Sceny rodem z amerykańskiego filmu rozegrały się w niewielkim Łaskarzewie. W głównej roli wystąpił uciekający samochodem burmistrz tego miasteczka Waldemar L.
Oto jak opisano tę niezwykłą sytuację na stronie internetowej Telewizji TVN 24:
Łaskarzew, poniedziałek rano. Na prośbę mieszkańców "Prosto z Polski" (program reportażowy TVN 24 - JB) sprawdzało, czy burmistrz bezprawnie wsiadł za kierownicę. Waldemar L. ma odebrane prawo jazdy i karny proces za spowodowanie kolizji pod wpływem alkoholu. Regularnie nie stawiał się na rozprawy sądowe, zasłaniając się zwolnieniami lekarskimi, i nawet siedział w areszcie.
Nie trzeba było długo czekać na potwierdzenie, że jedno przyłapanie na „podwójnym gazie” burmistrza nie zniechęciło: do pracy w urzędzie miasta przyjechał sam, bez kierowcy. Rozmawiać nie chciał, na nagranie, na którym wyraźnie widać, że mija się z prawdą, nie spojrzał, ekipie "PzP" rzucił tylko przez ramię: - Nigdzie nie przyjechałem.
I zabarykadował się w gabinecie.
Gdy reporter zapowiedział, że zadzwoni na policję, urzędnik… wybiegł z budynku i uciekł samochodem. Tym razem prowadził kierowca. Niezrażona ekipa ruszyła w pościg, dzwoniąc po drodze na 112. Okazało się, że dziennikarze zdani są na siebie, bo radiowóz musi dojechać z Garwolina - posterunek w Łaskarzewie był zamknięty.
Burmistrz uciekał profesjonalnie: zaangażował pomocników do blokowania drogi, a gdy samochód TVN24 nie dawał za wygraną, wjechał na teren prywatny, gdzie dziennikarze bez zgody właściciela wejść nie mogą. Po chwili z drugiej strony wyjechało auto - tyle że nie był to samochód Waldemara L. Na pierwszy rzut oka jechało bez pasażera, ale mógł leżeć na tylnej kanapie. Ekipa "PzP" po chwili zastanowienia ruszyła za nim, cały czas w łączności z policją. Ich podejrzenia potwierdziły się, gdy uciekający samochód na przełaj przez pola skierował się w stronę miasteczka. Radiowozu dalej nie było, a kontynuowanie pościgu w mieście robiło się coraz bardziej niebezpieczne. Samochód z burmistrzem w końcu schował się na terenie kolejnej prywatnej posesji.
Jej właścicielka wyszła do dziennikarzy: - Tu nie ma burmistrza - stwierdziła. Następnie zapewniła, że rano to ona przywiozła Waldemara L. do pracy. - Przecież widzieliśmy, ze pani w tym samochodzie nie było - stwierdził reporter. - Może miałam czapkę niewidkę - odparła kobieta.
Pod posesję podjeżdżały kolejne samochody, ostatecznie także radiowóz. Policjantki jednak niewiele wskórały: jak relacjonowały w rozmowie z "PzP", właścicielka posesji powiedziała, że burmistrza u niej nie ma, a poza tym to dla niej "zupełnie obca osoba". A sąsiad stwierdził, że urzędnik… uciekł przez dziurę w płocie.
I tak po raz kolejny Burmistrz Łaskarzewa Waldemar L. uciekł policji. Dwa tygodnie temu zaklinał się w rozmowie z reporterem: - Nie, nie prowadzę auta. Mam zawroty głowy, słabo się ostatnio czuję i to jest potwierdzone moimi wynikami badań - mówił. Najwyraźniej od tego czasu mu się polepszyło.
I niech ktoś jeszcze powie, że w polskim narodzie ginie fantazja.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE