukraina.
Także w ciągu ostatniego roku mimo pojawiającego się na Ukrainie deficytu demokracji polscy posłowie w Parlamencie Europejskim skutecznie podtrzymywali politykę otwartych drzwi dla zbliżenia z Kijowem, przekonując do niej niechętnych dla Janukowycza niemieckich chadeków. Jednak już czas powiedzieć naszym ukraińskim partnerom: sprawdzam. Polska mimo działań wszystkich ekip w ostatnich latach nie znalazła się w centrum zainteresowań Ukrainy. Dzisiejsza wizyta to ostatni dzwonek, by to zmienić.
I tym razem ten dzwonek bije dla Kijowa, bo okres naszej prezydencji to ostatni moment, żeby wynegocjować umowę o wolnym handlu stanowiącą główną substancję umowy stowarzyszeniowej Unia – Ukraina. Umowy istotnej dla dwóch stron, bo strukturalnie, gospodarczo łączącej Ukrainę z Zachodem. Określającej także szanse rozwojowe naszego wschodniego sąsiada.
Obecnie, w trakcie kryzysu, 33 proc. zagranicznego handlu Ukrainy przypada na Rosję, jednak wielka jego część dotyczy gazu i ropy. Za to 25 proc. handlu z Europą dotyczy głównie artykułów rolnych i produktów przetworzonych. I aż 72 proc. zagranicznych inwestycji bezpośrednich pochodzi z terenów Unii Europejskiej. To także finansowany przez państwa zachodnie Międzynarodowy Fundusz Walutowy ratuje budżet Ukrainy przed upadkiem. Nic dziwnego, co potwierdziły moje niedawne rozmowy w Kijowie, m.in. z Anatolijem Kinachem, liderem potężnego Ukraińskiego Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców, że w pogłębianiu relacji z Unią szansę na swój rozwój widzą przedsiębiorcy ukraińscy.
Polskie okienko możliwości
Wiadomo też, że po naszym przewodnictwie okienko możliwości zawarcia umowy o wolnym handlu praktycznie się zamknie. Inne kraje nie będą się przejmować Ukrainą. Obserwując zaangażowanie prezydenta Janukowycza w umacnianie władzy na Ukrainie i desperackie próby znalezienia finansowania dla budżetu, można wytłumaczyć dotychczasowy brak głębszego zaangażowania w relację z zachodnim sąsiadem. Nadchodzący rok udzieli jednak jednoznacznej odpowiedzi, jak ważnym partnerem jest dla Ukrainy Polska.
Od dawna niezwykle paląca jest sprawa wzajemnych stosunków gospodarczych, a przede wszystkim nagminnego łamania praw polskich inwestorów na Ukrainie. To też kwestia, w której postęp może być dokonany stosunkowo szybko. Dziś prezydent Janukowycz sprawuje realną władzę w swoim kraju, może zatem doprowadzić do poszanowania praw zagranicznych inwestorów przez ukraińską administrację. Dla nas powinien to być wyznacznik rzeczywistych intencji Kijowa.
Komorowski i Janukowycz nawiązali już bardzo dobre relacje osobiste. Ich konta nie są obciążone żadną negatywną hipoteką. Stoją zatem przed szansą nawiązania realnie, a nie jak dotychczas jedynie deklaratywnie, dobrych stosunków. Tutaj jednak potrzebne są równie intensywne wysiłki po obu stronach. Warszawa, to oczywiste, będzie podtrzymywała swoją politykę europejskiego wyboru dla Ukrainy.
Jednak poziom zaangażowania Polski musi zależeć od aktywności samego Kijowa. Nie tylko na forum europejskim, ale też w relacjach dwustronnych. Ważne, by ustrzec się błędów. Nie możemy oceniać sytuacji na Ukrainie oczami pomarańczowej opozycji, nawet werbalnie najbardziej euroentuzjastycznej, ale poprzez pryzmat europejskich i polskich interesów. To z ich realizowania będzie rozliczana polska dyplomacja.
Autor jest europosłem z Platformy Obywatelskiej. Wcześniej należał m.in. do Unii Demokratycznej, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego oraz Prawa i Sprawiedliwości – jako członek tej ostatniej partii był szefem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych
Paweł Zalewski
Rzeczpospolita, rp.pl
KATALOG FIRM W INTERNECIE