Mowa jest srebrem, a milczenie złotem - o tej prostej, ale zazwyczaj niezwykle skutecznej regule prowadzenia dyskursu publicznego chyba zapomniał w miniony weekend Jarosław Kaczyński.
Jego ostre ataki na rząd, związane z klęską powodzi - niezależnie od ich merytorycznej wartości - pokazały opinii publicznej dawną twarz prezesa Prawa i Sprawiedliwości, co wytknęli mu natychmiast jego wszyscy, jakże przecież liczni wrogowie polityczni oraz nieżyczliwi dziennikarze i publicyści.
Trudno odmówić im racji, ponieważ emocjonalne wypowiedzi Kaczyńskiego zupełnie nie pasowały do mozolnie i konsekwentnie budowanego przezeń w ostatnich tygodniach nowego wizerunku: spokojnego, wyzbytego wszelkiej agresji męża stanu. Co więcej, był w nich bardziej sobą, niż w poprzednich, bardzo stonowanych, delikatnych i łagodnych wobec przeciwników sformułowaniach, gestach oraz zachowaniach. Widać było, że znakomicie poczuł się w tej praktykowanej od lat i powszechnie znanej ogółowi Polaków formie uprawiania polityki.
Obawiam się, że powrót do starego stylu nie przyniesie mu jednak sukcesów w postaci dodatkowych głosów, bo przecież cała Platforma Obywatelska, a także sztaby wyborcze innych kandydatów na prezydenta tylko na to właśnie z utęsknieniem czekały: aby prezes PiS zaczął się wreszcie zachowywać w taki sposób, jaki od niego oczekiwały. Dopóki nie wracał do niego, były zdezorientowane i bezbronne w swych z góry poczynionych przygotowaniach do kampanii prezydenckiej. Teraz poczuły przypływ politycznego wiatru w partyjne żagle i już zaczęły przekonywać społeczeństwo, że zadeklarowana oraz starannie utrzymywana po 10 kwietnia przez lidera opozycji zmiana jego osobowości była z gruntu nieszczera.
Czy był to jednostkowy wyskok, czy też Kaczyński postanowił równie nieoczekiwanie jak radykalnie zmienić metodę walki o najwyższy urząd w państwie, powracając do starych, dobrze znanych swym wrogom środków politycznej walki, na które mają oni z dawien dawna opracowane formy skutecznego kontrataku oraz obrzydzania go rodakom w mediach?
Najbliższe dni przyniosą odpowiedź na powyższe pytanie, a sondaże wskażą, czy jest to słuszna decyzja. Jest jeszcze czas, aby wycofać się z niej, chociaż - jeśli był to niecelny strzał - trochę przysłowiowego mleka już się rozlało, zwłaszcza że w sprawach powodzi Polacy oczekują od polityków nie wzajemnych oskarżeń, ale wspólnego działania dla łagodzenia jej skutków.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE