Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski chce, aby żony polskich ambasadorów otrzymywały wynagrodzenie za to, czym się zwyczajowo zajmują, czyli za pełnienie funkcji reprezentacyjnych i prowadzenie domu - poinformował serwis internetowy tygodnika \"Wprost\".
Jak wyjaśnił w rozmowie z nim chcący zachować anonimowość pracownik MSZ, Sikorski podjął tę decyzję ze względu na zjawisko, które dyplomaci nazywają syndromem żony ambasadora:
- Żony ambasadorów często są osobami aktywnymi zawodowo, a po wyjeździe na placówkę prawo zabrania im podejmowania pracy. Powoduje to frustrację.
A były ambasador w Bułgarii Andrzej Papierz, mąż i ojciec pięciorga dzieci, dodał:
- Poza tym żona ambasadora do tej pory nie mogła sobie wliczać pobytu na placówce do emerytury. A chcąc nie chcąc musiała bywać z mężem, organizować kolacje czy prowadzić działalność charytatywną.
Wprawdzie zatrudnianie żon dyplomatów w placówkach teoretycznie jest możliwe już od dawna, ale umożliwiający to przepis był w praktyce martwy.
- Minister kazał to zmienić. Etat dla żony ambasadora ma być od tej pory standardem - stwierdził anonimowy rozmówca "Wprost".
"Na efekty nie trzeba było długo czekać. Obecnie już kilkanaście placówek zdecydowało się na zatrudnienie małżonków ambasadorów. Formalnie żony i mężowie dyplomatów mają <pół etatu na stanowisku referenta ds. organizacyjno-protokolarnych w formule etatu niekierowanego>. W praktyce oznacza to pełnienie funkcji reprezentacyjnych i prowadzenie domów" - czytamy na stronie www.wprost.pl.
Z informacji tygodnika wynika, że decyzja ministra Sikorskiego jest zasługą Stowarzyszenia Rodzin Dyplomatów, które od dawna lobbowało w tej sprawie.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE