Fatalnie rozpoczął Nowy Rok prezydent Krakowa profesor Jacek Majchrowski. W trakcie tradycyjnego treningu, odbywanego przez piłkarzy Cracovii od wielu lat zawsze 1 stycznia w samo południe, złożył im standardowe życzenia wielu sukcesów na boiskach ekstraklasy, do których dołączył jednak słowa: \"nigdy nie zejdźmy na psy\", wywołując nimi aplauz kibiców i zniesmaczenie mediów.
Dlaczego psy? Ponieważ rywal z drugiej strony Błoń zasilał w okresie PRL szeregi gwardyjskiego pionu sportowego, a powszechnie przecież wiadomo, jak popularnie określa się stróżów prawa (nie tylko zresztą w Polsce i nie tylko pod rządami komunistów). Miłośnicy Białej Gwiazdy odgryzają się sympatykom "pasów" zaliczaniem ich do grona narodu wybranego poprzez skandowanie antyżydowskich haseł, co badała niedawno prokuratura, umarzając jednak sprawę, gdyż uznała te okrzyki za jako przejaw... starej tradycji, nieodmiennie towarzyszącej od dziesięcioleci krakowskiej "świętej wojnie" piłkarskiej.
Prof. Majchrowski bardzo szybko zdał sobie sprawę z werbalnego faux pas, jakie popełnił (mało kto wierzy, że uczynił to nieświadomie) oraz z tego, jak szerokim echem odbiła się jego niefortunna wypowiedź w mediach i następnego dnia przeprosił na antenie Telewizji Kraków wszystkich, którzy poczuli się nią urażeni. Podkreślił, że jako włodarz miasta z równą sympatią odnosi się do wszystkich działających w nim organizacji i stowarzyszeń, w tym klubów sportowych. Przypomniał również, że remont stadionu Wisły zasilony został wielomilionową kwotą z gminnej kasy.
To dobrze, że prezydent nie kluczył i nie mataczył (w końcu jest z wykształcenia prawnikiem), ale odważnie przyznał się do błędu. Nie zostanie mu on jednak raczej zapomniany i z pewnością będzie wykorzystany w czasie kampanii wyborczej przez jego rywali do fotela w pałacu Wielopolskich (siedziba krakowskiego magistratu).
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE