Dopiero co pisałem o modzie na churching, czyli odwiedzanie różnych kościołów w poszukiwaniu najciekawiej głoszonych homilii oraz najbardziej interesującej oprawy liturgicznej mszy świętych, a już nasunął mi się - pod wpływem lektury \"Metra\" - kolejny temat z tej samej, kościelnej dziedziny.
"Najbardziej znany, ale i najmłodszy stażem, jest sylwester w Tyńcu. Gdy w zeszłym roku tamtejsi benedyktyni po raz pierwszy zaprosili gości, pisała o nich cała prasa. - Zapraszamy na antysylwestra. Gwarantujemy, że u nas będziecie się mogli skupić, wyciszyć, podumać o przemijaniu - mówił o. Jan Paweł Konobrodzki. Rok temu do Tyńca zjechało 60 gości. - W tym roku już na początku grudnia mieliśmy komplet 88 osób - mówi Jadwiga Pribyl z Benedyktyńskiego Instytutu Kultury. Gdyby było więcej miejsc, do klasztoru zjechałoby nawet kilkaset osób, bo tylu chętnych dzwoniło" - czytamy w "Metrze".
Wiem coś o tym, bo właśnie w Tyńcu witała 2009 rok moja koleżanka z Wrocławia. Tak jej się spodobało, że przyjeżdża również teraz. Kiedy opowiadała mi o swym pobycie za grubumi murami (ale w dosyć luksusowych warunkach, bo tyniecki klasztor przechodził ostatnio generalny remont), nie kryła zachwytu niepowtarzalną atmosferą, idealną zwłaszcza dla osób spragnionych pogłębionej refleksji.
Jako pierwsi na pomysł organizowania sylwestra dla gości wpadli benedyktyni, ale z Lubinia w Wielkopolsce.
"- 15 lat temu ruszaliśmy z nowym ośrodkiem medytacyjnym, zaprosiliśmy chętnych na dni skupienia podczas Bożego Narodzenia. Medytacja tak się spodobała, że 4-5 osób zostało na sylwestra. To nam uzmysłowiło, że niektórzy mogą chcieć przywitać nowy rok w klasztorze. Gdybyśmy mogli przyjąć wszystkich chętnych, byłaby ponad setka osób. Ale w celach mamy tylko 35 miejsc noclegowych" - powiedział gazecie ojciec Maksymilian Nawara.
Klasztorne sylwestry organizują też m.in. misjonarze z Mariannhill w Czeladzi (tylko małżeństwa), misjonarze oblaci Maryi Niepokalanej z Obry koło Wolsztyna, franciszkanie z Kalwarii Pacławskiej na Podkarpaciu, kapucyni z Lubartowa (te trzy klasztory zapraszają przede wszystkim okoliczną młodzież), dominikanki z Krakowa. Rzeczywista liczba klasztorów organizujących powitania Nowego Roku dla świeckich może być większa, bo nie wszystkie się reklamują, nie chcąc masówki i poprzestając na tzw. poczcie pantoflowej.
"- My zapraszamy na całe pięć dni sylwestrowego skupienia. Goście zjeżdżają się 28 grudnia. Czas jest wypełniony od rana do wieczora: o 6 rano pobudka, potem śpiewanie psalmów i medytacja, następnie śniadanie i medytacja, obiad, medytacja, nieszpory, kolacja, medytacja, o godz. 21 msza święta i nocleg. Ostatni dzień roku tym się różni od innych, że mnisi bardziej niż zwykle dowcipkują. Ani kropli alkoholu. Nikt nie ma na niego ochoty" - opisał przebieg okołosylwestrowych dni swoim klasztorze o. Nawara.
W Lubiniu pije się w sylwestrową noc zwykłą herbatę, w Tyńcu - z dodatkiem soku malinowego. Do północy trwają modlitwy, często po łacinie i z akompaniamentem mnisich śpiewów. Kulminacyjnym momentem jest uroczysta msza święta o północy. Rano serwowane jest noworoczne śniadanie, przeważnie z klasztornymi konfiturami.
"Najbardziej wyjątkowy wydaje się sylwester u dominikanek w Krakowie - jego uczestnicy w ogóle nie czekają do północy. Uroczysta msza odprawiana jest o godz. 18. Siostry codziennie chodzą spać ok. 21. i nie widzą powodu, by w Nowy Rok robić wyjątek. - Dlatego spotkamy się z uczestnikami wcześniej. Już od godz. 15 będziemy się modlić za pomyślność nowego roku i rozważać ten odchodzący. Będą dyskusje z siostrami, adoracja z czasem na osobista modlitwę, nieszpory i msza święta. Ok. godz. 19.30 rozejdziemy się do domów - zapowiada siostra Anna Maria. Z dominikankami świętować będzie ok. 10 młodych osób, na więcej nie ma miejsc" - informuje "Metro".
Kto chce spędzać sylwestra w tak nietypowy i - co tu dużo mówić - elitarny sposób?
"- W zeszłym roku mieliśmy bardzo dużo studentów. Głównie samotnych, ale było też kilka młodych małżeństw. Mówili, że nie znieśliby kolejnego hałaśliwego sylwestra w klubie czy u znajomych. To nie tylko uczestnicy oaz. Niektórzy przyjeżdżają z ciekawości, bo chcą urozmaicenia, a ktoś im o nas powiedział. Drugą znaczącą grupą są osoby w średnim wieku, rozmaitych zawodów, w większości z wyższym wykształceniem. W zeszłym roku było kilku przedsiębiorców, nauczyciel akademicki, kosmetyczka z Bydgoszczy i młode małżeństwo. Mieliśmy też bardzo miłego właściciela sklepu z bronią i prezesa spółki giełdowej. Polityków ani celebrities na razie nie było" - usłyszał dziennikarz "Metra" w Tyńcu.
Chociaż klasztory kategorycznie odmawiają podania namiarów na swoich gości, ich wspomnienia i opinie można jednak znaleźć na katolickich forach dyskusyjnych. Gazeta przytacza kilka z nich:
"@ Grazaa-plock: - Sylwestra spędziłam w Tyńcu. Polecam wszystkim, bo mają świetną herbatę i częstują swoimi specjałami. Polecam ogórki konserwowe według receptury ojca Franciszka, musowo śliwkową konfiturę medytacyjną i - to już koniecznie - chlebek z serem z cebulką św. Anzelma posmarowany musztardą templariuszy. Pychota.
@ Marti: - Polecam Lubiń. Tyniec to już hotel, podobno mają pokoje z łazienkami. A w Lubiniu cele iście spartańskie. Tylko prycze i ściany.
@ Pawlo: - Pojechaliśmy z żoną na sylwestra do Lubinia. W zeszłym roku był tam brat z żoną i nas namówili. Klimat jak w <Imieniu Róży>, pomieszczenia klasztorne robią wrażenie, a do tego ten śpiew mnichów. Najfajniejsze, że przez chwilę możesz poczuć się jak mnich, żyjesz z nimi, rąbiesz drzewo, przynosisz cebulę z lochów, rozmawiasz o życiu. Jest ciężko, ale warto coś takiego przeżyć."
Na pewno warto, jak zapewnia moja koleżanka, która już jest w drodze z Wrocławia do Tyńca.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE