KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Sobota, 23 listopada, 2024   I   03:23:37 PM EST   I   Adeli, Felicyty, Klemensa
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Niech płaci koń

29 listopada, 2009

Taki wniosek można wysnuć z opisanego przez \"Dziennik Polski\" smutnego wydarzenia, jakie przytrafiło się pewnemu mieszkańcowi Oświęcimia, który jechał samochodem wraz z żoną z Zatora do Wadowic.

"- Nagle zobaczyłem, że coś bardzo szybko zaczyna się zbliżać. Nie było czasu na reakcję" – powiedział gazecie.
Tajemniczym "czymś" okazał się potężny koń. Wbiegł on wprost pod nadjeżdżający pojazd i z całym impetem runął na maskę. Żona kierowcy z ciężkimi obrażeniami trafiła do szpital, a samochód nadaje się do kasacji.
Opiekuńczy i troskliwy mąż zamieszkał przy wadowickim klasztorze karmelitów, aby móc codziennie doglądać i pielęgnować małżonkę. Poniesione z tego tytułu koszta (około 3,6 tysiąca złotych) - chciał odzyskać z ubezpieczenia OC rolnika, do którego należał krewki ogier.

Niestety, nie jest to takie proste, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Z przytoczonego przez "DP" uzasadnienia firmy ubezpieczeniowej, powołującej się w tym przypadku na artykuł 431 kodeksu cywilnego (dotyczącego odpowiedzialności za zwierzęta), wynika bowiem, że w praktyce winy za cierpienia poszkodowanych w nietypowym wypadku drogowym nie ponosi nikt.

Ubezpieczyciel ustalił bowiem, że konia prowadził z pastwiska zięć ubezpieczającego, który "wiedział jak obchodzić się ze zwierzęciem", gdyż "w wolnych chwilach pomagał w gospodarstwie, pracował także jako zootechnik i studiował weterynarię". Następnie koń miał się spłoszyć, wyrwać prowadzącej go osobie i wybiec na jezdnię. Firma przyjęła, że koń był trzymany za uzdę, więc z punktu widzenia prawa oraz przepisów ubezpieczeniowych wszystko było w porządku.

"Uzda stanowi część uprzęży zakładanej na głowę konia i służy do kierowania nim podczas jazdy wierzchem bądź przy pracy. Skoro zatem uzda służy do kierowania koniem, to prowadzenie go trzymając za tę uzdę jest zachowaniem jak najbardziej prawidłowym. Należy również zauważyć, że nawet przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności, człowiek wobec siły spłoszonego zwierzęcia może nie być w stanie sobie z nim poradzić, co z uwagi na naturalną dysproporcję sił wydaje się oczywiste" – czytamy w cytowanym przez "DP" uzasadnieniu.

A skoro - jak wywodzi towarzystwo ubezpieczeniowe - zachowania rolnika i jego zięcia, "nie znamionuje wina, która jest w tym przypadku podstawą odpowiedzialności", tym samym ubezpieczyciel nie może przyjąć odpowiedzialności za szkodę.
I tyle. Poszkodowany oświęcimianin może co najwyżej odwołać się od tej decyzji do sądu.

"- Czyli winny jest tylko koń? To może najlepiej jak konia od razu pozwę?!" – powiedział zdenerwowany „Dziennikowi Polskiemu”.

Czyżby czekał nas zatem proces, w którym pozwanym będzie koń? Dlaczego nie? Mógł perski król Kserkses nakazać wychłostanie morza, którego wzburzone fale zatopiły mu flotę, może towarzystwo ubezpieczeniowe postawić przed sądem ogiera jako jedynego winowajcę.

A co na to koń? Zapewne uśmieje się, ale raczej nie zapłaci. Jak to koń.

Jerzy Bukowski