- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Polska
Samolot rządowy nie powinien wystartować 10 kwietnia z Okęcia
29 września, 2010
- Gdyby na lotnisko w Smoleńsku przed 10 kwietnia, a nawet przed 7 kwietnia dotarła jakaś grupa rekonesansowa, to powinna uznać, że na tym lotnisku nie może lądować ani prezydent, ani premier - ocenił akredytowany Przy MAK Edmund Klich podczas promocji swojej książki na temat bezpieczeństwa lotów.
Przyczynami katastrofy smoleńskiej były - jego zdaniem - błędy decyzji i naruszenia procedur, warunki atmosferyczne, czynniki psychologiczne, współpraca załogi, system szkolenia, organizacja lotu.
Podkreślił, że nie otrzymał wszystkich informacji, jakie byłyby mu potrzebne do całościowej oceny katastrofy, m.in. dotyczących procedur rosyjskich.
- MAK zapowiedział, że odniesie się do tego w projekcie raportu - mówił podczas promocji.
"Pytany, czy fakt nieotrzymania przez niego żądanych dokumentów jest naruszeniem Konwencji Chicagowskiej, Klich odparł wprost, że tak, ale dodał, że od decyzji polskich władz będzie zależeć, czy o tym naruszeniu zawiadamiać ICAO (Międzynarodową Organizację Lotnictwa Cywilnego)" - czytamy na stronie internetowej www.tvn24.pl.
Klich swoje spostrzeżenia o niektórych przyczynach katastrofy, oparł na powszechnie dostępnych materiałach. Pogrupował je w dziewięć zespołów: działanie załogi, czynniki sprzyjające katastrofie po stronie środowiska naturalnego, sprzętu, natury psychologicznej, "zarządzania ryzykiem" w załodze, jej gotowości do lotu od strony organizacyjnej, kierowania lotem przez rosyjskich kontrolerów, niewłaściwego systemu szkolenia i względów organizacyjnych.
Zła prognoza pogody była znana jeszcze przed wylotem prezydenckiego samolotu 10 kwietnia, zatem nie powinien on w ogóle wystartować.
Odnosząc się do wskazanych uchybień systemowych zaznaczył, że nie można przypisać ich konkretnej opcji czy rządowi, bo są one wynikiem 20-letnich zaniedbań. Np. do dziś formalnie kapitan samolotu nie jest odpowiedzialny za pasażerów takich jak prezydent czy premier, a powinien być.
- Nie znowelizowano prawa lotniczego - podkreślił.
"Jak mówił Klich, błędnymi decyzjami załogi 10 kwietnia było zejście do lądowania przy ponad dwukrotnie niższej od dopuszczalnej minimalnej podstawie chmur oraz widzialności, a także posługiwanie się przez załogę radiowysokościomierzem, który nie powinien być używany na tym lotnisku" - podała na swojej stronie TVN 24.
Klich przyznał też, że "jaka by nie była, ale jakaś była" presja na załogę związana z obecnością w kokpicie Dowódcy Sił Powietrznych - generała Andrzeja Błasika.
- Badali to dla MAK psychologowie - dodał.
Zwrócił również uwagę na niewłaściwy poziom wyszkolenia załogi co do współpracy w zespole i oceny ryzyka.
- Brak był zdecydowanej reakcji pozostałych członków załogi na zniżanie pilota lecącego poniżej wysokości decyzji. Wiele katastrof wzięło się ze złej oceny ryzyka. Z jednej strony uniknięcie spóźnienia, a z drugiej ryzyko niewylądowania - powiedział.
Kluczowym - w jego opinii - jest pytanie: jak można było być gotowym do lotu, nie mając szczegółowych danych lotniska w Smoleńsku?
- Na nagraniach słychać jak ktoś z załogi proponuje: może zajdziemy od wschodu? A od wschodniej strony na tym lotnisku, odkąd je zamknięto, nie ma odpowiedniego sprzętu - dodał.
Klich podkreślił, że mogłaby temu zaradzić obecność na pokładzie samolotu tzw. lidera, czyli rosyjskiego nawigatora.
- Zabrakło decyzji o skierowaniu polskiego samolotu na lotnisko zapasowe (Mińsk, Witebsk, Moskwa). Ono było formalnie, na papierze. A co z prezydentem, autobusem miał jechać? - pytał
Klich stwierdził też, że nie wyciągnięto systemowych wniosków z katastrof samolotu CASA w Mirosławcu i samolotu Su-22 z 2002 r., które w pewnych częściach uważa on za "bliźniaczo podobne" do katastrofy smoleńskiej.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE