Ile znaczeń ma słowo \"dziwka\" i które z nich miał na myśli ksiądz Henryk Eliasz, proboszcz łódzkiej parafii pw. Świętego Józefa Oblubieńca Najświętszej Marii Panny przy ulicy Farnej w Łodzi, używając go wobec jednej z kobiet?
Nad tymi pytaniami musieli pochylić się językoznawca, etyk, prawnik i specjalista od mediacji, aby rozstrzygnąć, czy kapłan obraził nim, czy też nie swoją parafiankę.
Krótki dialog pomiędzy proboszczem a nią przytoczyła "Polska-Dziennik Łódzki". Oto jego treść:
"- Zamknij się, dziwko.
- Ja z księdzem nie spałam.
- Chyba musiałbym być ślepy, żeby to z panią zrobić."
Tę wymianę zdań słyszała rodzina i drugi ksiądz. Parafianka złożyła pozew do sądu.
"Poszło o dzienniczek do bierzmowania, w którym córka pani Barbary zbierała podpisy, że co tydzień chodzi na mszę świętą. Zdaniem proboszcza i katechety, gimnazjalistka mogła podrobić podpisy. Dziewczyna z rodzicami stawiła się w kancelarii, by potwierdzić oryginalność podpisów. Wtedy ksiądz zaproponował badanie u grafologa. To rozsiedziło rodziców i doszło do gwałtownej wymiany zdań" - czytamy w "Polsce".
Ks. Eliasz, krajowy duszpasterz dawców szpiku, przyznał w rozmowie z dziennikarzem gazety, że użył słowa "dziwka":
"- Powiedziała, że jestem złodziejem i nie jestem godny nosić sutanny. Nie wytrzymałem. Ale przeprosiłem."
W dodatku zapewnił, że używając tego określenia, wcale nie miał na myśli złego prowadzenia się parafianki i odwołał się do firmowanego przez Państwowe Wydawnictwo Naukowego "Innego Słownika Języka Polskiego".
"- Słowo <dziwka> oznacza zarówno prostytutkę lub kobietę prowadzącą swobodne życie seksualne, ale też kobietę, której postępowanie uważa się za oburzające. Ja użyłem w tym drugim znaczeniu. Ale jeśli zrozumiała to w znaczeniu pierwszym, to sama sobie wystawiła świadectwo" - powiedział krewki kapłan.
Pani Barbara nie zagłębiała się jednak w lingwistyczne kwestie, ale złożyła pozew do sądu o naruszenie dóbr osobistych.
"- Domagam się odszkodowania. Jego wysokość ustali sąd. Przeznaczę je częściowo na cele charytatywne" - tłumaczyła "P-DŁ", dodając że chce też złożyć skargę na ks. Eliasza do Kurii Archidiecezji Łódzkiej.
Ten nie martwi się ani pozwem, ani skargą.
"- Jeśli trzeba, pójdę do więzienia. Nie złamało mnie ani wojsko, ani komuna. Tej pani też się nie uda. A jeśli będę siedział, ofiaruję to Panu Bogu za jej nawrócenie" - zapewnił dziennikarza.
Kuria nie chciała wypowiadać się w tej sprawie, dopóki nie wpłynie do niej oficjalne zawiadomienie. Ze względu na dobro duchowe osób zaangażowanych w konflikty, nie udzieliła ona też redakcji gazety informacji, ile skarg spływa rocznie na zachowanie podległych arcybiskupowi łódzkiemu duchownych.
Profesor Kazimierz Michalewski, językoznawca z Uniwersytetu Łódzkiego, przyznał rację pani Barbarze
"- <Dziwka> to słowo bardzo obraźliwie, niezależnie od tego, w jakim znaczeniu się go używa. Trudno, by pani sama dociekała, którą wersję rozmówca miał na myśli. Może w rozmowie bardzo familiarnej nie byłoby obraźliwe, ale w tej sytuacji na pewno jest" - powiedział "Polsce".
Zdaniem etyka prof. Jacka Hołówki, ksiądz - tak jak każdy obywatel - nie ma prawa wypowiadać słów obraźliwych.
"- Ma oczywiście prawo pouczać, upominać i odwoływać się do sumienia wiernego, ale nie powinien tego robić na drodze wyżycia" - wyjaśnił.
Również Jarosław Szczepaniak, prawnik, jest przekonany, że doszło do naruszenia dóbr osobistych parafianki.
"- Pani Barbara może domagać się na drodze sądowej przeprosin albo odszkodowania. Jeżeli do użycia takich słów doszło w miejscu dostępnym dla nieograniczonej liczby osób, a takim jest kancelaria, to możemy mówić o zniesławieniu, co jest przestępstwem" - powiedział gazecie.
Jego zdaniem nie ma znaczenia, czy ona sama też użyła słów obraźliwych w stosunku do kapłana.
"- Jeśli tak było, ksiądz też może założyć jej sprawę o naruszenie dóbr osobistych" - dodał.
Inną opinię sformułował na łamach "P-DŁ" doktor Aleksander Binsztok, kierownik podyplomowych studiów w zakresie mediacji na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu:
"- Strony takich konfliktów uparcie trwają przy swoich stanowiskach i trudno jest im się wycofać. Dlatego zamiast do prawników, powinni się zgłosić do mediatora. Obu stronom przydałby się kurs asertywności i radzenia sobie ze stresem."
Kiedy czytałem tę historię, na myśl przyszła mi natychmias inna, ale dosyć podobna. Wydarzyła się pod koniec XIX wieku, kiedy to jeden z krakowian nazwał cesarza Austro-Węgier Franciszka Józefa pierdołą. Dwór w Wiedniu bardzo się zdenerwował, ale zachował jednak zimną krew i postanowił zasięgnąć opinii u językoznawców Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ci, chcąc uratować rodaka, napisali do stolicy cesarstwa, że słowo to bynajmniej nie jest obraźliwe, lecz oznacza dobrotliwego staruszka i sprawa rozeszła się po kościach.
Poważną zmianę znaczeniową przeszła także "niewiasta". W dawnych czasach określano tym mianem bogobojną i zacną kobietę, później zaczęło ono stopniowo tracić szacunek, by w końcu stać się niezbyt akceptowanym przez kobiety terminem.
Podobnie było z "dziewką", od której wywodzi się w prostej linii "dziwka". Używano go zarówno w całkiem neutralnym znaczeniu, najczęściej w stosunku do służącej (dziewka służebna), jak i w negatywnym, tożsamym z "prostytutką" (dziewka wszeteczna), zwaną też w średniowieczu "murwą".
Łódzki sąd będzie miał więc nad czym się naradzać.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE