Portal netbird.pl przeprowadził wywiad z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, który rozpoczął i z powodzeniem kontynuował aż do zwycięskiego końca akcję powstrzymania przed granicą Polski rowerowego rajdu \"Europejskimi śladami Stepana Bandery\".
Maciej Sabal: Czy jest ksiądz zadowolony z takiego zakończenia sprawy planowanego przejazdu rajdu Bandery przez terytorium Polski?
Ks. Zaleski: Dobrze się stało, że władze obu ministerstw zabroniły wjazdu rajdu Bandery do Polski. Źle natomiast, że nie podały prawdziwych przyczyn tej decyzji. Oficjalnie zakomunikowano, że przyczyną były nieprawidłowo wydane wizy, a w rzeczywistości były to protesty Kresowian i organizacji niepodległościowych. Ukazały one, że wjazd do Polski będzie prowokacją, która ma na celu „wybić furtkę” do promowania ideologii faszystowskiej.
MS: Jak trzeba rozmawiać z Ukraińcami o wspólnej historii, aby nie zepsuć naszych stosunków, a jednocześnie zachować prawdę historyczną?
Ks. Z: Chciałem przede wszystkim podkreślić, że jestem absolutnie za współpracą między narodem polskim a ukraińskim, tylko ta współpraca musi być zbudowana na prawdzie historycznej. Ukraina już niedługo będzie obchodziła dwudziestolecie powstania niepodległego państwa, natomiast jest niesłychanie podzielona wewnętrznie. Jest zlepkiem kilku regionów, które nigdy wcześniej nie tworzyły jednego wspólnego państwa i są ogromne podziały między samymi Ukraińcami, zwłaszcza jeśli chodzi o najnowszą historię, ocenę Stepana Bandery oraz powstańców Ukraińskiej Powstańczej Armii. Dlatego dialog jest bardzo trudny, bo dopóki Ukraińcy nie dojdą sami do porozumienia między sobą, to Polska jest niejako skazana, żeby z każdą z tych grup rozmawiać osobno.
Według mnie błąd polskiej polityki zagranicznej po roku 1989 polega na tym, że uznano, iż nacjonaliści ukraińscy, których kolebką jest Galicja Wschodnia, czyli dawny zabór austriacki, reprezentują interesy całego narodu. I różne ruchy ze strony polskiego MSZ, a ściślej mówiąc, różnego rodzaju zaniechania powodują, że są czynione ukłony do nacjonalistów z Ukrainy zachodniej, a oni nie reprezentują całego państwa – wręcz przeciwnie, najnowsze wybory mogą się zakończyć całkowitą porażką Wiktora Juszczenki, który oparł się na nacjonalistach, w sondażach ma on ok. 4 % poparcia.
Strona polska powinna przede wszystkim bronić: po pierwsze własnej historii – nie może się tu godzić na żadne kompromisy, po drugie musi pamiętać, że Bandera nie jest bohaterem wszystkich Ukraińców. Na Ukrainie centralnej czy w Żytomierzu i Kijowie zdania się niesłychanie podzielone, ale na Krymie i na Ukrainie Wschodniej jest on uważany za bandytę. Strona polska nie może czynić żadnych ruchów, przyjmując jedynie opinię nacjonalistów z Ukrainy z dawnych Kresów Wschodnich.
MS: Może strona polska powinna przypominać o naszej wspólnej historii, zorganizować kampanię informacyjną?
Ks. Z: Cały dramat polega na tym, że strona polska w tej sprawie nie robi nic. Również w Polsce nie znam podręczników do historii, np. dla licealistów, które mówiłyby cokolwiek na ten temat. Sprawa została zaniedbana, wręcz świadomie przemilczana ze względu na tzw. poprawność polityczną, również w samej Polsce. I dziś mamy do czynienia z pewnym buntem społecznym. Bo to nie tylko Kresowianie, ale i dzieci, wnuki, a także osoby, które z Kresami nie są rodzinnie związane, buntują się przeciwko temu. Miało to miejsce dokładnie rok temu, kiedy była 65. rocznica ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Sejm polski bał się przyjąć stosownej uchwały, bo naciskał ambasador Ukrainy. 11 lipca 2008 roku na Skwerze Wołyńskim, gdzie były główne obchody w stolicy, nie przyszedł ani prezydent Polski, chociaż to wcześniej zapowiadał, ani premier, ani marszałek Sejmu. Co więcej, prezydent wziął patronat nad festiwalem kultury ukraińskiej, który odbywał się w tym samym czasie. I od tej pory mamy do czynienia z szeregiem protestów Kresowian i z poparciem ze strony innych grup.
