O niecodziennym pomyśle księdza Krzysztofa Kuleszo napisał na swojej stronie internetowej \"Dziennik-Gazeta Prawna\".
W minioną niedzielę, w swojej parafii w Łynie koło Nidzicy, poinformował on wiernych, że ofiary na tacę zostaną przeznaczone na odbudowę spalonego niedawno domu letniskowego byłego ministra spraw wewnętrznych w komunistycznym rządzie PRL - generała Czesława Kiszczaka.
"- Myślałem o tym całą noc. Łamałem się, ale przecież człowiekowi, parafianinowi, trzeba pomóc. Taka tragedia może spotkać każdego. Ja pochodzę z Bartoszyc. Tam często przyjeżdżał ksiądz Jerzy Popiełuszko i mówił: zło dobrem zwyciężaj. Dlatego zdecydowałem, że trzeba pomóc" - powiedział gazecie proboszcz, który pełni tę funkcję zaledwie od 9 dni.
Kapłan nie przeliczył tacy, choć na oko parafianie byli hojniejsi niż tydzień wcześniej. Datki wsypał do worka, który lektorki zaniosły do sołtysa, by ten przekazał generałowi.
"- W ten sposób żadna ze stron nie poczuła się niezręcznie" - argumentował duszpasterz.
Pytani przez "D-GP" parafianie stwierdzili jednak, że ofiary składali w tę niedzielę głównie turyści. Miejscowi bynajmniej nie garnęli się do pomocy byłemu szefowi MSW.
"- Gdy ksiądz ogłosił, na co idzie zbiórka z tacy, słyszałam słowa: no, dzieci dziś idziecie na lody, bo na tacę nie dajemy" - powiedziała gazecie jedna z mieszkanek Łyny.
Sam Kiszczak był bardzo zaskoczony inicjatywą kapłana.
"- Księdza nie znam, do kościoła nie chodzę" - skomentował ją dla "D-GP".
Ks. Kuleszo spodziewa się, że teraz zobaczy generała na Mszy Świętej.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE