Bronisław Komorowski ma tendencję do ostrych sformułowań, których być może nie należałoby używać. Niepotrzebnie dezawuował Lecha Kaczyńskiego. Ale z podziwem patrzę, jak spokojnie znosi to, co dziś go spotyka – mówi doradca prezydenta Robertowi Mazurkowi
Bronisław Komorowski wybija się na niepodległość?
Henryk Wujec: No nie, prezydent z natury, z mocy konstytucji jest niepodległy. A ustawy o cięciach w administracji nie podpisał nie dlatego, żeby coś zademonstrować…
Nie?
Skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, bo publicznie były podnoszone wątpliwości, czy jest zgodna z ustawą zasadniczą. To najbardziej logiczna decyzja, jaką mógł podjąć.
Uff, czyli nic się nie stało, a wszyscy komentatorzy się mylą.
Naprawdę nie nadawałbym tej decyzji kontekstu politycznego. W tym, co prezydent zrobił, nie ma ani żadnej gry, ani umowy, ani konfliktu z Donaldem Tuskiem, nic.
To jak będzie teraz wyglądała współpraca Bronisława Komorowskiego z rządem?
Dobrze, ale to będzie współpraca, a nie podległość.
Porozmawiajmy o panu. Wrócił pan do polityki po dekadzie.
Nie czuję się politykiem, jestem po prostu doradcą prezydenta.
A jakie to było uczucie, gdy dziesięć lat temu odchodził pan z Sejmu?
Jak pan wie, bardzo trudno przestać być politykiem.
Bo ciężko znaleźć pracę?
Pokutuje myślenie, że byłemu posłowi nie można zaproponować zwyczajnej pracy i nie zostanie stróżem. Ale jak pojawi się lepsza propozycja, to już słyszy się, że dostał ją z powodów politycznych. Mnie też trochę czasu zajęło, aż znalazłem się w sektorze pozarządowym.
Ale co pan czuł, gdy musiał po 12 latach oddać mandat poselski?
Ulgę. Był taki okres – rok 1989, że trzeba było zostać politykiem, ale w pewnym momencie zaczęło mnie to uwierać. Jeszcze początek mej pracy w Sejmie to był okres przełomu, zasadniczej zmiany, mieliśmy poczucie, bycia nie tyle politykami, ile realizowania tego, o czym marzyliśmy wcześniej. Ale potem powstały normalne partie i zamiast rewolucji przyszła gra polityczna. A ta podobała mi się mniej.
Bo?
Bo grając zespołowo, musimy schować własne poglądy, a to jest przykre, kiedy trzeba w telewizji kłamać w żywe oczy.
Kłamał pan?
Zdarzyło się. Nie zaprzeczałem faktom, ale musiałem popierać jakiś pogląd, bo przecież nie mogłem walić w swoją partię. Nawet jeżeli z czymś się nie zgadzałem, mówiłem, że to słuszne, że popieram…
I teraz znów pan musi.
Zawsze w skrajnym wypadku mogę powiedzieć, że w tej sprawie się nie wypowiadam.
A nie boi się pan, że będzie musiał chwalić bez umiaru?
Nie sądzę, jestem tylko doradcą.
Po podróży prezydenta do USA ogłosił pan, że ta wizyta była potrzebna Obamie, który musiał się uwiarygodnić po przegranych wyborach do Kongresu.
A dlaczego tak usilnie zapraszał prezydenta Komorowskiego? Przecież to był normalny piar. Po dotkliwej porażce demokratów chciał pokazać, że ma mocnych sojuszników.
Wizja, że Obama musi podczepiać się pod amerykańską popularność Komorowskiego jest jednak dość komiczna.
Ja tylko mówię, że przecież obaj prezydenci wcześniej spotkali się w Lizbonie, zaplanowali wizytę w Waszyngtonie na ten rok, ale Amerykanie zaproponowali jej przyspieszenie. Musieli mieć swoje powody, więc powiedziałem prawdę.
Prezydent jest tak popularny w Ameryce, że spotkanie z nim poprawiło notowania Obamy? No, no…
Nie prezydent, a Polska. Gdy w Kongresie była głosowana umowa START, liczył się każdy głos.
Trzeba przyznać, że prezydent jest bardzo aktywny w nagradzaniu swoich przyjaciół. Panowie zostali doradcami…
Każdy z nas trafił do zespołu doradców trochę inaczej. Ja byłem najpierw sondowany: ktoś spytał mnie na przyjęciu, rozmawiał ze mną pewien socjolog, aż w końcu zadzwonił szef kancelarii Jacek Michałowski i zaproponował, bym zajął się sprawami rolnictwa, ale odmówiłem, bo nie byłoby dobrze widziane, gdyby sprawami wsi zajmował się chłop z Marszałkowskiej. I powiedziałem, że interesuję się sprawami organizacji pozarządowych. Tak doszliśmy do porozumienia.
W kancelarii znalazło się kilkoro polityków z dawnej Unii Wolności. Spłata długów, bo rozstanie nie było zbyt miłe?
Rzeczywiście, kiedy w 1996 roku Bronisław Komorowski z grupą Rokity odchodził z Unii i zakładał SKL, w partii było sporo żalu, ale to było, minęło, nie trzymamy urazy.
Ordery też prezydent przyznaje swojemu środowisku.
No, nie, nie, to nieprawda. Kiedy pod koniec zeszłego roku jeździliśmy po Polsce na obchody rocznicowe, to odznaczani byli ludzie z obozu "Solidarności" o różnych poglądach.
Bardzo różnych: Michnik, Bielecki, Hall… Pełen przekrój.
To wszystko ludzie "Solidarności".
Adam Michnik powinien dostać Order Orła Białego?
Nie mam żadnych wątpliwości! To czołowa postać w naszym procesie odzyskiwania wolności. Nie ma ludzi idealnych, nawet święci popełniali błędy, więc i Adam Michnik też, ale z pewnością ma szczególne osiągnięcia w tym, że jesteśmy wolnym krajem.
A Jan Krzysztof Bielecki?
Jest zasłużony w sprawie reform gospodarczych…
Bardziej niż Leszek Balcerowicz?
Uważam, że i on powinien dostać Order Orła Białego, ale nie wszystko naraz.
Może długo poczekać, bo wziął się za krytykę rządu.
Nie sądzę, by to odgrywało rolę. Wie pan, skoro Orła Białego dostał pierwszy premier po przełomie Tadeusz Mazowiecki, to i drugi premier…
W takim razie trzeci premier Jan Olszewski ma to jak w banku, tym bardziej że od Bieleckiego ma o niebo większe zasługi opozycyjne.
Jak się pojawi ta kandydatura, to się zastanowię i panu odpowiem. Bardzo cenię go za lata opozycyjne, za późniejsze mniej…
To casus Michnika, którego szanujemy za działalność opozycyjną, a później bywa różnie.
Ja też go krytykowałem za te gesty spoufalania się z generałami Jaruzelskim i Kiszczakiem.
Akurat w tej sprawie powinien pan dyplomatycznie milczeć, bo to Komorowski zaprosił Jaruzelskiego na posiedzenie RBN.
Byłem tym zaskoczony, ale Bronisław Komorowski powtarzał, że nie zmienił swojej oceny stanu wojennego i generała. To była jednak bardzo kontrowersyjna decyzja.
Prezydent popełnił błąd?
Ja bym tego nie zrobił. Myślę, że Bronisław Komorowski chciałby doprowadzić do zasypania podziałów i po stronie prawicy, i po stronie lewicy. W tym duchu patrzyłbym na zaproszenie dla gen. Jaruzelskiego.
To raczej zasypanie podziałów między dobrem a złem.
Nie, to zasypywanie podziałów i z prawa, i z lewa.
Jaruzelskim powinien zająć się sąd, a nie prezydent zasypujący podziały.
Też uważam, że generał powinien stanąć przed sądem. Moją intencją jako doradcy jest, by choć trochę złagodzić podziały wewnątrz dawnego obozu "Solidarności", byśmy mogli razem świętować ważne daty naszej historii. Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli razem przygotować 30. rocznicę wprowadzenie stanu wojennego.
Razem z Jaruzelskim?
Nie, razem z całą dawną opozycją. Bo nie musimy się zgadzać co do oceny politycznej tego czy tamtego, ale powinniśmy się szanować. Nam zależy, by wykonać jakieś gesty wobec tej drugiej strony. Ja się znam z Andrzejem Gwiazdą od 100 lat i myślę, że Bronisław Komorowski nie miałby problemów, by dać mu Orła Białego.
A założycielowi i pomysłodawcy KOR Antoniemu Macierewiczowi?
Teraz to niemożliwe. Bo on jest zacietrzewionym przeciwnikiem czegokolwiek.
To samo powiedziałbym o Michniku. Jest równie zacietrzewiony.
No nie… Mnie samemu trudno byłoby się przełamać, by się teraz skontaktować z Antonim Macierewiczem.
Nie mówimy o tym, czy ktoś ma trudny charakter, ale jakie poniósł zasługi dla Polski. Sam mnie pan przekonywał, że tak należy patrzeć na Michnika.