Dzisiaj widać, że polscy politycy ogromnie się rozjechali w swoich ocenach od opinii społecznej. Jest to przypadek bardzo szczególny, bo de facto – co widać na przykładzie ostatniego miesiąca – mamy sprawę jedną za drugą. Idąc po kolei: najpierw protest, który poparło kilka tysięcy osób, przeciwko nadaniu doktoratu honoris causa dla Wiktora Juszczenki na KUL; 1 lipca demonstracje Kresowian w czasie wizyty Juszczenki w Lublinie, który po prostu uciekł, bo widział, jakie jest nastawienie społeczne; później jednak wymuszono – także w wyniku protestów – że Sejm podjął jednak uchwalę 15 lipca, chociaż nie użyto w niej słowa „ludobójstwo”. Teraz zaś mamy mobilizację tego środowiska w sprawie przejazdu rajdu Bandery. Jest to rzecz godna do opisania dla socjologów. Co się takiego dzieje w Polsce, że politycy swoje, a społeczeństwo swoje? Niestety, to początek kolejnych konfliktów na linii Kresowianie i polscy patrioci a ekipa rządowa, ale także na linii Polska – nacjonaliści ukraińscy. Jest to sytuacja bardzo trudna.
MS: No właśnie. Ostatnio możemy zaobserwować regres tych stosunków. Niektórzy wręcz posuwają się do sądów (choć wydaje się to raczej złudnym przekonaniem), że to wina poszczególnych rządów, że jeszcze kilka lat temu układało nam się z Ukraińcami lepiej.
Ks. Z: Uważam, że wszystkie ekipy rządzące nie mają czystych rąk w tej sprawie. To nie tyko SLD, ale również Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość uciekają od tego tematu. Zmieniają się premierzy i prezydenci, a ten wrzód narasta. Politycy boją się rozwiązać te sprawy. Po stronie ukraińskiej też dochodzi do dramatycznego paradoksu. Bo według opinii bardzo wielu organizacji polskich tam działających – sam posiadam tam rodzinę, więc znam te sprawy z autopsji – jest tam bardzo negatywny wybór – pomiędzy nacjonalistami a komunistami. Jedni i drudzy są nastawieni niechętnie do Polski. Ale Polacy mieszkający na Ukrainie mniejsze zło widzą w komunistach, niż w nacjonalistach. I jest to odwrócenie całej pomarańczowej rewolucji. Błędy prezydenta Wiktora Juszczenki, agresywny nacjonalizm Ukraińców, którzy go popierali, powoduje, że komuniści mogą powrócić na Ukrainie. Nie jest to korzystne dla Polski, ale też trzeba zrozumieć Polaków tam mieszkających, którzy widzą, co się dzieje na terenie województwa lwowskiego czy stanisławowskiego.
MS: Na koniec chciałbym pogratulować księdzu odwagi w mówieniu o tym, o czym inni wolą milczeć. Może wreszcie uda się przełamać to milczenie?
Ks. Z: Ja przede wszystkim dziękuję Panu Bogu za to, że miałem takiego ojca, jakiego miałem, nieżyjącego już. Przeżył on ludobójstwo dokonane w jego rodzinnej wiosce Korościatyn koło Monasterzysk na ziemi tarnopolskiej w 1944 roku. Był naocznym świadkiem zabicia 170 swoich sąsiadów i krewnych. I zawsze ubolewał, że pamięć o tych ludziach jest skazana na zapomnienie. Pisał w jednym zdaniu w swoim pamiętniku tak: „Kresowian zabito dwukrotnie: pierwszy raz przez ciosy siekierą, a drugi przez przemilczenie”. Natomiast mój ojciec był zawsze wielkim przyjacielem Ukraińców. Znał język ukraiński, przyjaźnij się z wieloma Ukraińcami i bardzo wyraźnie rozróżniał Ukraińców od banderowców. Ja dlatego, mając pewne doświadczenie rodzinne, też to mówię. Ukraińcy są naszymi przyjaciółmi, powinna być współpraca, ale nigdy na zasadzie gloryfikacji banderowców. To jest motto, które mi przyświeca.
Ks. Zaleskiemu należą się wyrazy szacunku i podziękowania za wszystkie akcje, jakie podejmuje w obronie dobrego imienia Polski i Polaków. Szkoda, że nie zawsze są one właściwie doceniane przez władze Rzeczypospolitej, a nawet przez jego kościelnych zwierzchników.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE