KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Sobota, 23 listopada, 2024   I   07:00:44 PM EST   I   Adeli, Felicyty, Klemensa
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Miesiąc śmiechu - Aby nam wesoło było

16 stycznia, 2010

Z dawien dawna, przełom miesiąca stycznia i lutego, należał do tak zwanych dni wesela i uciech. Ucztowano wówczas jak tylko się dało, a i nie potrafiono także w tym czasie stronić od trunków.

W okolicach miasta Samsonowa, mieszkała rodzina Kurpiów, już samo ich nazwisko, wprawiało w ubaw wszystkich mieszkańców tamtejszego terenu. Zapraszano ich na organizowane w styczniu spotkania i uroczyste biesiady, by wspólnie pośmiać się z ich dziwacznej familii. Pewnego razu, owa rodzina zaproszona została na plebanię do księdza Walentego. Po wysłuchaniu krótkiej mowy powitalnej, ksiądz ten zaprosił wszystkich do salonu gościnnego i powiedział, że teraz wszyscy będą jeść smacznego karpia. Wspomniana rodzina z uwagi na to, że może być wkrótce zjedzona, uciekła z pieleszy proboszcza. Podczas tej niezwykłej eskapady, tęga pani Karpiowa kilka razy się przewróciła, a w dodatku zgubiła swoje ogromnego rozmiaru buciska. Gdy po pewnym czasie, znaleziono ową zgubę, poczęto się naśmiewać, że w te buciory, Karpiowa ma chyba siedmiomilowe.

Na terenach dzisiejszego województwa Pomorskiego, w miesiącu śmiechu organizowano tak zwane bale dla czarnych gęb. Smarowno wówczas twarze na kolor czarny sadzami, a sprośnościom wtedy nie było końca. Umalowane twarze, nie zdradzały, kto tak naprawdę najbardziej się wygłupiał, toteż na wspomnianych zabawach żartownisiów nigdy nie brakowało. Zaproszono pewnego razu na taką zabawę Julkę, karczmarzównę. A że była ona osóbką bardzo płochliwą i wstydliwą nie znała się ona na żartach i figlach. Gdy zbliżył się do niej młodzieniec z wysmarowaną twarzą, myślała ona wtedy, że to sam diabeł do niej podszedł i narobiła ona przy tym niesamowitego wrzasku. Już nigdy Julka nie dała się wyciągnąć na takową imprezę, z uwagi na to, żeby znów jakiś bies na nią uwagi nie zwrócił.

Na Saskiej Kępie, w miesiącu styczniu organizowano tak zwane podchmielaki. Były to te dni stycznia, podczas których był największy mróz i nikomu się nie chciało wziąć do uczciwej roboty. Zbierali się zatem młodzi chłopcy w karczmie i przy kilku kolejnych kuflach piwa, przechwali się oni ile każdy z nich panien wianka pozbawił. Pewnego razu, stara Maciejowa, podczas takowych przechwałek płci przeciwnej, zakradła się z tyłu pieca znajdującego się karczmie i zaczęła naśladować tajemniczym glosę, samego Pana Jezusa. A że znała ona poszczególnych chłopców z imienia i nazwiska, zwracała się do nich bezpośrednio, wytykając im wszystkie popełnione przez nich grzechy. A, że tych grzeszków było co niemiara, całej zgromadzonej gawiedzi, odechciało się wkrótce wszelkich przechwałek.
 
W okolicy Nowego Targu wierzono, że gdy któryś z gospodarzy zobaczy w swoim obejściu uśmiechnięte zwierzę, to nie tylko w styczniu, ale i w całym roku, będzie to dla niego dobrą wróżbą. Były też i takie rodziny, które psom i kotom wina dawali do popicia, aby choć raz zobaczyć u nich uśmiechniętą minkę. Mimo, że z dzisiejszego punktu widzenia, zwyczaje styczniowe należą już do przeszłości, dobrze je sobie przypomnieć, aby się trochę rozluźnić i pośmiać.

\"\"

EWA MICHAŁOWSKA WALKIEWICZ