- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Polska
Zwłoki prezydenta Kaczyńskiego zidentyfikowano dopiero o 17.30
18 października, 2010
Ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego zostało wstępnie zidentyfikowane przez oficerów Biura Ochrony Rządu dopiero po ponad ośmiu godzinach od katastrofy w Smoleńsku - wynika z zeznań dwóch funkcjonariuszy BOR-u, do których dotarli dziennikarze śledczy Radia RMF FM Roman Osica i Marek Balawajder.
Jeden z nich zeznał, że około godziny 17.30 czasu polskiego inny funkcjonariusz Biura oraz polski konsul poinformowali go, że odnaleziono pozbawione ubrania ciało prezydenta, które on - jako pierwszy - zidentyfikował. Zrobił też zdjęcie, podobnie jak jego kolega, który również został poproszony o identyfikację, ale nie dał ostatecznego potwierdzenia. Twierdzi, że postąpił tak, by mieć kontrolę nad ciałem i sprawić, by Rosjanie nie zabrali go jako już w pełni zidentyfikowanego.
"Co ciekawe, funkcjonariusz zeznał także, że odebrał telefon od konsula, który przekazał mu polecenie od ministra obrony Bogdana Klicha, by przekonał Rosjan, aby nie zaczynali badania czarnych skrzynek bez udziału polskich służb. Dowódca rosyjski odpowiedział mu jednak, że Rosjanie mają swoje procedury, co mogło świadczyć o odmowie, więc przesłuchiwany funkcjonariusz zasugerował konsulowi, by sprawę załatwić na wyższym szczeblu" – czytamy na stronie internetowej RMF.
Wedle zeznań funkcjonariuszy BOR teren katastrofy podzielono na 13 sektorów i już około 13.00 strażacy zaczęli wynosić pierwsze zwłoki, układając je w specjalnie przygotowanym miejscu. Fotografowano twarze ofiar, pobierano odciski palców. Później opisywano i owijano zwłoki w folię.
Oficerowie BOR-u zeznali, że gdy przyjechali na miejsce, cały teren był już obstawiony przez żołnierzy, byli tam także lekarze i około 10 żołnierzy Specnazu.
Tuż po katastrofie obecna na miejscu konsul Wioletta Sobierańska - jak twierdzi jeden z BOR-owców - nie miała aktualnej listy pasażerów. Dopiero po telefonie do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego naniosła poprawki na listę pasażerów z dnia wcześniejszego.
"Dopiero po dłuższej chwili ustalono też, że na pokładzie powinno być 96 osób. Zaczęła się identyfikacja, którą prowadziło wstępnie trzech funkcjonariuszy BOR-u i dwóch pracowników konsulatu" – napisano na stronie RMF.
Wiadomo już, że na lotnisku Siewiernyj nie było 10 kwietnia rano żadnego funkcjonariusza Biura - wszyscy oczekiwali na prezydenta w Katyniu.
Około 8.45 przedstawiciel Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji poinformował ich dowódcę, że coś złego stało się z samolotem. O 8.55 szef zabezpieczenia połączył się z Centrum Kierowania BOR-u i zapytał oficera operacyjnego, czy wie coś o awarii lub katastrofie. Ten odpowiedział, że nie i od dzwoniącego dowiaduje się, że coś jest nie tak.
"Dowódca próbował następnie dodzwonić się do Jarosława Florczaka - oficera BOR-u, który był na pokładzie samolotu. Okazuje się, że w telefonie funkcjonariusza pojawił się sygnał, jednak ten nie podjął rozmowy. Cezary K. zeznał, że próbował połączyć się jeszcze dwukrotnie. O 9.00 zadzwonił natomiast ponownie do Centrum w Polsce i powiedział, że jedzie sprawdzić te informacje na lotnisko w Smoleńsku. 20 minut później funkcjonariusze dotarli na Siewiernyj, lecz dopiero o 9.30 zobaczyli szczątki samolotu. Wtedy trwało już dogaszanie wraku, a dookoła były rozciągnięte taśmy" – czytamy na stronie RMF.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE