Mamy w Polsce dwa nowe zawody: bacy i juhasa.
Co ciekawe, zostały one wpisane na oficjalną listę zawodów na wniosek Zarządu Województwa Śląskiego (w ramach realizacji programu Owca Plus), a nie - jak można byłoby przypuszczać - Małopolskiego, chociaż to właśnie w tym drugim są one wykonywane od wielu wieków.
Rozporządzenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w tej sprawie weszło w życie 1 lipca. Baca został w nim umieszczony w kategorii "rolnik produkcji roślinnej i zwierzęcej", juhasa określono natomiast "hodowcą wyspecjalizowanej produkcji zwierzęcej".
Jeśli komuś wydaje się, że mamy tu do czynienia wyłącznie z kolejnym przejawem rodzimej biurokracji, wyrastającym z urzędniczego przekonania, że to, co nie jest ujęte w żadnym przepisie po prostu nie istnieje, pozostaje w poważnym błędzie.
Wpisanie bacy i juhasa na listę oficjalnych zawodów oznacza, że wykonujące je osoby będą podlegały obowiązkowym ubezpieczeniom zdrowotnym i emerytalnym, a w przypadku bezrobocia otrzymają stosowny zasiłek. Co więcej, jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", "zyskają też prawo do występowania przeciwko swoim pracodawcom czy klientom do sądów powszechnych, np. za niewypłacone wynagrodzenie, przekraczanie norm czasu pracy czy niezapłacenie za usługę."
No cóż, skoro prawdziwy oscypek, bunc i redykołka są już od pewnego czasu produktami regionalnymi, chronionymi prawem Unii Europejskiej, to wytwarzający je górale również muszą wykonywać swe zawody w pełni legalnie.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE