Czy katolicka szkoła może nie zatrudnić osoby, o której wiadomo, że jest homoseksualistą?
Pozytywnej odpowiedzi na to pytanie udzieliła w rozmowie z "Gościem Niedzielnym" minister do spraw równouprawnienia Elżbieta Radziszewska.
Zapytana przez dziennikarkę, czy szkoła katolicka, która odmówi zatrudnienia zadeklarowanej lesbijce, może zostać pozwana do sądu, odpowiedziała:
"- Oczywiście nie! I właśnie nowa ustawa precyzuje takie sytuacje (wcześniej nie było to uregulowane). Szkoły katolickie czy wyznaniowe mogą się kierować własnymi wartościami i zasadami."
Na reakcję nie trzeba było długo czekać.
- Minister złamała zasadę niedyskryminacji. Z tego co wiem, przed lesbijkami nie zamyka się kościołów. Orientacja seksualna nie powinna mieć więc jakiegokolwiek wpływu na zatrudnienie w szkole katolickiej. Szkoła nie ma prawa nawet o to pytać kandydata do pracy - powiedziała w Telewizji Polskiej Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W sukurs przyszedł jej Robert Biedroń z zarządu Kampanii Przeciw Homofobii:
- To boli, że minister odpowiedzialna za tolerancję promuje nietolerancję. W dodatku w ogóle nie orientuje się w przepisach. Polski kodeks pracy i przepisy unijne zabraniają dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Na terenie Unii Europejskiej sądy niejednokrotnie brały stronę osób zwalnianych z pracy z powodu orientacji.
Kampania wysłała w tej sprawie protest do Radziszewskiej, gdyż jej zdaniem wypowiedź minister "stwarza klimat przyzwolenia na homofobię w miejscu pracy".
Radziszewska wcale nie żałuje swojej wypowiedzi. Według niej prawo szkół katolickich do niezatrudniania homoseksualistów wynika wprost z przepisów unijnych.
- Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, niech pisze protest do Komisji Europejskiej. Rzeczą nieprzyzwoitą jest posądzanie mnie o homofobię - powiedziała TVP.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE