Generał Wojciech Jaruzelski udzielił poparcia w walce o prezydenturę nie tylko Grzegorzowi Napieralskiemu, ale także Bronisławowi Komorowskiemu. Zdając sobie sprawę, że kandydat Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie ma najmniejszych szans na wyborcze zwycięstwo, zadeklarował oddanie swego głosu w drugiej turze na marszałka Sejmu.
Zastanawiam się, czy jest to polityczny pocałunek śmierci, czy też elektorat Komorowskiego widzi w byłym sowieckim namiestniku w Warszawie swój autorytet moralny.
Poparcie Jaruzelskiego powinno dyskwalifikować każdego, komu on go udzielił, a kto odwołuje się w retoryce wyborczej do ideałów patriotycznych i do imponderabiliów narodowych. Na miejscu Komorowskiego starałbym się więc grzecznie, ale stanowczo i jak najszybciej odciąć od takiego poplecznika.
Skoro kandydat Platformy Obywatelskiej tego nie robi (wręcz przeciwnie: dziękuję komunistycznemu zbrodniarzowi za łaskawość), mamy klarowną sytuację: marszałek Sejmu staje się zakładnikiem wciąż jeszcze licznych sierot po PRL i będzie zabiegał o ich głosy. Czyż trzeba lepszego dowodu na to, że PO wyrasta z tego samego ideowego pnia, co SLD?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE