Z medialnego jazgotu, kto był w stoczni i wiele tam znaczył, a kogo nie było lub był tylko przez godzinę i się bał, jedno wynika niezbicie: że najmniej było tam robotników. No, może się gdzieś plątali jako statyści historii, ale nie odegrali ważnej roli.
W żadnym wypadku nie dostrzega się dziś w wydarzeniach Sierpnia elementu robotniczej samoorganizacji przeciw władzy (a kysz, podrzucać takie pomysły w czasach, gdy władzę mamy najlepszą z możliwych!). Jak to kiedyś uroczyście zwrócił się Lech Wałęsa do owych chętnie przywoływanych "dziesięciu milionów": "dziękuję, że mnie słuchaliście".
Przybyli różnymi drogami aktywiści i doradcy, uświadomili, zorganizowali i poprowadzili masy, i tak narodziła się nowa władza, która bohatersko i bezkrwawo podziałkowała się ze starą, ku pożytkowi reform. To właśnie świętowaliśmy. Owszem, jest w tej nowej władzy paru z pochodzenia robotników, ale tylko takich, którzy awansowali czy raczej zostali awansowani do establishmentu.
Dziennikarka "Gazety Polskiej" zrobiła coś tak prostego, że nikt inny na to nie wpadł: wpisała w archiwum "Gazety Wyborczej" nazwisko "Henryka Krzywonos". I okazało się, że pierwsza wzmianka o istnieniu bohaterskiej tramwajarki pochodzi z roku 1995.
Choć, jak dziś wiemy, odegrała decydującą rolę w strajku, zatrzymała tramwaj i uniemożliwiła zakończenie strajku po spełnieniu postulatów płacowych, zaczęła istnieć, dopiero gdy wstąpiła do Unii Wolności – a status powszechnie znanej bohaterki uzyskała, dopiero gdy publicznie (i oczywiście spontanicznie) ochrzaniła Kaczyńskiego.
To dowód, że elity III RP bynajmniej nie są zamknięte. Każdy ma otwartą drogę do znaczenia i sławy, nawet prosty pracownik fizyczny. A jeśli ktoś brzydzi się z niej skorzystać, to już sam sobie winien.
KATALOG FIRM W INTERNECIE