Uważam, że Macierewicz miał ogromne zasługi dla powstania "Solidarności", ale później już nie był jakimś pierwszoplanowym, ponadprzeciętnym działaczem.
Czyli po prostu nikt z drugiej strony nie zasługuje na Orła Białego?
Tego nie powiedziałem.
To kto powinien go dostać?
Hm, musiałbym się zastanowić.
Jarosław Kaczyński?
Nie. Był jednym z setek działaczy opozycji.
Mniej zasłużonym niż Bielecki?
W okresie wolnej Rzeczypospolitej Kaczyński był autorem bardzo silnych konfliktów. Moim zdaniem to on ponosi znaczną część odpowiedzialności za rozpętanie wojny na górze, czego nie mogę mu wybaczyć.
A kto panu napisał "Heniu, czuj się odwołany"?
Wałęsa, ale za czyją poradą? Pretensje o wojnę na górze mam do obu, ale to Kaczyński był jej głównym inspiratorem, a to była rzecz skandaliczna, która do dziś się mści.
Karćmy raczej ramię, nie miecz. Dziś kocha pan Wałęsę, a winą za wojnę na górze obarcza Kaczyńskiego. To groteska.
Bo uważam, że to obóz Kaczyńskiego próbował zrobić z Wałęsy agenta, a to nie powinno się stać. Wałęsie można zarzucić jakieś błędy, ale to dzięki niemu żyjemy teraz w wolnym kraju.
Zmieńmy temat. Nie sądzi pan, że Bronisław Komorowski jako polityk opozycyjny zrobił wiele, by teraz nie szanowano urzędu prezydenta? Jak się panu podobało: "Jaka wizyta, taki zamach"?
Nie powinien tego mówić. Komorowski ma tendencję do ostrych, polemicznych sformułowań, których być może z przyczyn poprawności politycznej nie należałoby używać. Niepotrzebnie dezawuował prezydenta. Ja też oceniałem Lecha Kaczyńskiego krytycznie, ale po katastrofie razem z żoną staliśmy przy trumnie pary prezydenckiej w pałacu. Ale teraz to lider partii opozycyjnej mówi, że prezydent został wybrany przez nieporozumienie. Z podziwem patrzę, jak Bronisław Komorowski spokojnie znosi to, co go spotyka.
Nikt jeszcze nie nazwał prezydenta zapijaczonym kartoflem.
Może język jest inny, ale fakty są takie, że to Jarosław Kaczyński nie chce spotkać się z prezydentem i odmawia podania mu ręki.
Ale nikt od niego nie żąda opinii od psychiatry, nikt nie nazywa alkoholikiem czy wariatem.
Cytuje pan Janusza Palikota…
… wieloletniego przyjaciela domu państwa Komorowskich.
Ale on się wypowiadał we własnym imieniu.
Przez lata panowie byli nie tylko przyjaciółmi, ale najbliższymi sojusznikami politycznymi.
Czy to oznacza, że Bronisław Komorowski odpowiada za wypowiedzi Palikota? Niech pan nie żartuje!
W takim razie Kaczyński nie odpowiada za wypowiedzi Kurskiego czy Brudzińskiego, a Tusk za Grasia.
Kurski odpowiada za siebie, a Palikot za siebie. Zostawmy to. Ja również nie odpowiadam za niczyje wypowiedzi.
Z poważnych polityków PO to Bronisław Komorowski najostrzej atakował prezydenta.
No nie, marszałek Niesiołowski…
Mówiłem o poważnych politykach, a nie o Niesiołowskim czy Palikocie.
Jednak uważam, że trzeba odróżnić marszałka Niesiołowskiego od Palikota.
A ja nie. Wróćmy do pytania: czy Bronisław Komorowski sam nie osłabił autorytetu głowy państwa? Kto pod kim dołki kopie…
A ja uważam, że to nie on używał tego najostrzejszego języka, w kampanii wyborczej też się starał nie doprowadzać do konfliktów…
Brali to na siebie jego ludzie z komitetu honorowego.
Mnie też nie podobał się ten początek kampanii, ale to nie Bronisław Komorowski nadawał jej ton. Teraz, gdy pełni już urząd prezydenta, to również nie zaognia sporów. I mam nadzieję, że tak pozostanie.
Henryk Wujec od października 2010 r. jest doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego. W czasach PRL był współtwórcą opozycji demokratycznej, związany z Komitetem Obrony Robotników. Po 1989 roku poseł Unii Demokratycznej i Unii Wolności, w rządzie Buzka wiceminister rolnictwa. Od 2006 roku poza polityką. 23 września 2006 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Wujca Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski
KATALOG FIRM W INTERNECIE