Jeszcze więcej tego samego – tak można by dziś, sześć miesięcy po katastrofie smoleńskiej, opisać polskie życie publiczne. Nie sprawdziły się proroctwa tych, którzy szukali w tragedii – mimo wszystko – zaczynów dobra.
Mamy jeszcze bardziej nieodpowiedzialne władze i bardziej sekciarską opozycję. Jałowość sporu obrazuje to, co mówi się o samym Smoleńsku. Z jednej strony opowieści o brzozie, która nie powinna zgruchotać skrzydła samolotu (a w tle rozważania, czy Rosjanie dobijali rannych). Z drugiej – słodkie błazeństwo wielokrotnie powtarzanej deklaracji, że „nasze państwo się sprawdziło". Powtarzanej, gdy nawet zastrachany urzędnik Edmund Klich przyznaje: do tego lotu polskie państwo nie powinno dopuścić.
Nie sprawdziło się ani to, że będziemy łagodniejsi – padają coraz straszniejsze słowa, ani to, że nasza scena polityczna stanie się bardziej zrównoważona. Owszem, zwolennicy IV RP podnieśli głowy, ale szybko stali się znowu celem hałaśliwych nagonek, a zarazem ich potencjał jest marnowany przez liderów, którzy uznali, że miast polityki trzeba wybrać postawę insurekcyjną. Co po ludzku rozumiem, ale co w demokracji nie może przynieść sukcesu. W dodatku religijne i patriotyczne wzruszenia zakończyły się brzydką czkawką: do kontrataku ruszył antyreligijny kołtun. Przed Smoleńskiem, paradoks, nie miał tyle śmiałości.
Za najstraszniejsze następstwo 10 kwietnia uznaję wyzbycie się przez elity kolejnych hamulców. I nie chodzi mi tu o polityczne epitety typu „zdrada", choć te uznaję za zły produkt coraz gorszych emocji, ale przede wszystkim o popisy rezygnacji z ludzkiej empatii. Znany polityk znęcający się nad trupami przeciwników, chwalony za to przez znane komentatorki czy modnych pisarzy. Komentator, który reaguje na katastrofę listą osób, które zginęły, a którym „nie współczuje". Zniecierpliwione przedrzeźnianie żałoby. To nas zatruwa, psuje nam dusze.
Co zostało dobrego? Wspomnienie tłumów ludzi, chyba jednak, choć nie lubię takich rozróżnień, lepszych w tym wypadku od elit. Szczery płacz, który czasem oczyszczał (choć polityki nie oczyścił). I parę podpatrzonych gestów. Na przykład ministra z PO Bogdana Zdrojewskiego, który umiał powiedzieć na pogrzebie Janusza Kurtyki: przepraszam. Aż tyle i tylko tyle, bo naśladowców nie było. Smutno.
KATALOG FIRM W INTERNECIE