Medialne informacje o zachowaniu niektórych uczniów szkół (także podstawowych) w Polsce przypominają relacje z domów poprawczych lub z zakładów karnych. Różnica polega na tym, że w tych drugich więźniowie są agresywni wobec siebie nawzajem, nie odważają się natomiast atakować personelu.
Najnowszy numer "Tygodnika Powszechnego" przynosi wstrząsający reportaż napisany przez nauczycielkę gimnazjalną z jednej z małych miejscowości na północy Polski. Wyłania się z niego przerażający obraz kompletnego rozprzężenia, zdziczenia i bezkarności sporej części nastolatków, potrafiących zwyzywać nauczycieli wulgarnymi słowami podczas lekcji, nie wspominając o innych formach dokuczania im, czy niszczenia mienia. Dyrekcja szkoły i kuratorium bezradnie rozkładają ręce, a rodzice często stają po stronie swoich dzieci, mając pretensje do nauczycieli, że nie potrafią utrzymać dyscypliny i wzywają ich "z byle powodu".
Podobne sceny zdarzają się także w podstawówkach. Ostatnio gazety doniosły o strajku, ogłoszonym przez rodziców szkoły w Czyżewie, którzy boją się o bezpieczeństwo swoich pociech, terroryzowanych przez 9-letniego chłopca. Bije on i dusi koleżanki oraz kolegów z trzeciej klasy, a ostatnio obnażył się na korytarzu i nasikał na schody.
Dyrekcja placówki jest bezradna, a matka upiornego ucznia nie widzi problemu.
Temat podjęła Telewizja TVN 24, która zebrała relacje rodziców z klasy, do której uczęszcza ów gagatek
- Pchnął ją na ławkę, to miała tu udo rozcięte i to dość sporo - powiedział dziennikarzom ojciec Oli z III klasy, Zdzisław Gotowicki.
- Na schodach też ją uczulam, żeby szła za nim, a nie przed nim, żeby nie była popchnięta ze schodów - relacjonowała Barbara Wrzosek, matka Pauliny.
- Przyborami atakuje, przecież są ostre. Jak wziął ołówek, to pani mu zabrała, bo chciał przebić jakiegoś tam z uczniów. Ostatnio to przeszło nasze oczekiwania. Obnażył się i załatwił przy wszystkich dzieciach na korytarzu na schodach. Mało tego, jeszcze z tyłu dziewczynka w to wszystko weszła - dodał ojciec, Marek Wrzosek.
Przeciwnego zdania jest natomiast matka 9-letniego chuligana:
- Jest bardzo spokojny i grzeczny, widocznie otoczenie stwarza problemy, a nie samo dziecko. Ono jest spokojne. Inni leją, to dlaczego ja mam się nie bronić?! No, taka jest prawda. To tkwi wewnątrz, ale nie w samym dziecku, bo jak dziecko może być terrorystą skoro to jest 9-letnie dziecko - powiedziała dziennikarzom TVN 24.
Dyrektorka szkoły Anna Siennicka potwierdziła, że rodzice małego bandyty uważają, iż w ogóle nie ma problemu, a tym bardziej potrzeby korzystania z poradni psychologiczno-pedagogicznej, bo to nauczyciele są winni zaistniałej sytuacji.
Szkoła nie ma możliwości zmuszenia rodziców, żeby wysłali dziecko do takiej poradni, a szkoła nie może odmówić przyjęcia go.
- Kilka lat temu było tak, że szkoła kierowała uczniów na badania do poradni. Po badaniach poradnia przesyłała informacje do szkoły, a jedną do rodzica. W tej chwili rodzic zapoznaje się z opinią, ewentualnie orzeczeniem poradni. Tam podpisuje to orzeczenie, bądź nie. Jeżeli ma opinię, może ją przynieść do szkoły, pokazać wychowawcy albo nie. To jest decyzja rodzica - powiedziała Siennicka na antenie TVN 24 i dodała, że podjęła doraźne środki zapobiegawcze, czyli zatrudniła dodatkową osobę do pilnowania niesfornego 9-latka podczas lekcji.
Jego matka stwierdziła natomiast, że była z synem w poradni, ale jego rozwój jest prawidłowy, więc żadnej opinii nie dostała. Nie chce jednak odpowiedzieć na pytanie, którą poradnię odwiedzili.
Rodzice innych dzieci złożyli do sądu wniosek o wgląd w sytuację rodzinną chłopca, zebrali także podpisy i przekazali do ministra sprawiedliwości, żeby ten wpłynął na przyśpieszenie decyzji. Informacje o kłopotach z 9-latkiem otrzymał też Rzecznik Praw Dziecka.
Reszta klasy na razie znalazła na niego własny sposób.
- Jeżeli on siada na chłopca, przewala go, dusi, no to dzieci same strategię obrony sobie obrały. Dziewczynki stoją wkoło i krzyczą, a chłopcy odciągają za nogi – powiedział w TVN 24 Marek Wrzosek.
W gorszej sytuacji jet autorka reportażu w "Tygodniku Powszechnym": za nią nie wstawią się przecież podczas awantury w klasie inni członkowie grona pedagogicznego, musi więc sama radzić sobie z gromadą zdemoralizowanych małolatów, rzucających w nią nie tylko grubymi słowami, ale także różnymi przedmiotami.
Czyżbyśmy właśnie obserwowali tragiczny triumf mody na bezstresowe wychowanie polskich dzieci i młodzieży? A może najgorsze dopiero przed nami i już wkrótce z rozrzewnieniem będziemy wspominać takie "niewinne" historie jak ta sprzed kilku lat, kiedy to uczniowie włożyli nie lubianemu nauczycielowi kosz na głowę?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE