Byli przywódcy z UE żądają sankcji. Latynosi uznali istnienie Palestyny
W konflikt bliskowschodni niespodziewanie wmieszały się kraje latynoskie, które szczycą się dobrymi stosunkami zarówno z Izraelem, jak i z Palestyną. Pierwsza państwo palestyńskie „w granicach sprzed wojny sześciodniowej w 1967 roku” uznała Brazylia. Jak twierdzi miejscowa prasa – w odpowiedzi na prośbę prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa.
Władze Brazylii zignorowały fakt, że przed 1967 rokiem obszar tego hipotetycznego państwa: Zachodni Brzeg Jordanu, Strefa Gazy i wschodnia Jerozolima, nie był kontrolowany przez Palestynę, ale przez Egipt i Jordanię. W ślady Brazylii poszła jednak Argentyna. Szef dyplomacji Héctor Timerman nie ukrywał, że inicjatywa została uzgodniona przez kraje południa Ameryki.
Sankcji dla Izraela domaga się m.in. były prezydent Niemiec Richard von Weizsäcker
– Rząd Argentyny zgadza się ze swoimi sojusznikami z Mercosur (Wspólny Rynek Południa – red.): Brazylią i Urugwajem, że nadszedł moment uznania Palestyny jako wolnego i niezawisłego państwa – tłumaczył argentyński minister. Dzień wcześniej prezydent Argentyny Cristina Kirchner osobiście zadzwoniła do Abbasa, by poinformować go o decyzji. Urugwaj oznajmił, że uzna Palestynę w 2011 roku.
Latynoscy eksperci nie mają wątpliwości, że na tych trzech krajach się nie skończy. Czy to oznacza, że relacje krajów regionu z Izraelem ulegną teraz znacznemu pogorszeniu? Zdaniem ekspertów – nie. Władze państwa żydowskiego uznały co prawda gest Brazylii i Argentyny za „godny ubolewania”, ale izraelski ambasador w Buenos Aires Daniel Gazit od razu zapewnił, że „w żadnym stopniu nie naraża on na szwank stosunków z Argentyną”.
„Wśród przyjaciół mogą się zdarzyć rozbieżności” – powiedział argentyńskiej gazecie „La Nacion” dyplomata. Izraelscy eksperci nie zostawiają jednak na Latynosach suchej nitki.
– Konflikt zostanie rozwiązany przez Izraelczyków i Palestyńczyków, a nie przez ludzi, którzy żyją sobie spokojnie za oceanem – powiedział „Rz” politolog Jonathan Rynhold. – Jeżeli uznamy, że obowiązują granice z 1967 roku, to w Palestynie znajduje się Ściana Płaczu. Może jutro jakiś Palestyńczyk zastrzeli tam modlącego się Żyda i powie: wolno mi, jestem u siebie.
Palestyńczycy są natomiast zachwyceni. – Zorganizowaliśmy demonstracje, na których machaliśmy flagami tych krajów. Świat ma już dosyć torpedowania procesu pokojowego przez Izraelczyków. Oni robią wszystko, byśmy nie mieli swojego państwa – powiedział „Rz” Dżamal Juma, palestyński działacz niepodległościowy. I przypomniał, że już ponad 100 krajów na świecie uznaje istnienie Palestyny.
Izrael znajduje się pod coraz większą presją. USA ostatnio bezskutecznie próbowały nakłonić go do wstrzymania rozbudowy osiedli żydowskich na terytoriach okupowanych. W piątek apel w tej sprawie wystosowało 26 byłych przywódców krajów UE, m.in. były szef unijnej dyplomacji Javier Solana i były prezydent Niemiec Richard von Weizsäcker. Poparli oni decyzję Brazylii i Argentyny oraz wezwali świat do nałożenia na Izrael sankcji, które zmuszą go do wstrzymania prac budowlanych.
– Niestety, wielu Europejczyków nie rozumie, co się tu dzieje. Wydaje im się, że wstrzymamy rozbudowę osiedli i od razu nastanie pokój. Sprawa jest bardziej skomplikowana – uważa Rynhold. – To Palestyńczycy nie chcą z nami zasiąść do stołu rozmów. Dlaczego mielibyśmy iść na ustępstwa, skoro oni sami nic nie oferują? A my domagamy się tak niewiele: bezpieczeństwa.
Rynhold przypomina, że do niedawna obowiązywało moratorium na rozbudowę osiedli, a mimo to Palestyńczycy nie zdecydowali się na podjęcie negocjacji. Dżamal Juma uważa ten argument za chybiony. – To my jesteśmy okupowani i to my na każdym kroku cierpimy. Jak Izraelczycy mogą mówić, że chcą zawrzeć pokój, i jednocześnie budować domy na naszej ziemi? To kolonizacja i zagrabianie cudzych gruntów – powiedział.
Oficjalna strona Mercosuru: www.mercosur.int
KATALOG FIRM W INTERNECIE